62. Nie zapomnij tylko wrócić po moje ciasto.

1.7K 159 53
                                    

Długi rozdział! Damy radę 110⭐️??

Louis stał z kubkiem kawy przy drzwiach wychodzących na taras. Miał na sobie bluzę i grube dresy, więc nie przeszkadzała mu temperatura. Obserwował szalejące psy, które miały czasami więcej energii niż dzieciaki na jego zajęciach.

Skoro mowa o dzieciakach, z samego rana dostał bardzo ciekawy telefon, a Harry dosłownie wykopał go z sypialni za budzenie o tak wczesnej porze, kiedy w nocy się kochali do późna. Był podekscytowany, ale chciał żeby to brunet jako pierwszy się dowiedział o dobrej wiadomości. Jednak ten najpierw musiał się porządnie wyspać. Może przy ciąży nie powinien go tak męczyć... Ale nie potrafł odmówić proszącemu wzroku zielonych oczu.

Jakim byłby alfą robiąc to?

Dopił kawę i zostawił psy na dworze. Mimo wszystko musiał trzymać swoje zdrowie w porządku, nie chciał zawalić w pierwszych dniach swojej pracy. Ogarnął trochę w domu. Wiedział, że jeśli tego nie zrobi, to Harry znajdzie powód żeby zacząć męczyć swój organizm. Czas mu się okropnie dłużył, aż w końcu usłyszał marudzenie na górze. To był czas, żeby wrócić do omegi i spędzić z nią trochę czasu.

Jego Harry siedział na łóżku z przymkniętymi powiekami. Dłonie miał ułożone na brzuchu. Brwi były zmarszczone, czyli odczuwał kolejne skurcze. Louis położył się przy nim i obniżył się. Zaczął znowu śpiewać kołysankę, która już raz przed Harrym zaprezentował. Wiedział, że to nic nie pomoże, jednak zawsze mógł mieć nadzieję co do tego. Nienawidził tego jak jego narzeczony cierpiał. W końcu skurcz się skończył, a Louis trzymał mocno dłoń młodszego. Miał ochotę przejąć od biegi część bólu.

- Masz piękny głos kochanie - wypowiedział pierwsze słowa, spoglądając w niebieskie oczy.

- Przestań to tylko kołysanka. Każdy umie coś takiego zaśpiewać - położył się poprawnie - Jak się czujesz? Bardzo cię męczyło?

- Troszkę, chciałem zejść do ciebie, ale się zaczęło - przewrócił oczami - Moja koszulka jest mokra - wskazał na materiał. Mleko przeciekło.

- Oh, to to o czym mówił lekarz prawda? Przynieść ci ręcznik? I czystą koszulkę? - zaproponował.

- Koszulkę poproszę - czerwień wpłynęła na dość jasne policzki - Tak, czuję że mam tam pokarm dla naszego dziecka.

- To takie... Domowe i rodzinne? Jestem coraz bardziej podekscytowany i nie mogę się doczekać, żeby wziąć go na ręce - wyznał.

- Bardzo domowe - zsunął ze swojego ciała koszulkę - Dziecko sprawia, że ciało omegi naprawdę mocno się zmienia. Dobrze, że nie kochasz mnie za wygląd.

- Kocham cię za wszystko Harreh, twój wygląd dalej mnie pociąga. Mój alfa szaleje, dla ciebie z naszym szczenięciem. Tak? - wrócił z czystym materiałem.

- Niech będzie, że ci wierzę - brudną nocną koszulką wytarł swoje małe piersi i sięgnął po świeży materiał z rąk narzeczonego.

- Uparciuch, o matko prawie bym zapomniał. Pamiętasz telefon, za który mnie wywaliłeś z sypialni? - alfa spojrzał na bruneta.

- Jasne, że tak. Wyrwałeś mnie ze snu, słodkiego snu - uczypnął Louisa w bok - Kto do ciebie dzwonił?

- Dzwonił dyrektor tej prywatnej szkółki... - spojrzał z pełną powagą na narzeczonego.

- Och - wyprostował się, a jego serce szybciej zabiło - I co w związku z tym? Masz tę pracę?

- Mam, zaczynam od poniedziałku! - uśmiechnął się szeroko, to była naprawdę dobra informacja dla nich obu.

Self-seeker  || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz