-Czy możemy do niego wejść? - Pyta Josh stojąc obok mnie.
-Tak możecie ale nie za długo. - Odpowiada lekarz po czym żegna się z nami i znika za drzwiami.
-Chodź, Cheryl. - Mówi przyciągając mnie do siebie. - Pójdziemy do niego, a potem pojedziemy do domu.
-Ja się stąd nie ruszam. - Odpowiadam stanowczo przytulając się jednocześnie do chłopaka.
-Nie możesz tu siedzieć, a po za tym nie pozwolą ci z nim zostać. Sama słyszałaś. - Mówi i gładzi dłonią moje plecy.
-Nie zostawię go tutaj samego. - Ocieram łzy spływające po moich polikach.
-Cheryl wiem, że cierpisz. Uwierz mi zdaję sobie z tego sprawę bardziej niż ci się wydaje. To emanuje wręcz od ciebie. Nie wiesz kiedy twój tata się wybudzi, a sama słyszałaś, że lekarz powiedział tylko na chwilę. Nie możesz tu zostać. - Odpowiada brunet przytulając mnie mocniej do siebie.
-Niech ci będzie ale jutro tu wracam. - Niechętnie przystaję na jego decyzję.
Kierujemy się kawałek dalej i stajemy przed jedną z sal o numerze 165. Zatrzymuję się przed białymi drzwiami. Tak bardzo boję się tam wejść. Boję się tego co zobaczę, ale z drugiej strony nie mogę tam nie wejść. Muszę wiedzieć.
Wyciągam swoją drżącą dłoń i chwytam nią klamkę, a następnie otwieram drzwi i wchodzę do środka. Ściany pomieszczenia są w jasnym odcieniu szarości, a podłoga jest taka sama, jak w całym budynku, czyli biała z dużych kafli. Przy oknie stoi jedno łóżko, na którym widzę mojego tatę, a obok stoi kolejne, które jest puste.
Podchodzę bliżej do miejsca, gdzie leży tata. Staję obok niego i przyglądam mu się uważnie. Wygląda okropnie. Większość jego części ciała podpięta jest przeróżnym kablami pod najróżniejsze urządzenia medyczne stojące wokół niego. Do połowy klatki piersiowej przykryty jest białą kołdrą. Jego twarz jest spokojna. Niczym nie wzruszona. On cały leży spokojnie. Oczy ma zamknięte. Gdyby nie to, że jest podpięty pod te wszystkie urządzenia powiedziałabym, że śpi ale tak nie było. On w środku walczył. Jego organizm walczył o to by wrócić tu do tego świata.
Chwytam delikatnie jego dłoń, do której również podpięty jest jeden z wielu kabli. Do moich oczu napływają łzy. Nie mogę znieść tego, w jakim stanie się znalazł. Niekontrolowanie łzy zaczęły wypływać z moich oczu i już lecą niczym strumień.
Mam nadzieję, że wróci do mnie. Musi. Nie może mnie zostawić. To się nie może tak skończyć. Ponownie ocieram dłonią swoje mokre poliki. Wrócę do ciebie szybko. Będę tu z tobą. Wiem, że się obudzisz. Musisz.
-Możemy iść zanim zmienię zdanie. - Mówię kierując to zdanie do Josha z wciąż utkwionym wzrokiem w twarzy taty.
Delikatnie odkładam jego dłoń na łóżko. Spoglądam na niego i czując dłoń przyjaciela na ramieniu stawiam kroki ku wyjściu. Znajdując się przy drzwiach przystaję jeszcze na chwilę i odwracając głowę, spoglądam przez ramię na tatę ostatni raz dzisiejszego dnia.
Niedługo przyjdę.
Kiedy wychodzę na korytarz szpitala moim oczom ukazuję się siedzący na krześle starszy mężczyzna, który widząc mnie podnosi się z krzesła i podchodzi do mnie. Jest to facet mniej więcej po pięćdziesiątce, o włosach w odcieniu ciemnego blondu. Wysoki i w miarę dobrze zbudowany, ubrany w policyjny uniform z różnymi odznakami i innymi tego typu przypięciami spogląda na mnie.
-Moje uszanowanie. Jestem Bill Miller. - Mówi komendant i wyciąga w moim kierunku swoją dłoń.
Podaję mężczyźnie powoli swoją dłoń, którą następnie ściska. Po mnie podaję dłoń także Joshowi i obaj witają się kiwnięciem głowy.
CZYTASZ
Friendzone
Genç Kurgu"Znowu mam całe załzawione oczy na samo to wspomnienie. -Wyjdź stąd. - Mówię spokojnie. -Cher proszę, wysłuchaj mnie chociaż. -Stawałeś zawsze po mojej stronie nawet jeśli nie trzeba było i nawet jeżeli był to twój najlepszy kumpel, a teraz kiedy mo...