Głośne piski rozemocjonowanych dziewczyn wypełniały cały stadion do granic możliwości. Pomimo zgaszonych świateł i jeszcze pustej sceny, wszystkie obecne nastolatki były podekscytowane tym, że za chwilę zobaczą na własne oczy swojego idola. Każda z nich miała świadomość o swoim szczęściu, bo przecież nie wszyscy mogą usłyszeć taki głos na żywo.
W czasie, w którym pseudonim wokalisty był skandowany z całych sił, on uważnie przyglądał się swojemu odbiciu, w poszukiwaniu jakiś niedoskonałości.
Był już gotowy do występu, jednak wolał się upewnić, czy włosy aby na pewno są idealnie ułożone, a makijaż jest dopasowany do jego ubioru.
Uwielbiał przeglądać się w lustrze i podziwiać swoje idealne odbicie. Gdyby jego praca mu na to pozwalała, pewnie robiłby to bez żadnej przerwy. Jednak obowiązki wzywają.
Mrugnął na koniec do samego siebie, po czym odwrócił się w stronę swojej ekipy oraz dwóch, głównych ochroniarzy, stojących zaraz przy wejściu na scenę.
Wyższy z nich trzymał w swoich dłoniach słuchawkę, którą oddał w dłonie piosenkarza, gdy ten tylko znalazł się blisko niego.
— Ile ma trwać ten cały koncert? — zapytał, wkładając urządzenie do swojego ucha.
Bardziej umięśniony ochroniarz wyjął jakiś kawałek papieru z kieszeni spodni i zaczął na niej czegoś szukać. Kiedy odnalazł odpowiedni fragment, wrócił wzrokiem do idola.
— Masz być na scenie równo godzinę, plus masz przerwę w połowie. Będziemy tutaj do wpół do dziesiątej. Przynajmniej teoretycznie — wyjaśnił, ponownie chowając kawałek papieru do kieszeni.
Niebieskoowłosy posłał mu delikatny uśmiech, po czym odebrał mikrofon od młodej kobiety.
— Ile ich jest? — rzucił, wskazując ruchem głowy na spory tłum przed sceną.
Brunet wzruszył jedynie ramionami, kierując wzrok na starszego ochroniarza.
— Chyba coś około dziesięciu tysięcy, nie jestem pewien — odpowiedział, zakładając dłonie na piersi.
Uśmiech muzyka powiększył się, a on sam zrobił krok w stronę estrady, kiwając wzrokiem na techników, aby światła wreszcie rozbłysły. I tak się właśnie stało.
Oślepiające reflektory oświetliły ogromną scenę, na której tle pojawiło się wielkie "V".
Niebieskoowłosy uśmiechnięty wbiegł na sam środek sceny, od razu przykładając sobie mikrofon do ust.
— Witam, Seoul! — krzyknął, a głośny pisk ponownie rozległ się na całym stadionie.
Właśnie takie momenty kochał. Jego uzależnieniem stało się obserwowanie i słuchanie tego jak ci ludzie go kochają.
Prawdziwą muzyka dla jego uszu były słowa uznania i pochwał, jakie padały z ich ust. Przez nich nie potrafił żyć bez ciągłego powtarzania, że jest piękny i idealny. To właśnie sława zrobiła z niego człowieka, który potrafi kochać tylko siebie.
Idol kiwnął głową do muzyków, ukrytych w lewym rogu sceny, a w powietrzu rozbrzmiały pierwsze nuty piosenki. Cała sala zaczęła wręcz skakać, jeszcze zanim muzyk zaśpiewał pierwsze słowa, a oni słyszeli tylko melodię do "Stigma".
Jednak gdy piosenkarz przyłożył mikrofon do ust, wszyscy natychmiast ucichli, uważnie wsłuchując się w hipnotyzujący głos niebieskowłosego. Po prostu nikt nie miał serca zakłócać brzmienia czegoś tak pięknego jak śpiew idola. No, może nie do końca.
Młodszy mężczyzna odszedł na chwilę od brzegu sceny, żeby dla bezpieczeństwa sprawdzić widok na każdej z kamer oraz przy okazji zobaczyć ustawienie reszty ochroniarzy.
Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku, gdy nagle jego oku ukazał się metalowy błysk. Osoba przemieszczała odwrócona tyłem do każdego ujęcia, więc brunet bez problemu domyslił się, że dobrze znała ich ułożenie.
Mężczyzna zmrużył uważnie oczy, ale gdy tylko zobaczył dłoń, sięgającą do wnętrza czarnej marynarki, natychmiast rzucił się do biegu.
Niczym wyścigówka, znalazł się błyskawicznie na scenie, rzucając się na idola w tym samym momencie, w którym na całym stadionie rozległ się głośny huk wystrzału.
Muzyka się zatrzymała, a zamiast śpiewu artysty, rozległy się głośne krzyki paniki. Niebieskooki zdezorientowany, zrzucił z siebie ochroniarza, rozglądając się po sali.
Dopiero po chwili poczuł na swojej dłoni coś mokrego, a kiedy spojrzał w tamtą stronę, zauważył powiększającą się plamę krwi.
— Jungkook? — szepnął imię mężczyzny, drugą ręką szturchając jego ramię.
Jednak nie dostał odpowiedzi.
Chwilę później starszy z ochroniarzy podbiegł do nich, krzycząc do kogoś, żeby dzwonił po karetkę.
Muzyk energicznie wstał na równe nogi i przyglądał się jak szatyn układa wiotkie ciało Jeona na plecach i przyciska swoją dłoń do jego klatki piersiowej.
— Lepiej się odsuń, młody — rzucił ochroniarz, patrząc przelotnie na idola.
Niebieskooki obserwował jak oczy młodego mężczyzny powoli zaczynają się zamykać. Jego powieki z każdą sekundą były coraz niżej, mimo próśb starszego.
— Jungkook? — wyszeptał po raz kolejny, z nadzieją, że tym razem dostanie jakąkolwiek odpowiedź.
Jednak brunet dalej nie mówił nic i tylko leżał bez ruchu w kałuży własnej krwi, patrząc uważnie w oczy szatyna. Niebieskooki zaczął się rozglądać po stadionie, który w ułamku sekundy stał pusty, a ludzie z niego wręcz wyparowali.
Młody mężczyzna przełknął z trudem ślinę, a jego oddech znacznie przyśpieszył. Zaczynał najprościej w świecie panikować przez zaistniałą sytuację.
— Kookie? — powiedział po raz ostatni, po czym skierował wzrok na swój but, który nagle zaczynał być mokry.
Oczywiście powodem nagłego zamoczenia obuwia piosenkarza nie było nic innego jak czerwona ciecz, wypływająca z rany Jeona.
Krew, wszędzie była krew. To była ostatnia rzecz, jaką zapamiętał, zanim jego ciało upadło na zimną posadzkę, tuż obok postrzelonego ochroniarza.
Kim Taehyung zemdlał.

CZYTASZ
Blood Sweat & Tears | Taegi
Fanfiction☆ You've got my heart and I've got your soul But are we better off alone? With every battle we lose a little more Remember everything that we'd die for You are everything that I'd die for ☆ Podczas koncertu znanego idola, Kim Taehyunga na stadionie...