*Pov Maddeline*
- Myślałem, że jesteś inna...- przeczytałam na głos po raz setny to krótkie zdanie starając się zrozumieć jego znaczenie. Kto je napisał? Za nic nie umiałam rozpoznać pisma, więc raczej nie należy ono do któregoś z moich znajomych. Może ty tylko przypadek, a ta wiadomość i7nigdy nie miała trafić do mnie?
Schowałam serwetkę do szuflady i słysząc dźwięk klaksonu zeskoczyłam z biórka. Chwyciłam za leżący na podłodze plecak i wybiegłam z pokoju.
- Cześć James!- krzyknęłam wbiegając na korytarz.
-Cześć słońce.- odpowiedział mi ciepły głos brata.- Nie jesz śniadania? - zapytał.
- Nie zdąże, muszę już lecieć.
- Trzymaj się mała.- powiedział cicho całując mnie w czoło i wzadził mi w rękę jabłko. Uśmiechnęłam się i wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi.
Gdy tylko wyszłam na zewnątrz poczułam chłodne powietrze owiewające moje ramiona. Poprawiłam bluzę i ruszyłam w stronę samochodu. Allan stał przed nim i wypalał końcówkę papierosa otwierając mi drzwi przed nosem bym mogła wejść do środka pojazdu.
-Hej mała!- krzyknęła Rose i przytulił mnie mocno.
-Jestem starsza...- zaczęłam lecz dziewczyna nie dała mi dokończyć.
-Oj, tylko o pół roku..- powiedziała i skrzyżowała ręce na piersiach.
***
Przez cały dzień Nash jakoś dziwnie się zachowywał. Unikał mnie jak tylko mógł, a gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały odwracał głowę i inną stronę. Gdy pochodziłam on odchodził.
Rose gadała jak najeta. Nie umiała się zamknąć co mnie niezmiernie wkurzało. Dziób jej się nie zamykał, a jej bezsensowne pierdolenie od rzeczy przyprawiło mnie o ból głowy.
Dzięki Ro...
- Panno Maddeline, może zechcesz nam pokazać gdzie jest na mapie Rosja?- usłyszałam przesłodzony głos nauczycielki od geografii.
Kurwa serio, co ja w przedszkolu jestem?
Wstałam leniwie z krzesła i podeszłam do tablicy.
-Tu.- powiedziałam ledwo słyszalne i już chciałam wrócić na swoje miejsce, ale nauczycielka mnie powstrzymał zadając kolejne pytanie.
-A jak się nazywa stolica Rosji?
-Moskwa...
-Dobrze a gdzie w takim razie jest Moskwa?- ponownie podeszłam do tablicy i pokazała palcem lokalizację Moskwy. - Dobrze, siadaj już i następnym razem uważaj!- warknęła.
Nie wzruszona poszłam na swoje miejsce i usiadłam na krześle. Czy was też wkurza to, że nauczyciele mają wygodne, miękkie fotele, a my uczniowie drewniane, twarde, niewygodne krzesła, które co chwilę są rozwalone. Ja nigdy tego nie zrozumiem. No, ale cóż. Nic z tym nie zrobię.
Po lekcjach razem z Rose poszłyśmy na boisko popatrzeć jak nasza szkolna drużyna piłki nożnej trenuje. I tak musiałyśmy jeszcze godzinę czekać aż Allan skończy lekcje, więc co nam szkodzi? Usiadłyśmy na trybunach lekko boku i obserwowałyśmy grających chłopaków.
Czy tylko ja nie rozumiem logiki piłki nożnej? Czy tylko dla mnie jest to obrzydliwie nudne? Co prawda w reprezentacji grają najprzystojnejsi chłopacy w szkole, więc jest na co popatrzeć, ale mimo wszystko jakoś tak średnio chce mi się na to wszystko patrzeć.
-NASH! WCHODZISZ!- krzyknął nagle trener, a chłopak wbiegł na boisko zastępując jakiegoś gracza, który usiadł na ławce.
Zaczęłam się uważnie przyglądać chłopakowi.
Jego ciało w szybkim tempie przemieszczało się po boisku, a piłka turlająca się przy jego nodze co jakiś czas lądował w bramce. Był niezły w te klocki. Jego zwinne uniki wprowadziły mnie w obłęd. Byłam bardzo zaskoczona jego grą. Nash ożywił rozgrywkę i nadał czarno-białej grze kolorów.
Trener stał na poboczu boiska i ciągle się darł i gwizdał jak pojebana w ten opluty gwizdek. Z jego ust żadko wydobywała się jakąkolwiek pochwała mimo, że naprawdę nie było aż tak źle. No, ale dobra...ja się na tym nie znam...może jednak nie jest aż tak dobrze jak mi się zdaje?
Nie mam pojęcia...
Po chwili za zwolnił dzwonek oznaczający koniec lekcji. Piłkarze pożegnali się z trenerem i poszli do szatni, a my zaczęłyśmy złazić z trybun. Zeskoczyłam z ostatnich trzech schodów i spojrzałam na Ro, która Prubójąc zrobić to samo zachaczyła nogą o próg i wyglebała się. Zaczęłam się śmiać. Nie umiałam się opanować. Nie wiem co wtedy we mnie wystąpiło.
Gdy wreszcie szatan opuścił mój umysł wyprostowałam się i zobaczyłam jak jeden z członków drużyny podaję Rose rękę i pomaga jej wstać. Następnie wymieniają się kilkoma zdaniami i się żegnają.
- O mój boże, jaki on jest cudowny! Widziałaś go?
- Tak Ro, widziałam...
- Madd...ja chyba się zakochałam...
- Chyba się w głowę uderzyłaś. Głupio gadasz. - stwierdziłam krzyżują ręce na piersiach.
-Nie prawda! - uburzyła się dziewczyna i odwróciła się na pięcie w stronę samochodu swojego kuzyna.
Zaśmiałam się cicho pod nosem i ruszyła za przyjaciółką. W środku panowała cisza, ale nie taka niezręczna. Każdy myślał o czymś innym. Allan skupiał się na prowadzeniu, Rose rozmarzona gapiła się w okno, a ja...ciężko tak naprawdę określić. Myślę, że wtedy moją głowę zaprzątała myśl co można było zrobić kiedyś, żeby było lepiej teraz...
CZYTASZ
Never-Marcus Gunnarsen
Fanfiction- Chciałaś skoczyć, dlaczego?- usłyszałam za sobą ten znajomy, a jednocześnie nieznajomy głos. -A dlaczego ty mnie powstrzymałeś? -Nie pozwoliłbym ci tego zrobić....NIGDY!