36. Krew.

1.9K 164 30
                                    

Zayn westchnął, chowając dłonie w kieszeniach kurtki. Słońce przyjaźnie drażniło go lekkim ciepłem w twarz. Coraz częściej witało ich słońce w Londynie, z czego był zadowolony.

Ludzie powoli odjeżdżali swoimi pojazdami z parkingu, a samo miejsce pustoszało. Coś jednak nie grało. Liam nigdy się nie spóźniał...

Rozglądał się wokół siebie, w końcu sprawdził też godzinę i nie wierzył, że Payne mógł zapomnieć o nim. Mieli dziś wizytę u ginekologa, która on sam umawiał. Mieli poznać płeć maluszka, który coraz bardziej rozpychał się w brzuchu omegi. Poczekał jeszcze chwilę, wierząc że po prostu korki złapały mężczyznę. Czas szedł swoim tempem, a Payne'a wciąż brakowało.

Wybrał jego numer, od razu go odrzuciło. Telefon był wyłączony. Zdjął plecak i wyciągnął portfel, kompletnie nie miał gotówki, a jego konto było praktycznie puste. Przyzwyczaił się do tego, że nie musiał się martwić takimi rzeczami, Liam zawsze go wyprzedzał i dbał o takie rzeczy. Zazgrzytał zębami, akurat też tego dnia Harry wraz z Louisem zawitali w Doncaster i nie miał jak prosić ich o pomoc. To samo z Niallem, który pojechał wraz z klasą Michaela na wycieczkę.

- Spokojnie maleństwo, tata będzie musiał mieć dobre wytłumaczenie. Inaczej bardzo się na niego obrazimy - pomasował swój brzuch, starał się uspokoić, ponieważ naprawdę się zdenerwował na Liama.

Chwilę rozmyślał, nim postanowił przejść się do swojego alfy. Miał bliżej do firmy Payne'a, niż do ich apartamentu. Tak bardzo jak kochał Liama, tak bardzo chciał go w tamtym momencie udusić. Szatyn miał szczęście, że nie było deszczu, bo gdyby się jeszcze rozchorował to jego chłopak skakałby wokół niego, zamiast chodzić do pracy. Spacerek zrobi też dobrze dla niego samego. Schował portfel z powrotem do torby i ruszył przed siebie. Czasem głaskał swój duży brzuszek, czując wewnątrz poruszanie się szczeniaka. Tylko on je na razie wyczuwał. Po kilkunastu minutach dotarł do oszklonego budynku i bez wahania wszedł do środka. Podszedł jak zwykle do recepcji, rudowłosa omega od razu go poznała.

- Zayn, wyglądasz kwitnąco - uśmiechnęła się do bruneta.

- Dziękuję, czuję się naprawdę dobrze - wyszczerzył się, co nawet doszło do jego twarzy - Mam pytanie, czy mój Liam jest wciąż w pracy? Ma wyłączony telefon, więc nie mogę się z nim skontaktować.

- Nie widziałam, żeby dziś wychodził - zastanowiła się przez chwilę - Za to miał dziś spotkanie z jakimś klientem, krzykliwy gość i wymagający. Musiałam iść z nim do wind i wcisnąć za niego guzik, a na identyfikator prychnął - marudziła.

- Niektórzy ludzie to prawdziwi gburzy - prychnął - Kochana, dasz mi indyfikator? Pójdę do tego mojego alfy i go skarcę. Nie mogę się denerwować, a on dziś naprawdę sobie grabi.

- Jasne Zayn, drogę znasz. Identyfikator wypisany - podała mu kartę na smyczy.

Ciemnooki skinął na podziękowanie i skierował się do windy, którą wjechał na znane już sobie czwarte piętro. Rumienił się na to, jak ludzie się z nim z masą szacunku witali. To... Dość zaskakujące, był tylko omegą Liama.

Stanął przed odpowiednimi drzwiami i zapukał, nim wszedł do środka z dłońmi na biodrach. Liam siedział przy biurku, trzymając się za skronie. Jego łokcie oparte były o jasne drewno, a oczy zamknięte. Stos kartek leżał tuż przed jego nosem, wyglądał na przemęczonego dniem w pracy.

- Liam James Payne - Zayn widząc stan swojego alfy, poczuł że większość złości schodzi, a zastępuje go zmartwienie.

- Zee? Co ty tu robisz? Skończyłeś wcześniej zajęcia? - uniósł wzrok i spojrzał na swojego chłopaka, po czym zmarszczył czoło widząc jego minę.

Self-seeker  || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz