Tak uważasz?

352 17 4
                                    

*Pov Maddeline*

-Nie zabił mnie. - zaśmiał się Mac. Spojrzałam na niego i również się cicho zaśmiałam.

-Jeszcze nie. Nie wiem jak będzie za godzinę czy dwie. Czy przypadkiem nie będziesz już zakopany dwa metry pod ziemią.

-Wstawaj Słońce. - powiedział podając mi rękę i ciągnąć mnie w górę na tyle po no, że obiłam się o jego klatkę piersiową. Usiedliśmy na moim łóżku i włączyliśmy jakiś film. Nawet nie wiem jaki. Myślę, że Marcusa też średnio to interesowało, bo cały czas patrzył się na mnie.

***

-Odwiedziaj nas częściej, Marcus. - powiedział James, gdy zobaczył, że idziemy w stronę drzwi.

-Będę. - odpowiedział. Mój brat podszedł do nas i chłopacy ponownie uscisneli sobie dłonie. - Do zobaczenia.

-Do zobaczenia. - uśmiechnął się James i zostawił nas.

-Uważaj na siebie. - wyszeptałam mu na ucho przytulając się do Gunnarsena.

-Blisko mam przecież. - zaśmiał się i delikatnie pocałował mnie w czoło. - Przyjdę jutro, ok?

-Tutaj? - zapytałam.

-No, a gdzie? Wezmę cię stąd w takie jedno miejsce.

-Niech będzie.

-W takim razie przyjdę po ciebie  siedemnastej. - kiwnęłam głową, a Mac opuscił moje mieszkanie.

***

*Pov Marcus*

-To co zbieramy się? - zapytał Tinus rzucając we mnie kurtką.

-No! - zerwałem się z fotela i pobiegłem za bratem. Wybiegliśmy szybko z domu i skierowaliśmy się w stronę lasu. Było tam małe jeziorko. Bardzo często tam chodziliśmy. Zaczęliśmy układać suche gałęzie w stos. Na przewróconym drzewie rozłożyłem koce. Gdzieś dalej postawiłem radio.

-Poczekaj jeszcze tylko to! - Martins zaczął skakać rozrzucając wokół czerwone płatki róż.

-Nie przesadzasz trochę? - zapytałem śmiejąc się.

-Cicho, staram się, nie widzisz? - oburzył się i syonął mi płatkami w twarz.

-Ej! - krzyknąłem.

-Podziękujesz mi potem złotko. - powiedział że śmiechem.

-Ale ty masz dzisiaj poczucie humoru.

-No co, ja nie mam dziewczyny, więc chyba mogę Ci pomóc z twoją. - wytłumaczył się.

-I uwarzasz, że sam sobie nie dam rady?

-Jakbyś sam tak nie uwarzał, nie prosiłbyś mnie o pomoc braciszku.

-Może masz rację. - zastanowiłem się przez chwilę. - Nie jednak nie masz racji. - powiedziałem czochrając mu włosy.

-No ej! Układałem je godzinę!- pisnął poprawiając włosy.

***

Kilka minut po siedemnastej, tak jak mówiłem stałem już pod domem swojej dziewczyny. Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. Byłem chyba trochę mniej zestresowany niż dzień wcześniej stojąc w tym samym miejscu.

-O, cześć Marcus, wejdź!- powiedział brat mojej dziewczyny otwierając drzwi.

-Cześć James. - odpowiedziałem i wszedlem do środka. Po chwili z pokoju wyszła Maddeline. Podeszła do brata i całując go w policzek powiedziała, że wychodzi.

-Tylko nie wróć jakoś nie wiadomo jak późno.- pogroził jsj palcem przed nosem.

-Postaram się. - zachichotała cicho zakładając buty.

-Dobra młodzi, idźcie już! - wygonił nas. Wyszliśmy z domu i zaczęliśmy iść przed siebie.

-Chyba polubił cie. - uśmiechnęła się.

-Tak uważasz?

-Myślę, że jakby tak nie było, to nie wypuściłby mnie z tobą z domu. Siedzielibyśmy pod jego nadzorem. - zaśmiałem się cicho. - A tak to idziemy...no właśnie, gdzie idziemy.

-Dowiesz się w swoim czasie, skarbie. - powiedziałem. - Mogę Ci powiedzieć tylko tyle, że spodoba Ci się.

-Z tobą będzie mi się wszędzie podobać. - delikatnie splotłem nasze palce. Rozmawialiśmy praktycznie przez całą drogę. Gdy doszliśmy na miejsce rozpaliłem odnisko i usiedliśmy na pieńku rozmawiając do późnej godziny.

Never-Marcus GunnarsenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz