Pov. Kevin
-Czego? - Pytam rozłoszczony odbierając telefon.
-Gdzie ty jesteś idioto? - I słyszę w słuchawce głos mojego przyjaciela Mike'a.
-W domu? Właśnie przerwałeś mi w spaniu? - Warczę zły.
-Muszę ci dziś przypominać, że za 15 minut poprawiasz matmę, żeby zdać?! Jak już zostałem twoją sekretarką to chociaż mi za to płać. - Odpowiada.
-Dobra, jak coś to przetrzymaj tą starą wiedźmę. - Mówię i rozłączam się.
Odrzucam z siebie kołdrę i szybko się ogarniam. Zakładam na siebie pierwsze lepsze ciuchy z szafy, którymi są jeansy i biała bluza z kapturem. Wychodzę z pokoju i w kuchni mijam mamę.
Moja mama to ciemna blondynka o długich włosach, które zazwyczaj ma związane w kitkę. Jej duże zielone oczy, które nawiasem mówiąc mam po niej, przykuwają uwagę razem z jej lekkimi piegami na twarzy. Jej sylwetka jest szczupła. Powiedziałbym nawet, że za bardzo. Na prawym nadgarstku ma srebrną bransoletkę, którą kiedyś dałem jej na święta.
Ubrana w czarne garniturowe spodnie i biały sweter stoi w kuchni parząc sobie kawę. Kiedy pojawiam się w zasięgu jej wzroku, spogląda na mnie lustrując mnie od góry do dołu.
-Idziesz już? - Pyta opierając się o blat.
-Tak. Spóźnię się bo zapomniałem, że mam dziś poprawkę z matmy. - Mówię zakładając buty na nogi.
-To leć, tylko nie jedź, jak wariat i daj znać jak poszło. - Odpowiada posyłając mi ciepły uśmiech.
-Dobrze. - Rzucam krótko, daje jej szybkiego buziaka w policzek i wychodzę.
Jak nie zdążę to jestem w dupie. Patrzę na zegarek mam 7 minut.
Czyli jestem w dupie.
Odpalam auto i jak najszybciej tylko mogę kieruję się do tego przebrzydłego budynku. Jadąc po ulicy łamię chyba większość przepisów.
Docieram do szkoły trzy minuty po czasie. Parkuję i szybko wysiadam, biegnąc od razu do odpowiedniej klasy. Gdyby mi nie zależało na tym, żeby skończyć tą szkołę i mieć spokój to uwierzcie mi, że spałbym teraz w swoim łóżku.
Kiedy wchodzę do klasy nauczycielka jest właśnie w trakcie sprawdzania listy, ale na moje przybycie podnosi głowę z nad dziennika i trzymając długopis w dłoni lustruje mnie wzrokiem.
Jest to ponad pięćdziesięcioletnia kobieta o krótkich rudych włosach i lekko większej posturze, na jej twarzy widać już kilka zmarszczek i zgorzkniałą minę, która nigdy nie schodzi jej z twarzy. Ubrana w granatową koszulę i szarą spódnicę, siedzi na krześle przed swoim biurkiem.
Nic nie mówiąc przewraca oczami i podaje mi kartkę z zadaniami. Dzięki bogu, że nie muszę się przed nią płaszczyć. Oboje za sobą nie przepadamy i jeżeli miałbym opowiadać ile razy się z nią kłóciłem i lądowałem dzięki niej u dyrektora to uwierzcie dzień by nie wystarczył.
Siadam w ławce i wyjmując długopis zaczynam rozwiązywać zadania. Nie znoszę tej zgorzkniałej baby. Bo nie poprawiam tego przedmiotu dlatego, że mam z nim trudności tylko dlatego, że ona mnie nie znosi. Podsumowując nawet jeśli rozumiem o czym ona marudzi zazwyczaj, to i tak mnie obleje.
***
-Już byłem pewien, że nie zdążysz. - Mówi roześmiany Ervin.
-Zamknij się. - Mówię i posyłam mu poirytowane spojrzenie.
CZYTASZ
Friendzone
Jugendliteratur"Znowu mam całe załzawione oczy na samo to wspomnienie. -Wyjdź stąd. - Mówię spokojnie. -Cher proszę, wysłuchaj mnie chociaż. -Stawałeś zawsze po mojej stronie nawet jeśli nie trzeba było i nawet jeżeli był to twój najlepszy kumpel, a teraz kiedy mo...