Trzeba tylko chcieć

291 13 3
                                    

*Pov Rose*

Obudziłam się wczesnym rankiem cała zalana potem. Śniła mi się wczorajszą sytuacja. Widziałam to jak się kłócimy po czym nadjeżdżający samochód i krzyki zgromadzonych ludzi. Wysiadający z pojazdu kierowca łapiący się za głowę i tłum ludzi, którzy otoczyli bezwładne ciało Madd. Widziałam siebie, chcącą pobiec w jej stronę i odciągającego mnie Bena, który starał się mnie bez zamierzonego skutku uspokoić.

Wszystko działo się jak dzień wczesniej. Sen można powiedzieć, że był nawet bardziej realistyczny. Przerażało mnie to i to bardzo. Przetarłam ręka spocone czoło i spojrzałam na zegarek.

Chyba pora już wstawać.

Powoli usiadłam na łóżku opierając głowę o ścianę. Zaczęłam głęboko oddychać. Moje ciało powoli się rozluźniało. Powolutku wstalam  i powędrowałam w kierunku łazienki, gdzie przemyłam twarz zimną wodą patrząc w lustro.

Czułam się winna całej tej katastrofie. Czułam jakby cały mój świat nagle legł w gruzach, a ja stałam pośrodku nich nie wiedząc co robić. Miałam wrażenie jakbym ja zaraz miała zmienić się w re same gruzy. Jakbym również miała się rozpaść. Jakby mój czas już minął.

*Pov Marcus*

Siedem złamanych żeber, złamana kość udowa i promieniowa oraz mostek, wybity staw biodrowy i łokciowy. Wszystkie te obrażenia dotyczyły tylko jednej strony ciała Madeleine. Cała prawa strona jej ciała była poturbowana, lewa zaś jakby nie tknieta. Nikt nie wie jakim cudem.

Strach pomyśleć jaki ból będzie czuła, gdy się obudzi. Jest nie przytomna i nie wiadomo jak długo w takim stanie pozostanie. Wczoraj razem z Tinusem siedziałem w szpitalu pół nocy. Nadal do mnie nie dociera to co się stało. Dlaczego to akurat ją musiało spotkać?

Pamiętam jak przyszedłem tam. Widziałem przyjaciółkę mojej dziewczyny Rose, która starała się wyrwać swojemu chłopakowi krzycząc, że to jej wina. Jednak gdy dowiedziałem się o klotki dziewczyn i o co się pokłóciły, poczułem się winny. Czułem jakbym to ja był kierowca tego nieszczęsnego samochodu. Jakby to wszystko stało się przeze mnie.

James siedział z głową oparta o ścianę. Zadzwonił pod jakiś numer, prosił żeby ktoś przyjechał jak najszybciej, a już po kilku godzinach w szpitalu znalazła się para. Właśnie wtedy wszyscy pojechali do domów. Wiedziałem, że Rose chce zostać, ale nie mogła, tak samo jak ja nie mogłem, jak James nie mógł... Allan odwiózł mnie i Martinus do domu.

Nasza matka była zdenerwowana, gdyż późno wróciliśmy. Na wieść o tym co się stało, zamarła w bez ruchu nie potrafiąc w to uwierzyć.

-Tak mi przykro skarbie. - powiedziała przytulając mnie mocno do siebie. Gdy tylko mnie puściła, jak strzała pobiegłem do swojego pokoju zamykając drzwi od środka. Rzuciłem się na łóżko, a po chwili zasnąłem.

*Pov James*

-James, masz nie wykorzystany urlop, chcesz go wykorzystać? - zapytał mnie szef.

-Nie wiem proszę pana.

-Myślę, że powinieneś być teraz przy siostrze, a nie tutaj. Jak na razie dostaniesz dwa tygodnie, jak będzie trzeba to więcej.

-Ale ja nie mogę, potrzebuje teraz  pieniędzy!

-Wiem i dlatego pójdziesz na płatny urlop. Nie przyjmuję odmowy.

-Niech będzie. - westchnąłem.

Gdy wyszedłem z gabinetu derektora, pojechałem do szpitala. Dotarłem tam dosyć szybko. Na miejscu była już tam  April że swoim lowelasem. Usiadłem obok siostry, a ona położyła mi głowę na ramieniu.

-Chce żeby było jak dawniej braciszku. - wyszeptała.

-To nie możliwe. - powiedziałem stanowczo.

-Wszystko jest możliwe, trzeba tylko chcieć.

Never-Marcus GunnarsenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz