*Pov Marcus*
Zostawiła mnie samego i jej już więcej nie widziałem. Nie słyszałem o niej. Nawet nie wiedziałem jak się nazywa. Nie wiedziałem o niej nic, a chciałbym wiedzieć wszystko. Była tak cholernie tajemnicza. Tyle skrywała w sobie zagadek i pytań, a moją głowe cały czas zaprzątało jedno z nich...
Dlaczego chciała skoczyć?
Te trzy słowa tkwią mi w głowie od miesiąca. Chciałem o niej zapomnieć, potem myślałem o próbie znalezienia jej, ale chyba ani jedno ani drugie nie ma sensu.
-O czym tak znowu myślisz?- zapytał Martinus siadając obok mnie.
-O wszystkim i o niczym.- powiedziałem nie zastanawiając się w ogóle nad odpowiedzią i oparłem się o ściane.
-Jak nie chcesz to nie mów...- westchnął wstając z kanapy. Już chciał wyjść, ale go zatrzymałem.
-Poczekaj!- Tinus odwrócił się powoli w moją stronę. -Chcę pogadać.
- W takim razie, zamieniam się w słuch. - wyszliśmy razem z domu idąc w stronę parku.
-To co ci powiem... Chce żeby zostało między nami, okej?- upewniłem się.
-Jasne, nie ma sprawy!- zapewnił klepiąc mnie po ramieniu. - Więc o co chodzi?
- Miesiąc temu gdy szedłem do sklepu zobaczyłem dziewczynę biegnącą w stronę jednego z najwyższych budynków w Trofors. Ona chyba chciała skończyć z życiem. Chciała zabić się. Popełnić samobójstwo... Poszedłem za nią, mówiłem do niej, w końcu odciągnąłem od brzegu dachu i starałem się uspokoić. Płakała. A potem tak po prostu uciekła. Poszła sobie zostawiając mnie samego. Pamiętasz? Wróciłem bez zakupów i musiałem iść jeszcze raz. - mówiłem cicho, wolno i spokojnie co chwilę zastanawiając się jak opowiedzieć tą historię wmiarę zrozumiale. - Od tamtego czasu nie widziałem jej. Wtedy zobaczyłem ją pierwszy i ostatni raz. Nawet nie wiem jak ona się nazywa! Nie zbyt nawet pamiętam jej wygląd, oprócz tych zielonych, zapłakanych oczu i długich, kasztanowych włosów.
-Dobra...- zaczął ostrożnie.- Mac, nie wiem co mam powiedzieć. - wyglądał na zakłopotanego. Wstałem z ławki.
-Pomóż mi! - krzyknąłem niespokojnie.- Chce ją znaleść.- dodałem spuszczając głowę.
-Coś myślę, że łatwo nie będzie...
*Pov Maddeline*
-Nigdzie nie idę! Nie ma nawet takiej obcji!- warknęłam na Jamesa cofając się od niego o krok.
-Madd, chce ci pomóc, ale nie potrafię... może psycholog ci pomoże. Może on sprawi, że wszystko wróci do normalności. Nie wiem! Ale chce, żebyś poszła na tą jedną wizytę, wygadała się komuś...myślę, że jako brat powinienem zrobić wszystko co w mojej mocy, by...
-Nie James! Ty najlepiej nic nie rób! Bo to wychodzi ci idealnie!- krzyknęłam i pobiegłam do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz.
-Maddy, otwórz proszę cię...- słyszałam jak brat uderzał pięścią o drzwi i mówił łamiącym się głosem.- Maddeline ja się po prostu martwię o ciebie. Chce, żeby było jak dawniej...
-Już nigdy nie będzie jak dawniej! Rozumiesz? Nigdy!
***
-Oj Madd, po prostu tam wejdź i tyle! Zobaczysz nie będzie tak źle jak myślisz.- James uśmiechnął się lekko popychając mnie w stronę otwartych drzwi do gabinetu psycholaga. Tak, po kilku dniach namawiania, zgodziłam się na JEDNĄ wizytę.
-Masz rację...będzie jeszcze gorzej niż myślę...- westchnęłam i weszłam do pomieszczenia. Przy biórku siedziała średniego wieku blondynka elegancko i schludnie ubrana, gdy tylko mnie zobaczyła, wstała z obrotowego krzesła i podeszła do mnie.
-Dzień dobry!- zaćwiegotała uśmiechając się od ucha do ucha.
-Dobry.- burknęłam.
-No dobrze...- westchnęła.- Jestem Annie White.- podała mi rękę i ponownie się uśmiechnęła.
-Maddeline Evans. - uścisnęłam jej dłoń, po czym schowałam obie ręce w kieszeń bluzy.
-Łatwo nie będzie.- usłyszałam jak szepcze sama do siebie. - A więc może zaczniemy od samego początku. Była was trójka...
-Czwórka.- poprawiłam ją. - Najstarsza April-wyniosła się z domu pare lat temu, potem James- mój jedyny brat, ja i na końcu, najmłodsza Allisa- zmarła rok temu na białaczkę. Mała miała tylko sześć lat...- wyjaśniłam pustym tonem lecz w rzeczywistości chciało mi się ryczeć.
-Rozumiem. - powoidziała zapisując coś w swoim notatniku.- Rodzice statali się jak mogli żeby utrzymać tak dużą rodzinę. Byli mocno w was zaangarzowani, starali się. Kochali was całym sobą, chronili. Chcieli dla was jak najlepiej, tak samo jak chce teraz dla ciebie James. On również przeżywa tą wielką stratę mimo, że okazuje to w inny sposób. Maddeline, on już nie ma nic do stracenia. Stracił już rodziców i najmłodszą z sióstr, nie chce stracić drugiej, a ty musisz to w końcu zrozumieć! Zauwarz jak on się stara- nie zapomnił o nich, a i tak potrafi w jakimś stopniu żyć normalnie, ty też powinnaś. Początki zawsze są tródne, ale wkońcu przyzwyczaisz się do ich nie obecności.
-To wszystko nie jest takie łatwe.
-Wiem. Nic nie jest łatwe, ale zawsze można sprasić żeby takie było- ŁATWE.
CZYTASZ
Never-Marcus Gunnarsen
Fanfiction- Chciałaś skoczyć, dlaczego?- usłyszałam za sobą ten znajomy, a jednocześnie nieznajomy głos. -A dlaczego ty mnie powstrzymałeś? -Nie pozwoliłbym ci tego zrobić....NIGDY!