Jest godzina 18:56. Jezu cztery minuty. Zostały jeszcze tylko cztery minuty i go zobaczę. Znowu z nim będę sam na sam. Już od jakiegoś czasu chodzę, jak wariatka w tą i z powrotem. Tal bardzo się stresuje. Nie mam w ogół żadnej wizji tej rozmowy. Nie wiem czego się po nim spodziewać. Po co ja się zgadzałam?! Po co mi to było, a mogłam sobie siedzieć spokojnie w domu. Zresztą kogo ja chcę oszukać? I tak bym nie siedziała spokojnie. Nie po naszym dzisiejszym spotkaniu. Szczerze mówiąc ja nawet nie wiem co ja chce mu powiedzieć. Czuję się obecnie, jak ameba. Jakbym zapomniała języka w gębie.
Przeglądam się jeszcze szybko w lustrze. Chyba jest okej.
Przebrałam się w jasne jeansy z dziurami, a do tego założyłam czarną bluzę z kapturem wkładaną przez głowę. Wytuszowałam mocniej rzęsy niż rano i w zasadzie tyle. Lepiej nie będzie.
Spoglądam na telefon, a na wyświetlaczu widnieje godzina 18:59.
O boże tak blisko.
I w tym momencie dostaje sms'a.
Kevin: Już jestem.
Zakładam swoje białe buty adidasa, chwytam klucze z komody i chwilę stoję oraz myślę czy z tego swojego roztargnienia wszystko jest zgaszone. Nie chce puścić domu z dymem.
Wszystko okej, tacie napisałam, że wychodzę, więc mogę iść. No to pora ruszać Cheryl. Wychodzę i zamykam drzwi po czym kieruję się do jego czarnego samochodu. Z każdym bliższym krokiem mam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
Otwieram drzwi auta i wsiadam. O panie. W środku od razu czuję jego perfumy, które uderzają w moje nozdrza.
-Cześć. - Mówię. Jestem tak zestresowana, że aż słyszę to w swoim właśnie.
O boże. Jego zielone tęczówki wypalają we mnie dziurę.
Ubrany w czarne spodnie, t-shirt w tym samym kolorze i jeansową kurtkę wyglądał tak dobrze, a nawet bardziej niż dobrze. Tak to to było za mało powiedziane.
-Hej. - Odpowiada. - To co ruszamy tak? - Pyta jakby chciał się upewnić czy nie chcę zwiać.
-Mhm. - Tak to była moja inteligentna odpowiedź. Oh Cheryl ogarnij się!
Czarnowłosy nic więcej nie odpowiada. Odpala silnik i rusza w nieznaną mi drogę.
Nadal jakaś część mnie nie wierzy, że jesteśmy tutaj razem . Po prostu jakoś to do mnie nie dociera jeszcze. Nawet nie pytam gdzie jedziemy. Zwyczajnie wpatruję się w mijające obrazy budynków i parków za szybą. Mój stres przybiera na sile i nie odrywając wzroku od tego co znajduję się poza szybą, przeplatam swoje palce nawzajem ze sobą. Czuję jak pomału zaczynają się aż pocić.
Boże dlaczego ten chłopak tak na mnie działa?
Mamo ratuj mnie albo chociaż czuwaj nad mną. Proszę.
Cisza między nami utrzymuję się cały czas. Z jednej strony jest to trochę nie zręczne i stresujące ale z drugiej to się trochę cieszę bo zupełnie nie wiem, jak przebiegnie ta rozmowa. Nie wiem czego się spodziewać i w sumie jakaś część mnie chyba nie chce tego wiedzieć. Boję się. Boję się tego co usłyszę. Kompletnie nie wiem co się może wydarzyć tego wieczoru. Jego powrót był dla mnie nie spodziewany. Myślałam, że już nigdy go nie zobaczę. Ale szczerze sobie powiedzmy, nie ważne czy by się pojawił czy odpuścił ja i tak bym to przeżywała i już nie wiem co jest lepsze.
-Jesteśmy. - Mówi Kevin, gasząc silnik samochodu i odwracając wzrok w moją stronę.
Ja także spoglądam na niego i widzę, jak jego zielone oczy wiercą we mnie dziurę. Gdyby mogły parzyć to już dawno bym płonęła.
CZYTASZ
Friendzone
Teen Fiction"Znowu mam całe załzawione oczy na samo to wspomnienie. -Wyjdź stąd. - Mówię spokojnie. -Cher proszę, wysłuchaj mnie chociaż. -Stawałeś zawsze po mojej stronie nawet jeśli nie trzeba było i nawet jeżeli był to twój najlepszy kumpel, a teraz kiedy mo...