"Zawsze jest nadzieja"

3.6K 97 44
                                    

-Nie podoba mi się ten film. - Mówię.

-Bo nie dałaś mu szansy nawet. - Odpowiada Josh. 

Leżymy z brunetem w salonie na kanapie i oglądamy jakiś film, który włączył chłopak. Nawet nie pamiętam jego tytułu. Zresztą i tak jest on mało interesujący.

Minęły już kolejne dwa tygodnie od całego wypadku. Z każdym dniem tracę jakiekolwiek nadzieje na to, że tata się wybudzi. Nie powinnam ale to jest silniejsze ode mnie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że czasami ludzie wybudzają się po kilku latach lub po czasie dłuższym niż trzy tygodnie. Mimo to każdego dnia staram się wierzyć, że w końcu dostanę dobrą wiadomość ze szpitala. Każdy z moich przyjaciół  stara się mnie w tym codziennie utwierdzać. Nawet Kevin, który staje mi się coraz bliższy. Jednak ich starania idą na marne. Mój mózg kompletnie ich nie słucha i tworzy własne koncepcje. Jednak wizja dalszego życia bez taty opanowała już każdą komórkę mojego ciała i zagnieździła się we mnie bardzo mocno. Mimo iż nie jest ona szczęśliwa i kolorowa to nie potrafię się jej pozbyć,  a odrzucić od siebie takie myśli wcale nie jest łatwo. 

Tak samo dobrze wiem, że moja babcia traci całą wiarę z każdym dniem coraz bardziej. Nie przyzna się i nie musi. Po niej też widać to z każdym dniem coraz bardziej. Życie każdej z nas wywróciło się do góry nogami. Ona straciła swoja spokojną i beztroską starość, którą tak bardzo cieszyła się będąc na emeryturze. Korzystała z tylu opcji i atrakcji dla seniorów. A teraz? A teraz siedzi tu ze mną w Londynie i stara się ukrywać swoje obawy i emocje przed mną by dodać mi tym otuchy. Nie musi i nie powinna, ale jestem jej też za to co robi wdzięczna. Myślę, że obie zdajemy sobie zbyt idealnie sprawę z tego, jak to się potoczy w najgorszym przypadku. 

Naprawdę wystarczy mi, że odebrano mi mamę. Nie potrzebuje kompletnie by do tego dołączył tata. Jednak najgorsze jest to, że ta decyzja nie należy do mnie. Nie mam pojęcia co się stanie. Mimo iż z każdym dniem tracę nadzieje coraz bardziej to wiem, że póki jeszcze tata oddycha ta nadzieja nie zgaśnie tak szybko niczym płomień. Jeszcze szansa się tli.

-Chcesz coś zjeść? - Pyta brunet przenosząc swój wzrok z telewizora na mnie. 

-Nie, dzięki. - Odpowiadam.

-A jadłaś coś dziś w ogóle? - Pyta. 

-Tak. - Rzucam krótko. 

-Co takiego? - Dopytuje. 

-Jeju Josh, kocham cię ale daj mi spokój. - Wzdycham zamykając oczy. 

-Wiem, że ci ciężko ale musisz coś jeść i ktoś cię musi pilnować.

-Wszyscy mnie pilnujecie codziennie. - Burczę pod nosem. 

-Bo sama dobrze wiesz, ze jesteś na skraju załamania. Odkąd wróciłaś do szkoły chodzisz po korytarzy niczym duch. Zaraz są egzaminy przypominam ci. - Mówi brunet przyglądając mi się. 

-Poważnie? Wiesz, gdzie mam te egzaminy w obecnym momencie?! Mam je głęboko w czterech literach. Jak mam się niby cieszyć?! Nie mam żadnego powodu do radości! Żadnego! Zrób mi więc przysługę i mnie nie dobijaj! - Krzyczę, a następnie wychodzę z salonu kierując się do swojego pokoju. 

Opadam na łóżko i chowam głowę w poduszkach. Chcę uciec przed wszystkim i wszystkimi, przed całym światem. 

Naprawdę na obecną chwilę nie interesują mnie te zasrane egzaminy. Mam o wiele większe zmartwienia na głowie. Wiem w głębi duszy, że Josh nie chciał źle. Chciał tylko bym zaczęła o sobie myśleć. Ale to tak nie działa i nie zadziała póki ten stan będzie trwać. Czuję się wykończona i przepełniona emocjami. Buzują we mnie niczym w jakimś kołowrotku. Jedna za drugą. I to jest tak męczące uczucie od wewnątrz. Cały mój umysł i organizm jest przez nie opanowany. Czuję się okropnie sama ze sobą. Przytłoczona potężnym głazem. I to wcale nie jest dobre uczucie. 

FriendzoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz