116. Boże nie...

789 78 49
                                    

Dwie godziny później:

Pov Michał:

Nawet nie zauważam, kiedy minęły dwie godziny rozprawy a przede mną stanął brat.
- I jak?- pytam...
- Gdzie wszyscy?- pyta rozglądając się po korytarzu, no tak, gdy przyszliśmy było tutaj pełno ludzi.
- Rozeszli się, wrócili do swoich obowiązków. I jak?
- Zepsułem twoją statystykę brat. Jestem rozwodnikiem- mówi ze spuszczoną głową.
- Nie przejmuj się moimi statystykami, twoje szczęście jest ważniejsze- odpowiadam po czym wolnym krokiem udajemy się w stronę wyjścia z sądu. Widok, jaki zostajemy na zewnątrz mrozi krew w naszych żyłach. Czuję wzrok Kamila na sobie, unoszę wzrok i patrzę mu prosto w oczy.
- Sy...Sylwia co Ty wyprawiasz?- pyta dziewczyny z pistoletem w ręku.
- Ta szmata mi Ciebie zabrała- rzuca w naszą stronę i pociąga za spust. Kamil rzuca się w stronę Ali i osłania ją swoim ciałem przed kulą. Upada na ziemię.
- Kamil!!!- krzyczy zapłakana Ala do chłopaka leżącego tuż przy niej. Podbiegam do brata i obracam go na plecy, jego głowę opieram o swoje kolana.
- Niech ktoś wezwie pomoc!!- krzyczę do zebranych gapiów. - Kamil patrz na mnie. Wszystko będzie dobrze, słyszysz?
- Kiedyś tam u góry wszyscy się spotkamy- szepta.
- Co Ty pieprzysz?! Nie umrzesz słyszysz?
- Przepraszam. Wybaczcie mi- wysusza z siebie i zamyka oczy.
- Boże nie. Proszę nie zabieraj go! - krzyczę płacząc jak małe dziecko. Po pięciu minutach przyjeżdża pogotowie, lekarz kiwa głową i odchodzi.
- Bardzo mi przykro- rzeknie.
- Dlaczego?- szeptam patrząc w niebo.- Jak popatrzę teraz w oczy matki i powiem jej, że musi pochować syna...









---------------------------
Jakie wrażenia po rozdziale?

Zostawcie głos i komentarz po sobie dla Kama

Stworzeni dla siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz