37. dobranocka

2.2K 83 41
                                    

Dni nieubłagalnie mijały. Janek towarzyszył mi każdego dnia w szpitalu, mimo tego, że na głowie mial milion spraw do załatwienia, których nie dopiął na ostatni guzik przez mój wczesny poród. Przytulony do mojego ramienia zasypiał każdej nocy, jedną dłonią gładząc małą rączkę Emilki, która zaciskała swoją dłoń na jednym z jego palców. Uśmiech nie znikał z twarzy ani mi jako matce, ani Jankowi, a nawet Emilce, która od kilku dni nie uroniła żadnej łzy w porównaniu do jej rodziców, którzy co chwila ze wzruszenia ocierali sobie nawzajem słone łzy szczęścia.

Kilka dni po porodzie zostaliśmy poinformowani o możliwości powrotu do domu. Mija już tydzień od kiedy całą rodziną siedzimy w ciepłym domku wpatrując się przez okna na spadające z drzew na chodnik czerwono, żółte liście. W kominku pali się wyraźny ogień, a z pokoju obok słychać męża który każdego wieczoru śpiewa naszej córce kołysankę. Jestem mu wdzięczna za wyręczanie mnie w wielu rzeczach kiedy opadam z sił. Po całym ciężkim dniu ledwo stoję na nogach, a moim marzeniem jest położenie się pod ciepłym kocem w pokoju.

— Zasnęła — mówi blondyn zamykając drzwi i kładąc się obok. — Śpi jak aniołek.

Odwracam się w stronę męża i składam krótki pocałunek na jego ustach. Dziękuje mu szepcząc cicho na ucho i dotykam w nos. Spotykam się z cichym chichotem chłopaka, który mocno przytula mnie do swojej klatki piersiowej. Tak się cieszę, że to właśnie z nim mogłam założyć rodzinę i małymi krokami dążyć do spełnienia swojego największego marzenia. Przyjeżdżając do Warszawy nie przypuszczałabym co zdarzy się zaledwie dwa lata później. Moja najlepsza przyjaciółka bierze ślub, kilka miesięcy później przed ołtarzem staje również i ja. Rok później okazuje się, że pod moim sercem żyje nowe życie, które od kilku dni leży w białym łóżeczku zasypiając przy usypiającym śpiewie męża.

Ciężki dzień, który rozpoczął się wraz ze wschodem słońca kończę o godzinie równej północy. Po odkrytej skórze ciepłymi opuszkami palców Janek delikatnie gładzi moją skórę, cicho nucąc jedną z moich ulubionych piosenek. Powieki powoli opadają w dół, na ustach pozostaje szeroki uśmiech, a myśli odchodzą w nieznane. Czas zakończyć dzień.

Z samego rana mimo słabego samopoczucia wcześnie podnoszę się z łóżka, zostawiając w nim jedynie śpiącego męża. Przecierając oczy idę do pokoju naszej córki, która na szczęście daje mi jeszcze chwile czasu na zajęcie się samą sobą. Na ściennym kalendarzu w kuchni dzisiejsza data zaznaczona jest na czerwono - to właśnie na dzisiaj Janek zaprosił swoich rodziców, aby mogli zobaczyć swoją wnuczkę. Od całego zamieszania totalnie wypadło mi to z głowy. Związuje włosy w koka i zbiegam do sklepu, aby kupić produkty na obiad z rodzicielami. Z pokojów słychać jedynie chrapanie męża i brak płaczu Emilki. Najszybciej jak tylko potrafię przygotowuje ulubione danie blondyna i wsadzam je do piekarnika, natomiast w całym domu sprzątam i nakrywam do stołu.

Na zegarku wskazówki pokazują godzinę czwartą po południu, za godzinę mają przyjechać z długiej podróży nasi rodzice. Emilka ma właśnie popołudniową drzemkę, natomiast jej tata nadal nie wstał z łóżka, co dodatkowo wprawiało mnie w zdenerwowanie. Dopijam herbatę z kubka i idę do naszej sypialni siadając obok blondyna, który jak gdyby nigdy nic śpi.

— Janek wstawaj — mówię szeptem, delikatnie szturchając przy tym chłopaka.

— Jeszcze chwila — mówi chowając twarz w kołdrę.

— Nie ma żadnej chwili, jest szesnasta, twoi rodzice zaraz będą, a ty leżysz w samych bokserkach i rozczochranych włosach.

— Wiktoria daj spokój, wiesz że umiem się szybko ogarnąć. Po za tym jestem zmęczony, nie spałem w tym szpitalu za dobrze.

— Wypijesz kawę — mówię poddenerwowana i wstaję z łóżka. — Wstawaj Janek, masz pół godziny.

— Nie możesz odwołać tego i powiedzieć, aby przyjechali za tydzień? — mówi przecierając twarz i podnosząc się do pozycji siedzącej.

Zdziwiona patrzę na męża i skrzyżuje ręce. To właśnie on wyszedł z inicjatywą zaproszenia swoich rodziców do naszego mieszkania, a nawet zaproponował im możliwość przespania się i powrotu na drugi dzień. Tymczasem zaspany prosi mnie, abym odwołała nasze spotkanie, tuż przed tym kiedy nasi goście znajdują się na miejscu. Nie miałam ochoty się dzisiaj z nim kłócić, jednak spokoju nie dałoby mi nie zostawienie swoich trzech groszy.

— Żartujesz sobie ze mnie? — pytam podnosząc lekko ton w górę, nie zapominając, że nasza córka śpi w pokoju obok.

— Wyglądam jakbym żartował? — pyta ironicznie, co przy każdej naszej kłótni doprowadza mnie do szału.

— Chce ci tylko powiedzieć, że twoi rodzice są już w Warszawie, a ja od samego rana wysprzątałam mieszkanie i zrobiłam obiad.

— Nie przesadzaj, wpadną na herbatę i pojadą.

— Jak mam nie przesadzać Janek? Ty spałeś kiedy ja wszystko przygotowywałam, pragnę przypomnieć, że to twoi rodzice. — mówię i odwracam się w celu wyjścia z pokoju.

— No właśnie moi, twoi nawet nie wiedzą, że urodziła nam się córka. Od zawsze mieli Cię gdzieś, tak jak i teraz. Obyś nie była taką samą matką, jak twoja.

Słysząc słowa blondyna zatrzymuje się w miejscu. W oczach stają łzy, a serce zaczyna szybciej bić. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek usłyszę z jego ust, coś co mnie aż tak zrani. Janek doskonale wie, że sytuacja w mojej rodzinie nie była kolorowa, tak jak u niego. Wszyscy rozeszli się w różne strony, własna matka nie chce mnie znać, a ojciec rozwiódł się z mamą, a potem znalazł sobie inną. Wsparcia nie otrzymywałam także od rodzeństwa, które po całym zwrocie akcji zaczęło się wzajemnie nienawidzić.

Odwracam się w stronę blondyna, jednocześnie ocierając z policzka pojedynczą łzę. Janek jak gdyby nigdy nic wymija mnie w drzwiach i głośno zamyka drzwi od łazienki. Mam ochotę zapaść się pod ziemię, kiedy w mieszkaniu rozbrzmiewa dźwięk dzwonka do drzwi. Natychmiast odzyskuję świadomość sytuacji i podchodzę do drzwi. Wycieram z policzków słone łzy i zakładam maskę niczym na spektaklu, na którym muszę wcielić się w czyjąś rolę. Na twarz wkracza sztuczny uśmiech, kiedy otwieram drzwi widząc w nich rodziców Janka. Witam się z nimi i zapraszam ich gestem ręki do środka, prosząc o zajęcie miejsc przy stole.

— gdzie Janek? — pyta pani Justyna rozglądając się po mieszkaniu.

— jest zajęty, powinien zaraz przyjść — mówię zatrzymując gulę płaczu i zdenerwowania w gardle.

— a gdzie nasza wnuczka? — pyta dziadek Emilki i bierze łyk herbaty.

— śpi u siebie w pokoju, mogę rodziców zaprowadzić.

Mówię udając zadowoloną i odrywam się od wykonywanych czynności. Prowadzę rodziców do pokoiku Emilki. Dziadkowie z uśmiechami na twarzach i zachowując ciszę przypatrują się mojej córce. Opieram się o ścianę naprzeciwko, kątem oka widząc jak Janek opuszcza mieszkanie, nie zostawiając ani jednego słowa. Przecieram twarz modląc się, aby rozpoczęty pierwszy dzień weekendu skończył się jak najszybciej. Udawanie dłużej szczęśliwej nie wyjdzie mi na dobre, niedługo maska spadnie a przedstawienie się zakończy. Widownia którą są nasi rodzice, będą zadowoleni, natomiast aktorka, którą będę ja pogrąży się w myślach o źle ułożonym scenariuszu.

———————————
no i pyk

Wybory {Jan Rapowanie}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz