Tak wiem...

408 19 8
                                    

*Pov Maddeline*

Razem z Jamsem i April udało nam się zebrać potrzebną na wycieczkę kwotę. 150 koron dał James, mi udało się zarobić 200 koron, a reszte dołożyła April pod warunkiem, że przyjadę do niej na połowę wakacji.

Gdy nadszedł dzień wyjazdu troche się stresowałam. James odprowadził mnie pod szkołę i pomógł z walizką. Usiadłam w autokarze obok Rose. Niemal od razu zaczęłyśmy gadać ze sobą. Opowiedziałam jej o Marcusie. Po chwili autokar zatrzymał się pod inną szkołą. Do środka zaczęły wchodzić dziewczyny, z których  chłopacy nie potrafili zdjąć wzroku. Tuż po nich weszli chłopacy, a wśród nich Gunnarsenowie. Szybko odwróciłam spojrzenie.

-Rose, to on...- szepnęłam i schowałam głowę w jej ramieniu.

-Tak wiem. - zaśmiała się i zaczęła bawić się moimi włosami. Gdy my spokojnie rozmawiałyśmy chłopaki rzucali w siebie poduszkami śmiejąc się. Jedna z nich uderzyła mnie i wylądowała na moich kolanach. Chwyciłam ją i podniosłam się z siedzienia odwracając się. Gdy chciałam ją mój wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Gunnarsena. Zobaczyłam w jego oczach duże zdziwienie. Bez zastanowienia rzuciłam poduszkę Allanowi, który szybko ją odrzucił komuś innemu.

***

-Już jesteśmy!- krzyknął nauczyciel. Jak na zawołanie wszyscy się zerwali ze swych miejsc. Po wyjściu z autokaru Allan pomógł mi oraz Rose z walizkami. Pokoje były druosobowe, a ja miałam dzielić jeden z nich wraz z przyjaciółką. Po rozpakowaniu się poszłyśmy na kolację.

-Zanim zaczniemy chce wam przedstawić plan na dzień dzisiejszy i jutrzejszy. Otóż o godzinie 19.30 wychodzimy na spacer żebyście zobaczyli Szwecję gdy jest ciemno. Juto śniadanie o 8.00, na 9.15 mamy być w Muzeum Nobla, o 11.40 zamku Drottningholm, po 16.00 będziemy w hotelu, jemy obiad i idziemy na basen. Acha, cisza nocna o 23.00. A teraz smacznego!

Po posiłku tak jak mówił wychowawca wyszliśmy z hotelu na spacer. Cały Sztokholm był pięknie oświetnony. Na każdym budynku były powieszone lampki lub przymocowane oślepiająco-jasne ledy.
Podczas krótkiej przerwy stanęłam przy fontannie oglądając odbijający się w wodzie Księżyc.

*Pov Marcus*

Chciałem powiedzieć jej coś mądrego, a za razem romantycznego. To mogła być jedyna taka okazja. Szwecja nocą jest niezwykle wyjątkowa, niezwykle romantyczna, a do mojej głowy nadal nie naplulywaly pomysły. Martins szturchnął mnie tylko, przez  co spojrzałem na niego w pytającym spojrzeniem.

-No leć do niej kretynie. - szepnął pokazując mi głową na nią.

-Ale tak przy wszystkich?

-Tak!- zawołał popychając mnie w jej stronę. Nie miałem już wyjścia. Ruszyłem w stronę Maddeline. Stała przy fontannie.

-Nie spodziewałeś się ciebie tutaj Madd. - odezwałem się stając obok niej.

Brawo Marcus, nic odrobinę bardziej kreatywnego nie dało się wymyśleć?

-Ja ciebie też nie.

-Chcesz się może przejść?- zapytałem

No, a po co tu jesteśmy kretynie?

- Yyy, tak jasne! Czemu nie?

Chyba oboje w tej sytuacji czuliśmy się strasznie niekomfortowo i dziwnie. Odeszliśmy od fontanny i poszliśmy gdzieś przed siebie.

-Przepraszam za to co było ostatnio. Źle się z tym czuje.- odezwała się po chwili krępującej ciszy.

-Ciągle przepraszasz. Nieptrzebnie. - powiedziałem i pokrzepiająco chwyciłem ją za dłoń pocierając kciukiem jej wierzch.

-Może masz rację... - dziewczyna spuściła głowę w dół. - To dla mnie nowa sytuacja. Z resztą dla Jamesa również. - zaśmiała s i w cicho na wspomnienie o bracie.

-Troszczy się o ciebie.

- Oboje się o siebie troszczymy. Staramy się sobie nawzajem zastąpić rodziców, ale to nie jest takie proste...

-Wiem Madd, wiem.- widząc delikatny poblask łez w jej oczach mocno ją do siebie przytuliłem kołysząc nami lekko. Oczywiście jak już zaczęło być fajnie przerwał nam wychowaca krzycząc, że idziemy dalej.

Dzięki panie Lopper...

Never-Marcus GunnarsenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz