Do moich uszu dociera okropny i zdecydowanie znienawidzony przez mnie dźwięk mojego budzika. Z ogromną niechęcią orzucam na bok cieplutką i milutką kołdrę po czym, jak zombie zwlekam się z łóżka. Kieruję się w stronę łazienki by doprowadzić się do jakiegoś porządku. Następnie wracam do szafy i zakładam zwykłą szarą bluzę i jeansy.
Dzisiejszy dzień ma plusy i minusy. Plus: nie idę do szkoły. Minus: idę do dentysty. Nie chodzi o to, że jakoś panicznie boje się dentysty ale bardziej o to, że będę dziś miała zakładany aparat na zęby i boje się tego bólu.
Kiedy schodzę na dół mój tata czeka już na mnie w kuchni z kawą w ręku czytając jakieś papiery pewnie coś z pracy. Często zastanawiam się, jak to się dzieje, że mimo tak ciężkiej pracy jaką wykonuje ma tyle siły i chęci do wstawania.
-Jak ty to robisz? - Zadaję mu zaciekawiona pytanie.
-Nie rozumiem. -Patrzy na mnie pytającym spojrzeniem.
-No masz ciężką pracę, a zawsze kiedy schodzę na dół widzę cię w pełni sił. No dobra prawie zawsze, ale no rozumiesz co mam na myśli.
-Starość i przyzwyczajenie kochanie. - Mówi tata z szerokim uśmiechem. Ewidentnie go to ubawiło, a mnie to naprawdę zastanawia. W odpowiedzi kiwam tylko głową z niedowierzaniem. - To co gotowa? Jedziemy?
-Mhm - mruczę ale panicznie się boje.
***
Żałuję, że się na to zgodziłam. Przysięgam. Tak cholernie bolą mnie zęby od kiedy lekarz założył mi ten aparat. Powiedział, ze na razie wstępnie mam go na dwa lata i będę musiała chodzić go dokręcać, podkręcać czy coś takiego. Już na koniec niezbyt zważałam na to co mówił przez ten ból. Jedyne co jeszcze zapamiętałam to to, że na początku ten ból będzie mi towarzyszył od 3 do 7 dni. Genialnie. Dzięki bogu, że tata ze mną pojechał bo dosłownie pokładam się z bólu.
Leżę teraz w swoim łóżku i próbuję się przyzwyczaić do mojej nowej sytuacji. Ciężko mi się je i pije bo już podejmowałam próbę ale na marne. Z drugiej strony zdecydowanie wole pić coś niż gryźć. Przysięgam.
***
Nastał kolejny dzień wystarczy dziś przeżyć ten dzień w szkole i mamy weekend, ponieważ dziś jest piątek. Dokładnie piątek 27 stycznia co też oznacza, że mam dziś urodziny.
Zwlekam się leniwie z łóżka i kieruję w stronę łazienki by wziąć szybki prysznic. Następnie owinięta ręcznikiem szukam czegoś dosyć ciepłego do ubrania. Ostatecznie mój wybór to biała bluza i czarne jeansy. Włosy związuje w kitkę, maluję lekko rzęsy i schodzę na dół. Cieszę się też, że zęby nie bolą mnie aż tak bardzo. Znaczy nadal bolą ale da się wytrzymać.
W kuchni wita mnie tata z poranną kawą.
-Wszystkiego najlepszego córciu! - Wypowiada radośnie te słowa w moim kierunku i od razu podchodzi zamykając mnie w mocnym uścisku.
-Dziękuję tato.
-To już 18 wiosen ma moja mała córcia, jak ten czas szybko leci. Pamiętam, jak się urodziłaś potem, jak miałaś kilka latek i uczyłem cię jeździć na twoim pierwszym rowerku. Potem poszłaś do szkoły i byłaś strasznie obrażona na mnie i na mamę przez jakiś miesiąc bo nie pozwoliliśmy ci mieć psa. - Mówi tata i uśmiecha się na te wspomnienia.
-A właśnie gdzie jest guzik? Nie widziałam go u siebie w pokoju.
-Zasnął w salonie bo byłem z nim rano na spacerze, jak wróciłem z pracy.
-O dziękuję tato.
-Mam coś dla ciebie. - Mówi staruszek i podaje mi ładną różową, błyszczącą torebkę. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
CZYTASZ
Friendzone
Novela Juvenil"Znowu mam całe załzawione oczy na samo to wspomnienie. -Wyjdź stąd. - Mówię spokojnie. -Cher proszę, wysłuchaj mnie chociaż. -Stawałeś zawsze po mojej stronie nawet jeśli nie trzeba było i nawet jeżeli był to twój najlepszy kumpel, a teraz kiedy mo...