59. Nie mamy nikogo na twoje miejsce.

1.3K 148 19
                                    

Dobry wieczór! Jak wam minął dzień?

Louis miał dość już wyrzutów ze strony dyrektora, dużo myślał o tej sprawie. Kiedy rano dostał kolejną falę upomnień od mężczyzny, nie wytrzymał i wydrukował sobie wypowiedzenie. Mógł odejść od ręki wykorzystując zaległy urlop, więc miał pewność, że dostanie normalnie pensje za kolejny miesiąc. Do tego w domu też nie miał za lekko, jego omegę męczyły skurcze przepowiadające, które pojawiły się dość za wcześnie. Lekarz wyjaśnił to tym, że ich szczeniaczek chce wcześniej przyjść na świat, ale to nic złego bo jest bardzo dobrze rozwinięty i zdrowy.

Alfa wypełnił dokumenty i poszedł na ostatnie zajęcia. Po nich przebrał się i skierował do gabinetu dyrektora, miał nadzieję, że będzie mógł mu oddać dokumenty osobiście. To była pierwsza szkoła, w której miał zaszczyt uczyć. Teraz z niej odchodził. Ile można wytrzymać złego traktowana przez przełożonego? Sekretarka poinformowała go, że mężczyzna jest w gobinecie, na Louis tylko podziękował i zapukał w odpowiednie drzwi. Wszedł do środka po usłyszeniu zgody.

- Dzień dobry jeszcze raz panie dyrektorze - Louis powiedział z wyraźnym sakrazmem w głosie, siadając na fotelu.

- Panie Tomlinson, a Pan nie skończył już zajęć na dziś? Jak mogę pomóc? - spytał, cały czas siedząc na swoim fotelu.

- W bardzo prosty sposób - alfa podał przez biurko wypełnione papiery.

- Co to jest? - od niechcenia wziął dokument i zaczął go czytać - Wypowiedzenie? Nie mamy nikogo na twoje miejsce.

- Jak to nie, przecież jeszcze dziś mi pan mówił, o swoim idealnym kandydacie na moje stanowisko. Daje teraz mu pełne pole popisu - oparł się wygodniej o oparcie.

- No właśnie to był kandydat, jeszcze nic pewnego. Ile masz niby tego urlopu? Idealnie na czas wypowiedzenia? Muszę poprosić Helene, żeby potwierdziła mi to w systemie - z dokumentem wyszedł z gabinetu do sekretarki.

Louis zaśmiał się pod nosem. On wszystko dobrze wykalkulował przez ten cały dzień. Nie było mowy, że przesiedzi tu jeszcze kilka kolejnych dni.

- Dobrze panie Tomlinson, Helene potwierdziła ilość urlopu i wszystko się zgadza. W takim razie, dokumentację prześlemy panu pocztą, a już dziś może pan zabrać swoje rzeczy - wycedził przez zęby.

- Dziękuję panie dyrektorze... To były pouczające lata - alfa niechętnie uścisnął dłoń mężczyzny i wydostał się z gabinetu.

Nie chciał się przyznać, ale wcześniej spakował swoje rzeczy i schował do bagażnika w samochodzie. Czuł ulgę po tym co zrobił, mimo wszystko że tak naprawdę był bezrobotny mając narzeczonego w ciąży. Ale miał czas, żeby coś sobie znaleźć i to też nie na stałe. Czasem szalone decyzje były tymi najlepszymi. Miał przeczucie, że i teraz tak będzie. Nie wiedział jaka będzie reakcja Harry'ego, ale musiał mu powiedzieć od razu. Nie mógł ukrywać przed nim tak ważnej sprawy. Wsiadł do auta i od razu ruszył w odpowiednią stronę. Miał cichą nadzieję, że ich szczenię się uspokoiło z tymi skurczami, ponieważ nie chciał, aby poród nastąpił tak prędko.

Dojechał na miejsce i wszedł do środka, a psy wystrzeliły na dwór. Znalazł młodszego jak zawsze w salonie, a jego nogi były ułożone na oparciu od kanapy. Dłonie obejmowały spory brzuch, a cichy oddech wychodził spomiędzy warg. Omega spokojnje spała. Dzienne drzemki stawały się czymś normalnym. Alfa nie chciał młodszemu przeszkadzać, więc przeszedł do kuchni, gdzie zrobił herbatę. Potrzebował jej, aby się uspokoić, emocje wzięły nad nim górę. Przy napoju postanowił poszukać jakichś ofert pracy na swoich znanych stronach. Musiał od razu działać. Kątem oka co jakiś czas spoglądał na rodzinę, upewniając się, czy wszystko jest dobrze. Zapisał kilka ofert, musząc zaktualizować swoje dokumenty. Umowa na zastępstwo bardzo mu pasowała z szczególnie pod to co planowali z Harrym.

- Ugh - wyprostował się, słysząc jęk bruneta. Ten już nie spał i trzmyał się za ciążowy brzuch. Ponownie dostał skurcze przepowiadające, znał ten grymas na jego słodkiej twarzy za dobrze.

Alfa od razu wstał i podszedł do narzeczonego, wiedział że jego obecność trochę pomagała Harry'emu. Starszy pokazywał mu, aby ten starał się oddychać głęboko.

- L-Lou - w zielonych oczach zabłyszczały łzy, a delikatna dłoń żelaźnie trzymała tą drugą.

- Zaraz przejdzie kochanie. Oddychaj przede wszystkim tak? Spokojnie wdech i wydech. Harry patrz na mnie - poprosił.

- Mhm - przymknął powieki, starając się uspokoić. Przez te skurcze obawiał się kompletnie porodu. Czy on temu podoła? Coraz bardziej obstawiał, że nie.

Na szczęście ból odszedł po chwili i omega mogła w końcu normalnie oddychać. Spojrzał na narzeczonego i pociągnął nosem.

- Nienawidzę tego Louis - powiedział powoli siadając z małą pomocą - Dlaczego ciąża musi mieć takie niedobre obiawy?!

- Trzeba pocierpieć, żebyśmy mogli cieszyć się maleństwem. Jeszcze troszkę i będziemy po tej dobrej stronie - mówił spokojnie.

- Kiedyś zabiorę cię na symulator takiego bólu, zobaczymy czy będziesz taki pewny siebie Louis - prychnął i niemal zapłakał, czując że szczenię po tym skurczu zaczęło mocno obijać się o jego skórę i wnętrzności.

- Ja dziękuję. - pokręcił głową - Dziś wyjątkowo widzę męczy cię. No już kochanie, daj mamusi odpocząć. Wiem, że możesz to zrobić.

- Nasz syn lubi twój głos, mów do niego... Albo zaśpiewaj, to może zaśnie - prosił, z nadzieją w swoim głosie.

Alfa zagryzł wargę, jednak zaczął śpiewać kołysankę, która ich mama śpiewała każdemu z rodzeństwa. Louis znał na pamięć słowa, przez to ile razy je słyszał podczas całego swojego życia. Ku zaskoczeniu mężczyzn, z każdą kolejną chwilą maleństwo w łonie Harry'ego uspokajało się. Robiąc coraz mniejsze i delikatniejsze ruchy. Alfa nie przestawał dopóki brunet nie stwierdził, że maluch całkowicie zaprzestał swoich ruchów. Starszy śpiewał coraz ciszej, aż w końcu skończył.

- Mój własny bohater - Harry przyciągnął Louisa do pocałunku - Dziękuję ci... Och i Clara do mnie dzwoniła.

- Co chciała? - zainteresował się Tomlinson - Mamy do niej jechać czy co się dzieje?

- Nie, nie. Jednak książeczka wcześniej wyjdzie, wyrobili się - wytłumaczył spokojnie - Dokładnie za jedenaście dni. Od jutra wychodzą rekalmy.

- To świetnie, już myślałem, że jednak zawalili te terminy. Cóż, lepiej dla nas - zauważył niebieskooki.

- A druga ma wyjść w dzień moich urodzin... - to go za każdym razem zachwycało - Pomożesz mi wstać?

- Oczywiście kochanie - wystawił ręce do omegi i pomógł jej wstać, upewnił się też że młodszemu nie zakreciło się w głowie.

- Dziś dosłownie co godzinę chodzę do łazienki, nienawidzę tego - powiedział pod nosem, kaczkowatym chodem idąc do dolnej toalety.

- Maluch naciska na pęcherz - mruknął szatyn i sprawdził telefon, było jeszcze wcześnie, a dzień wydawał mi się naprawdę długi.

Brunet po chwili ponownie leżał, ale tym razem w ramionach alfy. Przymknął powieki i wsłuchał się w bicie jego serca.

- Harry? Muszę Ci coś powiedzieć - szepnął alfa i czekał, aż młodszy skupi uwagę na nim.

- Tak? Brzmisz dość poważnie - uniósł wzrok na narzeczonego.

- Złożyłem wypowiedzenie w pracy. Siedzę z wami w domu przez najbliższy czas. Wykorzystuję urlop, który mi zalegał jeszcze - powiedział dość szybko.

- Och... Och - zaskoczony uchylił wargi -  Nie powiem, że jest to idealne posunięcie przy kredycie, ale ufam ci Lou. Wiem, że zawsze msz jakieś plany w tej główce.

- Najbliższy miesiąc mam normalnie płatny, a w tym czasie znajdę coś na okres dopóki nie przeprowadzimy się do Donny - wyjaśnił.

- Brzmi dobrze, ponieważ teraz jakoś najmocniej cię potrzebuję - pogłaskał poloczek szatyna - Damy radę. Czuję, że wszystko pójdzie po mojej myśli - po tych słowach poczuł ciepło w miejscu, gdzie naszyjnik stykał się z jego skórą.

Kola 💙💚💙💚

Self-seeker  || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz