❀ 2 cz. 1 ❀

1.4K 60 3
                                    

Walizka nie chce się zamknąć. Może powinnam to przewidzieć już na początku — nastolatka wyjeżdżająca z domu na okrągły miesiąc, w dodatku do stolicy stanu, nie zapakuje się w jeden bagaż. Usilnie jednak przekładam przedmioty, poskładane ubrania i inne drobiazgi, by jakoś razem je upchnąć. Zastanawiam się, co tak naprawdę mi się tam przyda, ale nawet po wypakowaniu paru rzeczy zamek nie chce zasunąć się dalej niż na jedną trzecią. A nie zrezygnuję ani z parasolki, ani z kremu z filtrem i okularów przeciwsłonecznych (i tych do czytania), nie mówiąc już o dwóch grubych książkach (mam nadzieję, że powstrzymają mnie od kupienia jakichś jeszcze), kurtce (może to Floryda, ale nikt nie powiedział, że nie może nagle zrobić się zimno) czy moich szczęśliwych dzwonach, w których kiedyś uniknęłam ataku Melanie, a innym razem pytania z matematyki albo Ezry, który ponoć bardzo chciał widzieć mnie na swojej imprezie.

Rozmyślam nad poproszeniem Abril o pożyczenie jakiejś torby, kiedy drzwi mojego pokoju się otwierają, a do środka wchodzi tata. Rozgląda się najpierw po bladoniebieskich ścianach, potem kieruje wzrok na pościelone łóżko i inne meble, a na końcu zerka na siedzącą na puchatym, białym dywanie mnie, jakbym była ostatnią osobą, której by się tu spodziewał.

— Jeszcze się nie spakowałaś? — pyta, obrzucając spojrzeniem torby z ciuchami, pokaźną kosmetyczkę i inne przedmioty leżące wokół mnie. — Wyjeżdżamy z samego rana, a jest...

— Myślisz, że Abril ma jakąś torbę? Nie musi być duża, ale tak, na przykład, żeby pomieścić trochę tych rzeczy i dmuchane koło.

Tata unosi brwi i podchodzi do dywanu, niemal potykając się o jeden z dwóch grubych tomiszczy, które wcześniej wyjęłam, żeby sprawdzić, czy zamek w walizce choć trochę się ruszy. Nie, nie ruszył się.

— A na co ci, przepraszam, koło?

Teraz to ja unoszę brwi. Nie wierzę, że o to pyta. Nie bez powodu unikałam zajęć z pływania, wycieczek czy innych wypadów nad rzekę, jezioro bądź ocean przez ostatnie osiem lat. Od kiedy ośmioletnia ja wbiegła prosto w parzydełka niebezpiecznej meduzy, która nie powinna znaleźć się w tamtym sezonie na płytkiej wodzie, mam uraz do kąpieli innych niż tych w wannie. Choć i tak preferuję prysznic. Ślady na lewej łydce skutecznie mi o wszystkim przypominają.

— Nieważne — mówię, uświadamiając sobie, jak głupio musiało to zabrzmieć z ust dziewczyny, której siłą nie zmusiłoby się do wejścia do wody dalej niż na poziom kostek. Ale, jak to mówią, przezorny zawsze ubezpieczony. — Ale nie zmienia to faktu, że potrzebuję torby. Do tej wszystkiego nie zmieszczę. — Wskazuję głową na otwartą walizkę.

Tata jeszcze przez parę sekund uważnie wpatruje się w rzeczy, które chcę ze sobą zabrać, a które usilnie nie chcą zmieścić się do jednej z dwóch walizek, jakie mamy (tę drugą zabiera on na własny wyjazd). Po chwili wzdycha i odwraca się na pięcie. Przez ramię rzuca: „Mam nadzieję, że Abril jeszcze nie śpi", ale mówi to tak cicho, że odnoszę wrażenie, jakby próbował w tym utwierdzić samego siebie.

W związku z wczesnym wyjazdem, Abril nocuje u nas w pokoju gościnnym. Zbieramy się razem o wpół do szóstej, żeby dojechać na miejsce zbiórki przed wszystkimi innymi. Z jednej strony to rozumiem, bo bycie organizatorem wymaga pewnych poświęceń, ale z drugiej wolałabym pospać trochę dłużej. Zresztą, zbiórka jest dopiero na siódmą.

Tata zamyka za sobą drzwi z cichym skrzypieniem, zostawiając mnie samą w pokoju. Jeszcze raz obrzucam torby i inne pakunki spojrzeniem, a następnie godzę się z myślą, że bez drugiej walizki ani rusz, i zaczynam wyciągać wszystkie bagaże. Mimo że mówiłam Abril, że zabiorę się za pakowanie jeszcze wczoraj, planowanie rzeczy do zabrania strasznie mi się przedłużyło. Długa, dwustronna lista zawiera w sobie jednak każdy najdrobniejszy szczegół, zastanawiałam się w końcu nad spakowaniem połowy domu. Gdybyśmy mieli jakieś zwierzę, bez niego na pewno bym się nie ruszyła.

Po kilku minutach słyszę odgłos odpalanego silnika — to tata i Abril, a może sama Abril. Jadą do jej domu po walizkę, o której zamarzyłam późną nocą. Chyba wolałabym teraz, tak jak parę lat wcześniej, szukać z latarką kredek czy kolorowego bloku, ze zmęczonym, marudzącym mi nad uchem tatą. Bo faktycznie, mogłam już te dwa dni wcześniej zorientować się, że jeden bagaż nie wystarczy. Ponoć słynę ze szczegółowego planowania i dokładności, jednak momentami umykają mi dość oczywiste drobiazgi.

Siedząc tak na dywanie w oczekiwaniu na przyjazd taty i Abril, której dom leży zaledwie parę ulic dalej, zaczynam się zastanawiać, dlaczego kobieta nadal z nami nie mieszka. Świetnie dogaduje się z tatą, mają podobne poczucie humoru, a jednocześnie smykałkę do zarządzania. Jestem pewna, że wstrzymują się nie przez wzgląd na niepewność co do siebie — tata jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy jak przy Abril. Ona z kolei stara się aż za bardzo i wątpię, aby była w stanie zrezygnować z tego, co budowała przez prawie rok. I nagle mnie oświeca — gdyby byli studentami, dopiero zaczynającymi życie na własną rękę, mieli po te dwadzieścia, a nie około czterdzieści lat, łatwiej byłoby im podejmować decyzje. No i jestem też świadoma tego, że odgrywam w ich związku znaczącą rolę — oboje chyba chcą mojego błogosławieństwa.

I kiedy tak nad tym myślę, uświadamiam sobie, że mimo szczerych chęci nigdy nie dałam im jawnego pozwolenia, a właśnie na nie pewnie czekali. Z jednej strony głupio mi, że pomyślałam o tym dopiero teraz, ale z drugiej mam przynajmniej stuprocentową pewność co do tego, że Abril nie jest niewypałem. Wszystkie dziewczyny taty — a przez te szesnaście lat miał ich parę — nie wytrzymywały presji, którą sama im gwarantowałam. Kilkuletnia ja potrafiła naprawdę namieszać im w głowie i je zniechęcić, a wszystko przez to, co sobie wymyśliłam — że mama kiedyś do mnie wróci, a tata ma na nią czekać.

Otwieram jedną z książek, które chcę wziąć na wyjazd, i czytam dedykację od autora. Za paręnaście minut minie północ, ale nie mogę jeszcze iść spać, muszę czekać na walizkę, a potem się do niej spakować. Równocześnie nie potrafię się skupić na słowach, w które się wpatruję. Takie intensywne rozmyślanie o tacie, Abril i mamie dobrze mi nie robi i chyba warto to zapamiętać, żebym nie miała kiedyś przez nie nieprzespanej nocy.

Mimo to zaczynam czytać pierwszy rozdział od początku, choć skończyłam już pierwszą stronę, bo nic nie zapamiętałam. Przez głowę nadal przelatują mi bezsensowne myśli, które i tak nic nie zmienią. Wzdycham ciężko i zamykam książkę, którą następnie z hukiem kładę na drugiej. Akurat zaczynam myśleć o mamie — o tym, dlaczego zostawiła nas od razu po porodzie, kim była i czy nawet nas nie kochała. Wstaję i idę do kuchni, żeby zaparzyć sobie ziołową herbatę. Muszę czymś zająć ręce i umysł, bo inaczej ta noc nie skończy się dodającym energii, głębokim snem.

Kiedy wlewam wrzątek do kubka, a w kuchni roznosi się przyjemny, uspokajający aromat, widzę dwa podłużne światła i słyszę silnik samochodu, który parkuje na podjeździe. Chwilę później do domu wchodzi Abril, a zaraz za nią tata z wielką, bordową walizką na kółkach.

Chyba teraz już naprawdę nie ma od tego odwrotu.

❀❀❀❀❀❀❀❀❀❀

Memiszcze na dziś:

Memiszcze na dziś:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
That (not) good girl | stara&nowa wersjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz