*Pov Maddeline*
Mijały minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, a Nash nadal mnie ignorował. Dlaczego? Nie wiem, ale wiem, że coś było na rzeczy. Przez cały ten czas każdy dzień wyglądał praktycznie identycznie. W ciągu tygodnia szkoła i nauka, a gdy tylko nadeszła sobota jechałam do Rose na noc lub chociaż na wieczór.
James stara się jak może, żebym była szczęśliwa. Robi wszystko żeby wywowac na mojej twarzy uśmiech.
Dzisiejszy dzień miał być taki sam jak każdy do tej pory dopuki nie spojrzałam na kalendarz. Czerwoną petlą zaznaczona była cyfra 13. W brew pozorą wcale nie oznaczało to, że będę miała dzisiaj pecha. Opadła na kolala przypominając sobie znaczenie tej daty.
Kolejna rocznica śmierci mojej młodszej siostry.
Tyle czasu już minęło, a ja nadal mam przed sobą jej drobne ciałko leżące totalnie bez życia na szpitalnej kozetce. Wiedziała co ją za niedługo spotka. Czekała na śmierć. Nie bała się jej. Szczerze ją podziwiam...
Po moich policzkach zaczęły spływa słone łzy. Zaczęłam głośno szlochsc i lamentować. Po chwili drzwi do mojego pokoju się utworzyły i stanął w nich James.
Brat ukucnął obok mnie i ubiał ramieniem. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Czułam się bezpiecznie. Do mojej głowy zaczęły maplywac wspomnienia z przed miesięcy.
Siedziałam na skraju dachu kamienicy zastanawiając się nad egzystencją własnego życia. Pamiętam, że chciałam skoczyć. Zabić się, e w porę mnie ktoś znalazł. Dzięki tej osobie jestem tu i teraz, ale czy słusznie?
-Kochanie, nie płacz już. Proszę cię.- mówił do mnie James. Jego głos się łamał, ale starał się aby brzmiał normalnie. Chłopak podniósł się z podłogi, złapał mnie za rękę i podniósł.
Dopiero teraz zobaczyłam, że jest ubrany w szare spodnie dresowe i czarną koszulkę z krótkim rękawem, co oznaczało, że nie wybiera się do pracy. Miał podkrążone, opuchnięte, przekrwione oczy- płakał. Zawsze był wrażliwy lecz nigdy tego nie okazywał. Tylko ja tak naprawdę wiedziałam jaki jest. Jak byłam mała zawsze powtarzałam mu, że zazdroszczę jego przyszłej dziewczynie. I tak jest strasznie zazdroszcze Clarze takiego chłopaka jak on. Troskliwy, dobrze wychiwany, a do tego przystojny całkiem nieźle zbudowany. Chodzący ideał.
- Nie idziesz do pracy? - zapytałam patrząc na niego. James uśmiechnął się ciepło.
- Tydzień temu wziąłem wolne na dzisiaj i jutro. Ty też nie idziesz do szkoły. Chcę spędzić ten dzień tylko z tobą. Z nikim innym.
***
Poszliśmy do supermarketu, potem na cmentarz i na stację zatankować, a teraz siedzimy przed telewizorem oglądając wspólnie filmy. Leżałam wtulając się mocno w brata. Tylko on mi został...zawsze mogę na niego liczyć i nigdy mnie nie zawiódł. Wiadomo, że Rose i Allan czy nawet Ben również mnie wspierają, ale żaden z nich nigdy nie zastąpi mi Jamesa.
Ten dzień jest jednym z najcięższych dla mnie. Normalnie siedziałabym zamknięta w pokoju nie wypuszczają do niego nikogo, a zamiast tego leżę na kanapie w salonie oglądając jak dla mnie nieśmieszne komedie. Staram się jak najbardziej chłonąć bliskość brata, bodobrze wiem, że zacm chwilę wszystko wróci do normy. Ja pójdę do szkoły James do pracy i znów spotkamy się w weekend. Wydaje się to dziwne, bo w końcu mieszkamy że sobą, ale przed szkołą widujemy się żadko, a on z pracy wraca jak ja już śpię, albo zasypiam.
Ale cóż los wybrał akurat nas i z tym prędzej czy później i tak będziemy musieli się pogodzić...
CZYTASZ
Never-Marcus Gunnarsen
Fanfiction- Chciałaś skoczyć, dlaczego?- usłyszałam za sobą ten znajomy, a jednocześnie nieznajomy głos. -A dlaczego ty mnie powstrzymałeś? -Nie pozwoliłbym ci tego zrobić....NIGDY!