31. Kopać w ogrodzie.

2.2K 165 4
                                    


Harry obudził się i odetchnął na brak oznak gorączki. Czuł jak jego ciało jest obolałe, ale mimo tego miał masę energii. Postanowił zrobić porządne śniadanie dla siebie i alfy. Zszedł na dół i zaczął szukać w kuchni potrzebnych produktów. Wyjął misę na swoje ulubione babeczki, żeby wykonać spokojnie i bezpiecznie farsz. Uwielbiał jeść je na śniadanie, kojarzyły mu się z domową atmosferą i przyjemnym czasem. Miał dobry humor. W środku robienia, jednak się zawahał co do jednego składnika. Chciał już sięgnąć po telefon i zadzwonić do mamy, gdy dotarła do niego smutna prawda.

Ona znała najlepiej też przepis, a przecież wyrzekła się go. Własnego syna. Oparł się bezsilnie o blat i patrzył na przygotowane składniki. Łzy, jedna po drugiej zaczęły spływać po jego policzkach, spadając prosto na drewniany blat. Pociągał nosem, a smutek jeszcze mocniej ogarniał jego ciało. Nie wiedział nawet, kiedy zaczął głośno płakać, budząc przy tym swojego partnera. Louis zaspany zszedł na dół i zobaczył roztrzęsionego Harry'ego. Podszedł do niego i delikatnie chwycił jego ramię, nie chcąc go przestraszyć. Omega spojrzała w jego jasne oczy tak bardzo smutnym wzrokiem, że aż go w środku coś ścisnęło.

- Hej co się stało? Usłyszałem cię na górze - chwycił jego ręce, po czym przyciągnął go do swojej klatki piersiowej.

- R-Robiłem nam b-babeczki, które są domowym przepisem... I-I zapomniałem o jednej rzeczy i-i chciałem zadzwonić do mamy, a-ale nie mogę do niej dzwonić, bo się mnje wyrzekła - jego głos się ciągle łamał.

- Przykro mi skarbie, ale wiem że nawet bez jej pomocy, zrobisz najlepsze śniadanie na świecie. I babeczki będą pyszne, twoja intuicja cię nie zawiedzie. Zawsze też możesz zadzwonić do mojej mamy, trochę się zna na przepisach, może nie zna tego, ale pomoże na pewno - alfa trzymał mocno partnera i lekko nimi bujał.

Omega schowała nos w karku przeznaczonego, cicho płacząc. Starał się powoli uspokoić, ale było to ciężkie. Potrzebował dłuższej chwili czasu na to.

- Już wszystko dobrze Harreh, kocham cię i masz mnie. Zawsze będę przy tobie - szeptał.

- Kocham cię L-Lou, n-naprawdę mocno - odparł cicho i odsunął się odrobinę - Przepraszam za to załamanie.

- Masz prawo kochanie, po tym co przeszedłeś, plus pierwsza gorączka po takim czasie też zrobiła swoje - był tego świadomy.

- Spróbuję je zrobić, samodzielnie - otarł swoje mokre policzki - Jak nie wyjdą, to zrobię co innego.

- Na pewno udadzą się i będą pyszne - uśmiechnął się - Jesteś cudowny, wiesz o tym? - odparł i pocałował bruneta.

- Nie jestem - zaprzeczył automatycznie, kiedy jego usta oderwały się od tych wąskich warg - Jestem sobą.

- Właśnie dlatego jesteś najlepszy - przyłożył jeszcze usta do czoła zielonookiego i wziął się za robienie ciepłych napojów.

Harry niepewnie wrócił do wyrabiania ciasta na babeczki i piętnaście minut później wszystko wstawiał w rozgrzanym piekarniku. Alfa pił swoją kawę, a w między czasie wypuścił psy na podwórko. Co raz spoglądał na młodszego, który zdeterminowany krzątał się po kuchni. Trzeba było po sobie posprzątać, jak i dla bezpieczeństwa chciał zrobić im dobre kanapki na śniadanie. Louis wyjął talerze dla nich i postawił na stoliku w kuchni. Przygotował szklanki i sok, ponieważ jego kawa już się kończyła. W momencie otworzenia przez Harry'ego piekarnika, po kuchni rozszedł się cudowny zapach wypieku.

- Babeczki będą gotowe do pięciu minut. Tak myślę - Harry powiedział i sięgnął po talerze z kanapkami, które położył na stolik - Ale najpierw napełnimy się tym, bo mój alfa nie może być głodny.

- Dziękuję kochanie - nalał soku i sięgnął po jedzenie - Wyglądają cudownie i na pewno tak smakuje.

- Zawsze tak mi słodzisz, chociaż wiesz że nie musisz - upił łyka letniej herbaty i sięgnął po jedną z kanapek, którą prędko zjadł.

- Może i nie muszę, ale czemu mam tego nie robić? - uśmiechnął się, po czy zaczął się zajadać.

Harry zarumienił się odrobinę i wewnętrznie zaczął wspominać całą gorączkę. Louis się nim tak pięknie zajmował, plus dobrze było czuć knotowanie bez żadnej gumki. Zadrżał na samo przypomnienie.

Szatyn momentalnie opróżnił swój talerz i napełnił swój brzuch. Louis kochał kuchnie Harry'ego, mogły to być zwykle kanapki, a niebieskooki i tak by go wychwalał. Harry zostawił dwie kanapki i odsunął talerz. Prędko wyjął z piekarnika babeczki, nakładając na ręce rękawice ochronne.

Przepyszny zapach rozszedł się po kuchni. Louis wiedział, że nie wyjdzie z kuchni bez zjedzenia chociażby jednej z nich. Najchętniej od razu by wziął, jednak były zbyt gorące.

Harry ułożył blachę na parapecie przy oknie i zmarszczył brwi, zauważając co się dzieje na dworze - Lou? Bruce lubi kopać w ogrodzie?

- Nie kopał nigdy, Clifford też nie - zmarszczył czoło, szukając w pamięci podobnej sytuacji.

- To właśnie teraz to robi. Jest cały brudny! - Harry zachichotał, nie odwracając wzroku.

- O nie! - alfa zerwał się i wybiegł na taras, zaczął wołać psa.

Clifford od razu przybiegł z wywalonym językiem, widać było że miał dobrą zabawę. Bruce dopiero po chwili podbiegł, cały w błocie, ponieważ przez ostatnie dni padało w Londynie. Był w równi zadowolony, co jego psi przyjaciel.

- Od razu będzie grana kąpiel Bruce. Niedobry pies - alfa złapał za obrożę pupila i zaprowadził go prosto do łazienki, która była na dole.

Harry zaraz dołączył do swojego partnera i zachichotał na widok niezadowolonego Bruce'a.

- Ktoś tu nie lubi kąpieli - zauważył, opierając się o ramę drzwi. Słyszał też, że Clifford zaatakował miskę z wodą.

- Woda jest tylko dobra w lato nad rzeką albo jeziorem. Szampon jest straszny, prawda Bruce - szatyn wyciskał kosmetyk na rękę po czym wplątał ją w sierść psiaka.

Zwierzę spojrzało z wyrzutem na właściciela. Tak, kąpiel nie była tym o czym marzył po zabawie. Szatyn dokładnie wymył jasną sierść psiaka i spłukał dokładnie szampon. Wziął ręcznik, który zawsze służył do wycierania psów i starał się jak najlepiej osuszyć Bruce'a. Harry zostawił ich takich i wrócił do kuchni. Wziął do dłoni idealne już do jedzenia babeczki i postawił dwie na pustym talerzu alfy, a jedną na swoim, gdzie miał jeszcze do zjedzenia kanapki.

Zagryzł wargę, widząc proszący wzrok Clifforda i sięgnął po jedną z kromek, chcąc dać pupilowi. Nie był aż tak głodny, a Louis nie lubił, gdy mało jadł.

- Widzę to Harry. Nie zjadłeś za dużo, a próbujesz oddać Cliffordowi. On nie powinien jeść ludzkiego jedzenia - skrzywił się alfa, upominając młodszego - Jeśli nie masz ochoty na kanapkę to po prostu zjedz co innego.

Omega podskoczyła i spojrzała na swojego chłopaka zaskoczona. Harry został właśnie przyłapany na gorącym uczynku.

- Dlaczego zawsze przychodzisz w odpowiednim momencie? - wydął dolną wargę i przyłożył chleb do swoich ust - Zjem to, ale liczę na dobrą nagrodę, Louis.

- Będzie nagroda, co tylko będziesz chciał - obiecał alfa i obserwował ruchy chłopaka.

Bruce wpadł do kuchni i otrzepywał się z resztek wody po kąpieli. Wyglądał też, jakby był obrażony na Louisa za kąpiel. Harry powoli przeżuwał wszystko w buzi i popijał herbatą. Strasznie wolno jadł, ale w końcu kanapki zniknęły z jego talerza.

- Szczęśliwy? - Harry ułożył dłoń na brzuszku, czuł się pełny! A jeszcze została babeczka do spróbowania.

- Teraz już tak - skinął i usiadł na swoim miejscu, gdzie leżały wypieki omegi.

Sięgnął po babeczkę i wgryzł się w nią, jęknął na cudowny smak jaki rozszedł się w jego ustach. Brunet rozpromienił się, widząc że wyszła mu słodkość. Nie chciał otruć ani siebie, ani Louisa. W końcu nikt nie lubił być chory. Szatyn bez wahania zjadł oba smakołyki, będąc już do końca pełnym. To był jego ostatni dzień wolnego, więc chciał go wykorzystać na spędzenie czasu z omegą.

Kola 💚💙💚💙

Self-seeker  || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz