18 godzin później:
Pov Ala:Właśnie mija doba odkąd mój Kamil jest pomiędzy życiem a śmiercią. Lekarzom po 45-minutowej reanimacji udało się przywrócić Kamila na nasz świat. Niestety zagrożenie życia nadal występuje. Lekarze twierdzą, że dopóki Kam się nie obudzi zagrożenie nie minie. Oddycha samodzielnie to już mały sukces, ale się nie budzi...
Siedzę już ósmą godzinę bez przerwy przy jego łóżku, modlę się, aby do nas wrócił, aby otworzył swoje oczy, abym mogła usłyszeć znów jego głos.
- Proszę jechać do domu, odpocząć. Gdy stan Pana Kamila ulegnie zmianie, poinformujemy Panią- mówi spokojnym głosem doktor.
- Proszę mi powiedzieć, tylko szczerze. Czy Kamil ma szansę wrócić do pełni zdrowia?
- Tak. Jest młody, jego organizm walczy. Pani tego nie widzi, ale on naprawdę walczy- twierdzi lekarz i oddała się pomieszczenia obok. Siedzę przy Kamilu jeszcze kwadrans i za radą lekarza z chłopakami wróciliśmy do domu ekipy. Od razu udaje się na górę, siadam na łóżku. Z moich oczu płynie potok łez, w dłoniach trzymam zaproszenie na nasz ślub. Z zamyśleń odwoływania uroczystości wyrywa mnie pukanie do drzwi.
- Proszę- odpowiadam przeciągając zapłakaną twarz, to Marta.
- Mogę?- pyta, po czym wchodzi w głąb pokoju, siada obok i mnie mocno przytula. - Nie płacz piękna, wszystko będzie dobrze- szepta.
- Marta jego serce...- przerywa mi wypowiedź.
- Wiem, ale wiem również, że to serce bardzo Cię kocha, Was kocha.
- Chyba powinnam odwołać ślub.
- Wykluczone- zabrania mi natychmiast. - Nic nie będziesz odwoływać, Kamil go organizuje.
- Martuś, Kamila tu nie ma. Lepiej odwołać teraz niż w dniu ślubu- tłumaczę.
- A co jeśli się obudzi? Jak mu powiesz, że odwołałaś ślub?
- Zrozumie.
- Daj sobie czas, dwa tygodnie.
- Bez sensu.
- Z sensem czy bez niczego nie odwołuj. Obiecaj!
- Obiecuję wariatko- siedzę z Martą jeszcze dwie godziny, gdy dziewczyna wychodzi kładę się spać. Minuty uciekają a ja nie mogę zasnąć, wstaję, ubieram się i wychodzę z domu. Udaję się na spacer do parku, spędzam w nim przeszłe trzy godziny. Mój telefon wyświetla 05:30, wracam do domu ekipy i dopiero teraz udaje mi się zasnąć.Dwie godziny później ( 8:40):
Ze snu wyrywa mnie telefon a dokładnie SMS:
~Dzień dobry. Przepraszam, że ośmielam się pisać o tej godzinie, ale musimy się spotkać.
Czytam wiadomość kilka razy, nie mam pojęcia kto ją przysłał, do kogo należy numer.
~ Kim jesteś?
~ Kimś bliskim Kamila.
Bez dłuższego zastanowienia napisałam:
~ Gdzie i o której?
~ 10 pod smokiem wawelskim.
Ubieram się i schodzę na dół gdzie w kuchni krząta się Łuki z Kasią.
- Hej - witam się z nimi.
- Hej - odpowiadają z uśmiechem. Wkładam buty i kurtkę, gdy się obracam, aby wyjść widzę Wujaszka zastawiającego drzwi.
- Dokąd?- pyta.
- Do szpitala.
- Szpital nie zając nie ucieknie. Szoruj do kuchni zjeść śniadanie.
- Nie jestem głodna, przepraszam, ale naprawdę się śpieszę.
- Nie wypuszczę Cię bez śniadania, nie ma mowy. Już nie wspomnę, że zamiast odpocząć to wyszłaś gdzieś z domu w nocy.
- Daj mi spokój! Jestem dorosła, robię co chcę.
- Dorosła jesteś, ale na pewno nieodpowiedzialna! Jesteś w ciąży powinnaś na siebie uważać i o siebie dbać.
- Po co? Mnie nie ma bez Kamila, życia nie ma bez Kamila.
- Ala...
- Co się tu dzieje?- pyta Karol schodząc z góry. - Wasze krzyki słychać w całym domu.
- Mógłbyś mu powiedzieć, żeby mnie wypuścił?
- Łuki wypuś ją.
- Wykluczone- odpowiada najstarszy z domowników.
- Odsuń się od drzwi- powtarza Karol. Łukasz z grymasem przesówa się a ja w tym momencie wychodzę. Sprawdzam godzinę jest 9:15. Szybko zmieniam plany, najpierw spotkanie, potem szpital...------------------------------------------------
Jakie wrażenia po rozdziale?
Jak myślicie kto kryje się za wiadomościami?
CZYTASZ
Stworzeni dla siebie
FanfictionCześć. Zapraszam bardzo serdecznie na moją opowieść o PoczciwyKrzychu pt. "Stworzeni dla siebie". Książka pisana będzie z perspektyw różnych bohaterów a wystąpią: ● Alicja ( Ala) Majcher ● Poczciwy Krzychu ● Friz ● Wersow ● Minimajk ●Tromba ●Wuje...