3. rozlane wino

8.2K 173 90
                                    

Kiedy zdenerwowany poranną pobudką blondyn poszedł wziąć prysznic, ja z Kacprem zajęłam się przygotowaniem śniadania dla całej naszej czwórki. W międzyczasie do kuchni przychodzi Natalka, którą Kacper wita buziakiem w policzek. Uśmiecham się pod nosem i patrzę na przyjaciółkę, której policzki przybierają kolor jasnego różu. Kiedy blondyn odwraca się powracając do swojej przerwanej czynności, rzucam przyjaciółce pytające spojrzenie i szturcham ją lekko łokciem, poruszając przy tym brwiami. Obie rozbawione zaistniałą sytuacją wybuchamy gromkim śmiechem, kiedy to do kuchni wchodzi Janek. Zdenerwowany siada przy stole i przeciera twarz dłońmi. Dosiada się do niego Natalka, która mimo bólu głowy i kaca, próbuje rozbawić nas wszystkich. Zresztą jak zawsze jej się udaje, a w dodatku poprawia zniszczony od rana humor Jankowi.

Stawiamy na stole cztery talerze z porcjami naleśników z owocami i życzymy wszystkim smacznego. Kątem oka patrzę na Natalkę i Kacpra, którzy oboje siedzą pod uśmiechem. Nie trudno zauważyć po blondynce, że zdążyła już przypodobać się nowemu poznanemu koledze, jednocześnie szybko się w nim zakochując. Patrzę na Janka, który ubrudzony cały bitą śmietaną w kącik ust kopie Kacpra pod stołem i porusza brwiami. Blondyn karci go wzrokiem i powraca do rozmowy z moją przyjaciółką, w międzyczasie popijając gorącą, owocową herbatę.

Po wspólnie zjedzonym najważniejszym posiłku, wspólnymi siłami sprzątamy w jadalni, a następnie w przestronnej kuchni. Każdy rozchodzi się w swoje strony, jedynie ja pozostaje w dużym salonie i w międzyczasie dokładnie mu się przyglądam. Mieszkanie jest urządzone w bardzo minimalistyczny sposób, co całkowicie odróżnia się od mojego urządzonego w artystyczny sposób małego mieszkania. Gdzieniegdzie poukładanych jest pełno płyt, zarówno winylowych, jak także tych klasycznych. Na regale w rogu pomieszczenia stoi wysoka komoda, z ułożonymi według wielkości wieloma rodzajami książek. To pewnie książki Janka, który we wczorajszej rozmowie z uśmiechem na twarzy chwalił mi się swoją ogromną kolekcją, zabranych z rodzinnego domu w Krakowie książek, które przeczytał będąc nastolatkiem.

Na zegarku wskazówki pokazują godzinę drugą po południu. Żegnam się z kolegami i moją przyjaciółką, która mimo mojego błagania o powrocie do domu we dwójkę postanawia spędzić czas ze swoim nowym kolegą. Kręcę głową cicho się śmiejąc i opuszczam mieszkanie na warszawskim Żoliborzu. Wsiadam w miejski autobus i po kilkunastu przystankach znajduję się tuż pod moim blokiem. W słuchawkach wsadzonych do uszu rozbrzmiewa wesoła muzyka, dzięki której kroki stawiane na szarym betonowym chodniku idą wraz z jej rytmem. Wchodzę do starej kamienicy i wbiegam drewnianymi schodami na samą górę, w międzyczasie szukając kluczy w przewieszonej przez ramie torebce. Kiedy odnajduję zagubioną rzecz, szybko otwieram drzwi, rzucam torebkę na ziemie, a szpilki kopię pod jedną z komód stojących w przedpokoju. Kładę się na wygodnym łóżku i zamykam powieki, od razu udając się w krainę snów. Odpoczynek nie był mi dany gdyż po kilkunastu minutach tuż obok mojego ucha rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Dosyć mocno zirytowana podniosłam głowę z wygodnej poduszki i klikając na zieloną słuchawkę odebrałam telefon. Uśmiechnęłam się pod nosem słysząc rozradowany głos kolegi.

— witam Wiktorio.

— witam Janku, co chcesz?

— idziesz z nami pić nad Wisłę i to nie jest pytanie, a zdanie twierdzące.

— przestań używać mądrych słów. — śmieje się i przewracam się na drugi bok. — nie miałam zamiaru nigdzie wychodzić, po za tym nie wystarczy wam po wczoraj?

— wiesz co muszę kończyć, ale będziemy za 10 minut, cześć.

Po ostatnim zdaniu blondyna cicho wzdycham i klikam na czerwoną słuchawkę. Włosy wiąże w koka i ubieram w pierwsze lepsze leżące w szafie ubrania. Po kilku minutach w mieszkaniu roznosi się dźwięk natarczywego pukania do drzwi i dzwonienia dzwonkiem na przemian. Biorę wdech i otwieram drzwi, a przede stoi uśmiechnięty Janek, a po jego lewej stronie Szyman. W dłoniach trzymają dwie butelki wina. Uśmiecham  się pod nosem na ich widok i wychodzę z mieszkania zamykając za sobą drzwi.

Droga minęła nam w towarzystwie głośnych rozmów i żartów opowiadanych przez chłopaków. Cieszę się z przypadkowego poznania jednego z nich na przystanku autobusowym. Grono moich znajomych opierało się przede wszystkim na osobach, które znałam z uczelni. Nigdy nie wychodziłam z inicjatywą poznawania osób na imprezach lub spotkaniach. Byłam przeciwieństwem mojej przyjaciółki, która na jednej imprezie potrafiła dostać tysiące  nowych numerów telefonów od poznanych koleżanek przy barze, bądź zapoznanych na papierosie mężczyzn.

Mój wewnętrzny monolog zostaje przerwany przez śmiechu kolegów i Janka, który w międzyczasie wyjmuje papierosy i papierowe pudełko zapalniczek z napisaną zagadką na jednej ze stron. Częstuje najpierw Kacpra, a następnie podaje je mnie. Rzecz prosta, odmawiam. Nie mam potrzeby palenia znanych każdemu używek i zatruwania swojego organizmu tym nieznośnym roznoszącym się po płucach dymem. Według mnie to zwykły wymysł szatana, a do osób, które palą trzymam naprawdę duży dystans i nie kuszę się na ich śmieszne zaczepki i wsadzenie papierosa do ust.

Doszliśmy na miejsce. Plaża nad Wisłą. Jedno z miejsc z warszawie, które codziennie odwiedzane jest przez kilka tysięcy młodych polek i polaków. To tu młodzi piją, palą i odpalają ogniska widoczne po prawej stronie Wisły, od strony warszawskiej Pragi. Tym razem to ja, dołączam do grupy osób, która spędza wieczór na popularnych schodkach. Słońce zachodzi za horyzontem i towarzyszy nam w ciekawych rozmowach i opowiadanych żartach. Przy popijaniu alkoholu ze szklanych butelek można sporo się o sobie dowiedzieć. Jednak po opróżnieniu pierwszej butelki białego wina przez naszą trójkę, miejsce posiedzenia zaczyna się nudzić. Otrzepujemy dolne części ubrania z piasku i obejmujemy kierunek miasta.

Każdemu z nas alkohol daje się we znaki. Każdy z nas jest rozbawiony, nie ma żadnych zmartwień, a nocny spacer z schowanym alkoholem w wewnętrznej kieszeni kurtki brzmi jak świetny plan na oszukanie czyhającej straży miejskiej, która pilnuje porządku. Szybko butelki stają się puste, a następnie lądują w koszach na śmieci, bądź jako rozbite szkło na betonowym chodniku. Każdy z nas mówi, że to koniec, zabawa się skończyła wraz z brakiem alkoholu. Ale to właśnie wtedy zauważamy sklep monopolowy po drugiej stronie ulicy, to właśnie wtedy szybko przebiegamy przez ulice, mimo czerwonego światła.

Kupujemy alkohol, który ponownie pijemy z uśmiechami na twarzy. Kacper zauważa policjantów, z rąk Janka wypada butelka z winem i rozlewa się po całym chodniku zostawiając pod nas tylko dźwięk rozbitego szkła. Teraz już wiem, jak to jest uciekać przed strażą miejską przed obawą zapłacenia mandatu. Chowam się za drzewem i obserwujemy policjantów, którzy zmieniają kierunek drogi i wsiadają do auta. Z ogromną ulgą wychodzimy z naszej kiepskiej kryjówki i idziemy do mieszkania chłopaków. To właśnie tam spędzimy resztę wieczoru, popijając kolejne kieliszki alkoholu.
Chłopcy śmieją się, rozmawiają na przeróżne tematy, a ja przytulona do ramienia Janka powoli odpływam w krainę snów.

————————————

Ogólnie to taki krótki i nudny rozdział.

Wybory {Jan Rapowanie}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz