24. szpital

3K 106 62
                                    

Wiktoria

Wstałam rano z ogromnym bólem pleców. Przetarłam oczy i wstałam ze skrzypiącej kanapy. Idąc do łazienki minęłam się z Jankiem, który szybko wyminął mnie uderzając swoim barkiem w moje ramię.

— hej — powiedziałam i odwróciłam głowę do tyłu w celu złapania chociaż na chwile wzroku Janka, który zniknął za ścianą w kuchni. W odpowiedzi usłyszałam ciche i wymuszone cześć. Wzruszyłam ramionami i weszłam do łazienki, aby wziąć poranny prysznic.

W mokrych, kręconych włosach i luźnych ubraniach poszłam do kuchni i spojrzałam na blondyna który wygodnie siedział na kuchennym krześle i jadł śniadanie. Na kuchennym blacie zostawione były pozostawione resztki jedzenia, a w zlewie leżały nie pozmywanie, brudne naczynia. Wysiliłam się na uśmiech i dołączyłam do Janka biorąc z blatu kubek z gorącą herbatą. Chłopak nawet nie raczył się na mnie spojrzeć, całą swoją uwagę przykuł na jedzeniu i wpatrywaniu się w ekran swojego telefonu. Wykręciłam oczami i wzięłam głęboki oddech.

— Jak ci się spało? — zapytałam bawiąc się woreczkiem od herbaty, jednakże nadal nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. — Stało się coś? Jesteś jaki nieobecny? Chcesz powiedzieć o co chodzi?

— od kiedy zadajesz tyle pytań? — powiedział blondyn odrywając wzrok od telefonu i patrzą się na mnie. Przełknęłam ślinę i zmarszczyłam lekko brwi. — Nie twoja sprawa — burknął cicho i wstał od stołu. Postawił brudny talerz na blacie i poszedł w stronę balkonu.
***

Pod wieczór Janek wrócił z jedną siatką zakupów z którą dumnie pomaszerował do sypialni. Zdziwiona szybko podniosłam się z kanapy i poszłam w stronę pokoju. W ostatniej chwili złapałam za klamkę zamykające się przed moim nosem drzwi.

— co chcesz? — pyta blondyn rzucając swoje rzeczy na łóżku i wyjmując pojedyncze rzeczy z kieszeni na biurko.

— Co ty właściwie robisz? — pytam zainteresowana i opieram się o ścianę krzyżując ręce. Nie uzyskuje od blondyna żadnej odpowiedzi więc lekko zirytowana ponawiam pytanie.

— Daj mi spokój japierdole! — krzyczy blondyn i uderza pięścią w ścianę kilka metrów ode mnie na co lekko podskakuję.

W oczach pojawiają się łzy więc schylam głowę i bez słowa wychodzę z pokoju zostawiając rozzłoszczonego Janka samego. Po policzku spływa samotna łza, ale szybko ją ścieram rękawem bluzy rozmazując przy tym na policzku czarny tusz. Biorę paczkę papierosów ze stolika i idę na balkon, gdzie odpalam używkę i opieram się o barierkę patrząc na tętniące życiem miasto i przechodzących ludzi. Słyszę trzask drzwi, ale nie odwracam się. Wzrok zapatrzony jest w rozgwieżdżone niebo, a z pod powiek wydostają się słone łzy. 

Janek

Zdenerwowany wychodzę z mieszkania, głośno zamykając za sobą drzwi. Zakładam na głowę kaptur, szybko zbiegam po schodach i wychodzę z klatki warszawskiego bloku. Wkładam ręce w kieszenie kurtki w poszukiwaniu papierosów i zapalniczki. Przeklinam cicho pod nosem kiedy wyjmuję z kieszeni jedynie jakieś papierki i stare paragony. Ze schyloną głową zachodzę do pobliskiego osiedlowego sklepiku na rogu i staję w kolejce, która ciągnie się przez pół sklepu. Rozglądam się po sklepie i nerwowo tupię nogą czekając na swoją kolej.
Kiedy kolejka dochodzi do mnie z wysilonym uśmiechem na twarzy patrzę na starszego wieku ekspedientkę i proszę o papierosy i jakąś zapalniczkę. Szybko płacę i wychodzę ze sklepu niemalże od razu odpalając używkę w ustach.
Nagle czuję na twarzy krople deszczu. Podnoszę głowę i patrzę na niebo na których jasne chmury zmieniły swoją barwę na ciemno-szare. Przeklinam cicho pod nosem, wyrzucam papierosa na ziemię i szybkim krokiem wracam pod blok Wiktorii. Deszcz nasila się, a w tle słychać ciche grzmoty.

Wybory {Jan Rapowanie}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz