Idę do baru

353 17 4
                                    

*Pov Maddeline*

-Napisz mi potem kiedy będziesz.- powiedział James stając przede mną.

-Dobra.

-Nie pij za dużo! - pogroził mi palcem przed oczami.

-Spokojnie, nie upije się.

-I trzymaj się z daleka od podejrzanych typów.

-Ok, coś jeszcze tato?

-Właściwie to tak. - udał, że się zastanawia. - Baw się dobrze. - powiedział i mnie przytulił.

-Musze juz iść. - powiedziałam i wyszłam z domu. Przed furtką czekali na mnie Gunnarsenowie. Obaj stali uśmiechnięci.

-Cześć Madd!- powiedzieli jednocześnie. Mac chwycił mnie za rękę i zaczęliśmy iść przed siebie. Mieliśmy przed sobą jakieś 20 minut drogi. Chłopacy gadali o piłce, a ja się tylko przysłuchiwałam.

-Nie prawda! To się nie liczyło! Był spalony! - krzyknął Martins.

-Pierdolisz od rzeczy! Żadnego spalonego nie było...

-No mówię ci, że tak!

-Nie chce wam przeszkadzać, ale co to jest spalony?- zapytałam. Ich wzrok od razu padł na mnie. Obaj natychmiastsię zamknęli. Po chwili spojrzeli ponownie na siebie i znów na mnie jakby uzgadniali między sobą kto ma mi wytłumaczyć.

-Yyy...no więc, spalony jest wtedy, gdy piłkarz zagra do partnera ze swojej drużyny w momencie, gdy ten znajduje się bliżej linii bramkowej przeciwników niż ostatni gracz drużyny przeciwnej - powiedział Marcus.

-A ta linia bramkowa to...

-Martins, twoja kolej. Wykaż się.

***

Gdy doszliśmy na miejsce przywitała nas głośna muzyka. Weszliśmy bez pukania do środka i zaczeliśny szukać Smitha. Po chwili chłopak stanął przed nami.

-Witam Gunnarsenow i Maddeline. - zaśmiał się, całując wierzch mojej dłoni. - Czujcje się jak u siebie, miłej zabawy! - krzyknął gdyż muzyka skutecznie go zagłuszała i odszedł.

-Idę do baru. - powiedział Tinus i zniknął w tłumie tańczących ludzi. W śród nich dojrzałam Rose z Benem, a gdzieś dalej Allana i jakąś blondynkę. Mac pociągnął mnie za rękę i poszliśmy na parkiet. Zaczęliśmy się kołysać przytuleni do siebie w rytm spokojnej melodii.

Ludzie byli w stu procentach zajęci dobrą zabawą. Jedni tańczyli, inni rozmawiali, a jeszcze inni pili drinki z plastikowych kubków lub grali w bilarda i piłkarzyki. Nie było porażającej ilości osób przez co dało się normalnie oddychać, anie jak na niektórych imprezach ludzi tyle że się ruszyć nie da. A może to przez do, że dom Sama jest naprawdę przechstronny i ludzie rozeszli się po różnych pomieszczeniach?

Co chwile przechodził ktoś znajomy i witał się z nami. Czułam się naprawdę swobodnie. Nawet nie myślałam, że tak będzie. Wypiłam kilka drinków, tańczyłam z kilkoma chłopakami, oczywiscie pod nadzorem Gunnarsena, gadałam z nowo poznanymi ludzi i oraz starymi znajomymi.

-Idziemy do ogrodu? - usłyszałam przy swoim uchu szept Marcusa. Pokiwałam głową, a chłopak pociągnął mnie za rękę w stronę tarasu. Moje ramiona owiał lekki, chłodny wietrzyk, przez co przeszły mnie ciarki. Mac widziac to zaśmiał się cicho i obiął szczelnie ramieniem. Zaczęliśmy spacerować po ogrodzie rozmawiając że sobą. - Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że cię mam. - powiedział nagle, a mi zrobiło się ciepło na sercu. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile ci zawdzięczam Słońce.

-Wiesz, gdyby nie ty wtedy, nie byłoby mnie teraz tutaj.

-Nie żałuję, że poszedłem za tobą.

-Kocham cię Marcus. - powiedziałam całując chłopaka. Staliśmy razem w blasku księżyca całując się. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie....

Never-Marcus GunnarsenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz