Harry włożył do wózka dwa urocze kocyki. Jeden z dinozaurami i drugi z piłkami. Skoro już wiedzieli, jakie mają maleństwo, mogli zrobić spokojnke zakupy. Szatyn w internecie wyszukiwał rzeczy, które będą im niezbędne na początku przygody ze szczenięciem. Nie sądził, że będzie tego aż tak dużo. Młodszy złapał wzrokiem laktator, który na pewno im się przyda. Pochylił się po spore pudełko, które też dodał do ich koszyka. Chciał jeszcze zaopatrzyć się w pieluchy, ciuszki pościel do łózeczka. Może jeszcze też kupią elektroniczną nianię.- Takie maleństwo, a tyle trzeba mu zapewnić. Jakoś, jak pomagałem mamie z rodzeństwem wydawało się tego mniej - mruknął Tomlinson.
- Ponieważ niektóre rzeczy twojej mamie zostały z poprzednich ciąż - powiedział bez entuzjazmu, łapiąc za kolejne potrzebne rzeczy.
- Możliwe - przyznał rację młodszemu - Czapeczki, butelki, smoczki. Czyste szaleństwo. Ty masz listę w głowie, że wiesz co brać?
- Matka wie, czego jej dziecko potrzebuje - spojrzał krótko na Louisa - Obejrzałem też kilka filmików.
Louis czuł dziwne emocje od młodszego, ale to nie było rozmowa na warunki, które panowały w sklepie. Obserwował omegę, dając jej robić swoje.
- Wciąż mi nie powiedziałeś, jak było na rozmowie - zauważył ciężarny, zatrzymując ich przed rządkami ubranek.
- Sam nie wiem, wydaje mi się nieźle? Dyrektor zainteresował się moją pracą z najmłodszymi - mruknął - Za dwa dni mają być wyniki, czekam na telefon.
- Będę trzymał kciuki o to - powiedział całkowcie szczerze, dotykakąc co któreś ładniejsze ubranko - Które bierzemy?
- To żółte jest bardzo ładne - wskazał na komplecik - Albo to zielone, będzie wyglądał trochę jak żabka.
Harry uśmiechnął się z dołeczkami w policzkach i wyłapał dwa kompleciki - Może jeszcze te białe z truskawkami?
- Jest całkiem urocze - zgodził się - Jakbym mógł to wykupiłbym pół sklepu. Przecież te malutkie rzeczy są takie uh.
- Bierz co ci się podoba, będziemy często naszego syna przebierać - wsadził kolejne ubranko do wózka, ciesząc się że wszystko udaje się zmieścić.
Louis nie mógł się jeszcze powstrzymać przed dwoma czy trzema rzeczami, które wsadził do wózka. Wiedział, że maluszki szybko rosną, ale nie mógł odmówić sobie tej przyjemności. Postanowili przejść do kasy, ponieważ resztę mogli rzeczy kupić następnym razem. W domu jeszcze zastanowią się, czego tak naprawdę im brakuje. Louis pakował wszystko, tak żeby omega nie musiała nic nieść. Brunet w tym czasie zajął się zapłatą za rzeczy dla maluszka. W tym nawet się nie kłócili, wiedząc po słowach lekarza, że naprawdę mało zostało do porodu. Alfy już miały to do siebie, że uwielbiały się ścigać. Krótki spacer so samochodu i mogli ruszyć w stronę domu. Louis spojrzał na narzeczonego i westchnął.
- O co chodzi Harry? - spytał zanim przekręcił kluczyki w stacyjce.
- Mi? Przecież nic się nie dzieje, kompletnie - zapiął swoje pasy i westchnął - To wcale nie tak, że oglądałeś zdjęcie Eleanor, kiedy byliśmy na wizycie u ginekologa!
- Więc wracamy do tego... Wyświetliło się, a ja miałem chwilę na przemyślenia Harry. Mam was, nikt więcej nie jest mi potrzebny - zwrócił się do zielonookiego.
- No nie wiem - burknął, bawiąc się schowkiem - Na sam widok zdjęć tej kobiety źle mi się robi.
- Przepraszam Harry, nie chciałem tego spowodować u ciebie - alfa był szczery - Po prostu zatrzymałem się i zastanawiałem, czemu ona to wszystko zrobiła, byliśmy przyjaciółmi i nigdy nie okazywała nic więcej. Nigdy wcześniej oczywiście - skrzywił się.
CZYTASZ
Self-seeker || Larry
FanfictionHarry zawsze myślał o swojej przyszłości, starał się być racjonalny i myśleć o tym co będzie dla niego najlepsze. Chciał inwestować w siebie i być przy okazji dobrym synem dla Anne i Desmonda. Nawet jeśli wiedział, że działa wbrew swojemu instynktow...