Budzę się rano i kiedy spoglądam na godzinę wyświetlającą się na ekranie mojego smartfona to na prawdę zastanawiam się jakim cudem nie usłyszałam ani jednego z nastawionych budzików. Zrywam się szybko łóżka i na szybko się ubieram i czeszę, nie maluje się nie mam na to czasu. Zakładam jeansy i białą bluzę, która jako wpadła mi w rękę i jak poparzona zbiegam na dół.
-Tatoo!! - Krzyczę zakładając buty.
-Słucham? - Po chwili jego postać pojawia się w pomieszczeniu.
-Podwieziesz nie do szkoły? Proszę jestem bardzo spóźniona mam niecałe 15 minut.
-Oczywiście śpiochu.
Abym zdążyła, a przynajmniej jak najszybciej dotarła do szkoły tata wiezie mnie nieoznakowanym radiowozem ale na sygnale. Jak poparzona sprawdzam ciągle godzinę i gdyby nie to, że mam dziś przedstawiać referat to byłabym skłonna odpuścić sobie tą godzinę.
Kiedy dojeżdżamy na parking szybko opuszczam samochód i ile sił w nogach biegnę do sali. Gdy docieram na miejsce cała zdyszana wchodzę do klasy, przepraszam za spóźnienie i zajmuje miejsce. Spóźniłam się tylko 4 minuty, więc nie ma tragedii.
***
Moje dzisiejsze zajęcia kończą się na 3 lekcji, ponieważ wszyscy przymusowo wszyscy mamy kibicować naszej szkolnej drużynie podczas rozgrywek. I gdyby nie to, że jesteśmy gospodarzami to nie było by to pewnie przymusowe. Kiedyś chodziłam kibicować Joshowi, ale dziś idę po prostu z przymusu.
Kiedy wchodzę za resztą zbierającego się tłumu na salę gimnastyczną, kawałek przed trybunami zatrzymuje mnie czyjaś ręka. Podnosząc wzrok moim oczom ukazuję się twarz, o której bym nie pomyślała nawet, że tu będzie.
-Kevin? Co ty tu robisz?
-Ciebie też miło widzieć. - Odpowiada z uśmiechem.
-Grasz przeciw naszej drużynie, hmm? - Stwierdzam widząc czarny strój sportowy z logiem ich szkoły.
-Tak, ale postanowiłem, jak to mówią zbratać się z wrogiem. - Mówi puszczając mi oczko.
-Ja chyba raczej nim nie jestem. Nie gram na boisku.
-Trafna uwaga.
-Colins!
-Idę trenerze! - Krzyczy po czym zwraca się do mnie. - Muszę lecieć trzymaj kciuki. - Mówi z uśmiechem i biegnie na drugi koniec sali.
Wchodząc i szukając wolnego miejsca na trybunach znajduję je szczęśliwie obok Asha.
-Hej mogę tu przysiąść?
-Jasne. - Mówi entuzjastycznie chłopak z uśmiechem.
Ja natomiast zajmuje miejsce obok chłopaka i spoglądam na boisko.
-Widzę, że Colins się w ciebie wkręcił. - Mówi Ash przyjaznym tonem.
-Co masz na myśli?
-Oj dobrze wiesz Cher.
-Mylisz się. To na pewno nie jest to, co sobie ubzdurałeś.
-Nie wydaje mi się. Znam go dosyć długo. - Mówi po czym odwraca się w moją stronę i patrzy na mnie miną, którą chciałby mi coś zasugerować. Ja w swojej odpowiedzi przewracam tylko oczami i wracam wzrokiem na boisko. Mimo to moje spojrzenie ląduje na Kevinie.
***
Kiedy mecz się kończy wygraną naszych przeciwników większość zawiedzionych uczniów schodzi z trybun. Ja natomiast siedzę i czekam, aż cały tłum przejdzie bym mogła w miarę swobodnie przejść.
CZYTASZ
Friendzone
Teen Fiction"Znowu mam całe załzawione oczy na samo to wspomnienie. -Wyjdź stąd. - Mówię spokojnie. -Cher proszę, wysłuchaj mnie chociaż. -Stawałeś zawsze po mojej stronie nawet jeśli nie trzeba było i nawet jeżeli był to twój najlepszy kumpel, a teraz kiedy mo...