Ja nadal tu stoję...

378 18 4
                                    

*Pov Maddeline*

-Hej słońce! - zawołał James, gdy tylko wyszłam z autokaru. Chłopak szybko do mnie podbiegł i przytulił mocno do siebie obracając się wokół swojej osi. - Oj mała, nawet nie wiesz jak tęskniłem. - szepnął chowając twarz w moich włosach.

-James, muszę jeszcze odebrać bagaż. - powiedziałam wyrywając się bratu. Chłopak postawił mnie na bruku, a ja migiem pobiegłam do luku bagażowego. Z grupki stojących tam chłopaków wyszedł Mac i podszedł do mnie z uśmiechem.

-Jest już?

-Tak.

-Pomogę Ci. - powiedział i wyciągnął moją walizkę. - Poradzisz już sobie? - zapytał, a ja tylko kiwnęłam głową.- Spotkamy się później?

-Postaram się. - powiedziałam, a Mac przelotnie mnie pocałował, po czym rozeszliśmy się w dwie różnie strony.Wsiadłam razem z bratem do jego auta i włączyłam radio.

- Clara dzisiaj do nas przyjedzie.

-Na jak długo? - zapytałam opierając głowę o oparcie fotela.

- Parę godzin. Dawno u nas nie była.

-Jedzmy do sklepu! - nakazałam.

- Po co?

-Bo znając ciebie nie zrobiłeś zakupów jak mnie nie było. - zaśmiała się, a James przewrócił tylko oczami i zjechał do sklepu.

-Dasz sobie radę sama?

-Oczywiście... - westchnęłam i opuściłam samochód.

***

- Aaaaaaaa! MADDELINE! - wydarła się Clara i podbiegła do mnie.

-Clara, cześć! - krzyknęłam, po czym się przytulilysmy głośno piszcząc z radości.

- Ej, a ja? Halo! - James starał się zainteresować sobą dziewczynę, która ominęła go szerokim łukiem by przywitać się ze mną. - Ach te kobiety! Nigdy was nie zrozumiem... - westchnął, gdy żadna z nas nie udzieliła mu odpowiedzi.

-Opowiadaj, co u ciebie? Jak tam Rose i Allan? Ciężko w szkole? Masz chłopaka? - zadawała pytania, a ja zaczęłam się z niej śmiać.

-Ja nadal tu stoję...- odezwał się James podchodząc do nas. Clara odwróciła się, a mój brat ją pocałował.

***

- Wychodzę! - krzyknęłam ubierając buty.

-Gdzie? - usłyszałam głos brata.

-Jak najdalej od Ciebie! - odkrzyknęłam i usłyszałam głos Clary.

- Ok, a kiedy wrócisz?

-Przed świtem. Prawdopodobnie.

-Dobra idź już...- westchnął, a ja pospiesznie wyszłam z domu. Była 18.20 co oznaczało, że za 10 minut mam być w parku. Przyspieszyłam kroku. Fartem udało mi się być na czas. Na miejscu był już Marcus. Siedział na ławce patrząc na bruk pod stopami.

-Hej. - powiedziałam podchodząc bliżej.

-Hej. - odpowiedział, po czym wstał i zbliżył się do mnie. - Widzę, że braciszek puścił cię.

-Przyszła do niego dziewczyna to mnie wypuścił. - powiedziałam na co się zaśmiał.

-Chodźmy! - Gunnarsen złapał mnie za rękę i zaczął iść do przodu.

-Gdzie idziemy?

-Zaraz zobaczysz...- szliśmy przez dobre parę minut, dopłuki nie doszliśmy do białej, oświetlonej altanki, którą obrosły róże.

-Nigdy jej tu nie widziałam. - powiedziałam z zachwytem.

-A stoi tu od zawsze. - chłopak uśmiechnął się do mnie i weszliśmy do niej. - Podoba Ci się?

-Jest idealnie...- usiedliśmy razem na ławce. - Jak byłam mała, marzyłam o księciu z bajki. Chyba w końcu się zjawił. - uśmiechnęłam się pod nosem patrząc w jego piękne oczy. Marcus zaśmiał się cicho.

-Ale nie przyjechał on na białym koniu, tak jak jest to w bajkach.

-A czy to ma znaczenie? - zapytałam całując go delikatnie.

-Dla mnie nie. - powiedział odrywając się ode mnie.

-Dla mnie też. Ciesze się, że jest przy mnie. Chyba to jest najważniejsze. - na moje słowa Mac założył mi włosy za ucho i ponownie pocałował.

Never-Marcus GunnarsenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz