To jedno uczucie, którego potrzebowałam. W końcu się doczekałam. Nareszcie do mnie przyszło. Tak bardzo chciałam obecności tych emocji w moim życiu. Chciałam aby ciągle odwiedzające mnie przygnębienie, smutek, bezradność i beznadziejność tych wszystkich sytuacji porzuciły mnie na dłużej. Zawsze zadawałam sobie pytanie dlaczego one tak bardzo pragnęły uczestniczyć akurat w moim życiu. Czy ja naprawdę byłam jakimś magnesem na nieszczęścia?
Moje najgorsze cierpienia trwające trzy tygodnie w końcu ustąpiły. To był ten dzień, w którym pop prostu zrobiły mi niespodziankę i odeszły. Odeszły w momencie kiedy ja już byłam na skraju wszelkich wytrzymałości. Ledwo się już trzymałam. Jednak tamtego dnia nie musiałam się już przejmować wszystkimi swoimi myślami i każdym czarnym scenariuszem, jaki mój umysł wykreował. Tego dnia to wszystko mnie opuściło. Pożegnało się ze mną, jak z dobrym przyjacielem i odeszło. Dalej.
Dzień kiedy dowiedziałam się, że mój tata się wybudził z trzytygodniowej śpiączki był dla mnie niczym miód na moje zranione serce. Tak bardzo cieszyłam się z każdego aspektu tej sytuacji. Nie zostałam sierotą. Nie zostałam sama. Nie zostałam opuszczona. Po prostu mój kochany tata żyje. Żyje i co najważniejsze, wyjdzie z tego. Znowu będzie zdrowy. I to było niczym pstryknięcie palcami. Przyjemne ciepło zalało całe moje ciało. Cieszyłam się niczym małe dziecko z nowej zabawki. Potrzebowałam tej wiadomości. Potrzebowałam jej tak bardzo. Zaczynałam już tracić wiarę, że wszystko będzie dobrze aż w końcu nadeszła ta fala. To była dobra fala. Dobra fala miłości, szczęścia co najważniejsze ulgi. Ulgi, że znowu wszystko będzie jak dawniej. Ulgi, że tata wróci do zdrowia. Ulgi, że los znowu naprowadził mnie na prostą drogę. Ulgi, że nie straciłam taty, tak jak straciłam mamę.
Przykrym jest jedynie to, że w momencie kiedy myślałam, że już gorzej nie będzie. Wszystko co złe już jest za mną. To to to był tylko odpoczynek. To co miało nadejść na przestrzeni najbliższego czasu w moim życiu było niczym wybuch trzeciej wojny światowej.
Zerwałam się ze wszystkich lekcji i od razu, gdy tylko odebrałam telefon Josh zawiózł mnie do szpitala. Od razu, gdy tylko dotarłam na miejsce rzuciłam mu się na szyje, a łzy samoczynnie wypływały spod moich powiek. Dopiero później uświadomiłam sobie, że staruszek mógł posiadać obrażenia po całej tej akcji. Jeszcze piękniejszym było, że tata mógł wyjść już następnego dnia. Wtedy także całkowicie olałam swoje zajęcia i także w taki plan działania dał się wciągnąć Josh, który razem ze mną pojechał odebrać mojego ojca ze szpitala.
-Mam nadzieję, że nie będziemy długo czekać na wypis. - Mówię siedząc w samochodzie Josha na miejscu pasażera.
-Spokojnie. Wiem, że ponoszą cię emocje ale już wszystko jest dobrze. To najważniejsze. - Powiedział brunet jednocześnie koncentrując się na drodze.
-Tak masz rację. Po prostu jestem szczęśliwa. - Powiedziałam i uśmiechnęłam się pod nosem.
-Może dzięki temu będziesz w końcu trochę mniej marudna. - Odpowiedział prychając z rozbawieniem.
-Wcale nie byłam aż tak bardzo marudna. - Odpowiedziałam z udawanym dąsem.
Jednak wiedziałam, że przyjaciel miał rację. Byłam przez ten cały czas nie do wytrzymania. Wybuchałam z sekundy na sekundę. Mój nastrój był gorzej zachwiany niż u kobiety będącej w ciąży. Nie wiadomo było, jak zareaguję na jakąś interakcję ze strony innych. Zaszywałam się w swoich czterech ścianach i wychodziłam tylko w ostateczności wyprowadzenia guzika na spacer, szkoły czy innych czynności. Zdecydowanym wyjątkiem było wyjście z Kevinem. Wtedy to było zupełnie co innego. W tej chwili natomiast mogłam po raz kolejny podziwiać, z jaką łatwością czarnowłosy wdarł się do moich myśli. Jednak z całych swoich sił postarałam się je odrzucić. To nie był dobry czas na takie przemyślenia. Jednak zdecydowanie to co musiałam przyznać to iż Josh dzielnie znosił moje ataki, wybuchy, płacze i wszystkie inne skutki tej sytuacji. Dzielnie był przy mnie od chwili, gdy dostałam telefon, że tata jest ranny. Mimo iż brunet nie do końca chciał wtedy ze mną rozmawiać to zachował się bardzo lojalnie. Za to uwielbiałam naszą przyjaźń. Nawet kiedy mieliśmy do siebie żal lub byliśmy źli mogliśmy na siebie liczyć. Na samą tą myśl moje wnętrze znowu zalało się pewnego rodzaju ciepłem.
CZYTASZ
Friendzone
Teen Fiction"Znowu mam całe załzawione oczy na samo to wspomnienie. -Wyjdź stąd. - Mówię spokojnie. -Cher proszę, wysłuchaj mnie chociaż. -Stawałeś zawsze po mojej stronie nawet jeśli nie trzeba było i nawet jeżeli był to twój najlepszy kumpel, a teraz kiedy mo...