Koniec czasu

369 30 7
                                    

Pisanie tej książki mnie już męczy. ;-;
Choć ten rozdział nawet fajnie się pisało :3
Ciekawe, czy to dlatego, że to przed ostatni rozdział 🤔
Jak ten czas szybko leci 😅

.
.
.
*Perspektywa Tord'a*
.
.
.

Dwa potwory co chwila się na siebie rzucały drapiąc pazurami i warcząc na siebie, z tą różnicą, że tylko ten o szarych łuskach nie próbował zranić przeciwnika, a raczej odciągnąć go gdzieś z dala od ludzi. Skoro tak jest, to właśnie znalazłem swojego zdrajcę, ktokolwiek kryje się pod tą powłoką już jest martwy.

- Żołnierze ! - Krzyknąłem zwracając tym uwagę swoich ludzi. - Celować tylko w dwu-okiego potwora. Strzelać na rozkaz.

Wyjąłem swój pistolet i sam wycelowałem w jego ciało. Czekałem aż między nimi zrobi się większy odstęp, by mieć pewność, że żadna kula nie trafi w Tom'a, a kiedy to nastąpiło nie wachałem się nawet chwili by wydać rozkaz.

- Ognia !

Echem roznosiły się huki wystrzałów, niektóre kule trafiały potwora raniąc go w mniejszym lub większym stopniu, ale większość odbijała się od jego twardej skury opadając na ziemię, lub rykoszetem wracając do żołnierzy.

- PRZERWAĆ OSTRZAŁ !

Nie mogę pozwolić sobie na straty w ludziach. Nie spodziewałam się, że jego skura będzie aż tak wytrzymała, jednak nawet on został niejednokrotnie trafiony. Dwu-oki potwór zaryczał rozwścieczony na ludzi do okoła, a z jego oczy wypłynęła cienka stróżka czarnej mazi, zerwał się z miejsca i tratując w biegu żołnierzy uciekł za mury bazy.

- Rani do szpitala, sprawni za potworem, wyśledzić i sprowadzić, nie musi być żywy.

- Liderze, a co z drugim stworem ?

Spojżałem na Tom'a, który wciąż pełen furi warczał i odtrącał zbliżających się do niego ludzi.

- Ja się nim zajmę. - Zmieniłem magazynek w broni. - WSZYSCY W TEJ CHWILI MAJĄ OPUŚCIĆ PLAC !

Wydarłem się na całe gardło. Żołnierze szybko zebrali się do wykonania rozkazu i pomagając rannym podnieść się z ziemi po biegli do skrzydła szpitalnego, lub za szarym potworem.

Nie musiałem długo czekać, aż zostanę już tylko ja i Tom. Oboje patrzyliśmy na siebie próbując przestraszyć siebie nawzajem i nawet jeśli Tom ma do tego więcej szans wciąż nie odpuszczałem, starałem się go sobie jakoś podporządkować, choć wiem, że na marne.
Nawet jeśli jest teraz w tej formie wiem, że gdzieś tam w środku jest mój Tom'my, który nie chce mnie skrzywdzić, dlatego na razie nie podnosiłem broni.
Potwór zaczął się do mnie zbliżać po woli stawiając każdy krok.

- Zatrzymaj się !

Rozkazałem, ale jak mogłem się tego spodziewać nie posłuchał, tylko przyspieszył tępo.

Powiedziałem że MASZ SIĘ ZATRZYMAĆ ! - Krzyknąłem będąc już na granicy wytrzymałości by nie wycelować w niego z pistoletu.

Tym razem potwór zrobił coś, co mnie zdziwiło, posłuchał się mnie. Mimo iż wciąż przyglądał mi się jak jakieś przystawce odnosłem wrażenie, że jakimś cudem uspokoił się na tyle by nie atakować wszystkiego co się rusza. Coś się zmieniło, nie w jego wyglądzie, a zachowaniu, jakby nagle stał się bardziej łagodny.

Chwilę później zrozumiałem dlaczego potwór stanął w miejscu. Wcale się mnie nie słuchał, on po prostu też zaczął wylewać z swojego ciała tą czarną maź, która znikła w szybkim tępie. Tom wrócił do swojego ciała, ale szybko opadł z sił równocześnie opadając na ziemię.

Odetchnąłem z ulgą widząc, że tylko tak się to skończyło. Zawsze mogło być gorzej. Podszedłem do niego i uświadomiłem sobie, że za szybko pochwaliłem dzień. Oczy, nos, usta, uszy, czarną maź wylewała się z niego w bardzo szybkim tempie, nie tylko maź, ale i krew, która się z nią mieszała zaczęła z niego wypływać, w szybkim tępie i dużych ilościach, to zdecydowanie bardzo źle.

Zabrałem go na ręce i pobiegł ile sił w nogach do Klary, teraz mam pewności, że to nie ona zdradziła, więc jest moją jedyną deską ratunku. Dosłownie wbiegłem z buta do jej gabinetu. Klara szybko podniosła na nas swój wzrok i dostrzegając w jakim stanie jest Tom odsunęła się do biurka.

- Połóż go na łóżku. - Zrobiłem jak kazała.- Kiedy się zaczęło ?

- Przed chwilą. Walczył z drugim potworem. - Czułem jak serce łomocze mi w klatce i wcale nie było to przez dystans, który przebiegłem. - Wyleczysz go, prawda ?

Klara założyła stetoskop i przyłożyła jego koniec do klatki Tom'a. Ani trochę nie spodobała mi się jej poważnie zmartwiona miną.

- Płuca się zalewają, nawet jeśli zatamuje krwawienie może nie dożyć do rana.

- Co z maszyną ? - Strach przyćmił jasne myślenie. - Da radę go wyleczyć ?!

- Myślę, że tak, ale wciąż nie mamy nowego zamie-

- Ja jestem, to wystarczy. - Ostrożnie podniosłem Tom'a. - Przygotuj pokój.

Bez zwłoki ruszyła, a ja zaraz za nią uważając by moje nagłe i szybkie tępo nie pogorszyło jego stanu jeszcze bardziej. Maź wylewając się z niego bez przerwy przepływał w dół po policzkach i szyji, spływając również przez mojej ręce by zaraz po tym wylądować na ziemi tworząc za nami czarno czerwone ślady. Przycisnąłem go trochę mocniej do swojego ciała, chce mieć pewność, że nie wyślizgnie mi sie z rąk, nie chce go stracić, nie mogę go stracić, nie chce tego przyznawać, w tym momencie bałem się, po raz pierwszy od tak dawna, naprawdę czułem strach, w końcu, to może być ostatnim raz, kiedy trzymam go żywego.

( W tym momencie ryczę bo puściła mi się piosenka Kodaline - Brother, a już tak mam, że zawsze przy niej ryczę...;-; wiedziała skubana, kiedy się pokazać... )

Wszedłem do pokoju, który miał uratować życie Tom'a i zadecydować o tym, czy moje się skończy. Całkowita biel, bez okien, mebli, niczego, tylko biały pokój wyładowany elektryką i całym sprzętem z zewnętrznych ścian. Tyle razy myślałem nad tym jak to będzie wyglądać, ale ani razu nie pomyślałem, że to ja będę z nim w tym pokoju.

- Jest szef absolutnie pewny, że tego chcę ? Przypominam, że teraz oboje możecie zginąć. - Powiedział głos z głośnika.

- Włączaj już !

Coraz bardziej panikowałem widząc jak coraz więcej krwi, a nie maź zaczyna wypływać z jego ust.

Nie wiedziałem co robię, jedyne czego chciałem to ocalić go, nawet ceną własnego życia. Jeśli będe musiał przypłacić za to życiem, nie będę zły, nie będę żałować, śmierć była mi najwyraźniej pisana już od tamtego dnia, dnia w którym ich zdradziłem. Odkąd wróciłem nic tylko mieszałem jeszcze bardziej, ale teraz mam szanse wszystko naprawić. Nie boję się śmierci, boję się jedynie, że umrę na próżno.
Rzadko to robię, ale Boże, jeśli mnie słyszysz proszę nie pozwól mu umrzeć. Ze mną możesz zrobić co chcesz, ale on ma żyć.

Rozdział trzydziesty pierwszy
KONIEC

1042
SŁÓW

Poza kontrolą [TordTom]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz