5. Mnie się nie da pokochać*

11.2K 263 35
                                    

Siedziałam jak zwykle na przerwie z Archerem, Colinem, Blake'm i z dziewczynami. Jedynie przy nich czułam się tak bardzo swobodnie. Bardzo się z nimi zżyłam, a atmosfera nie była już taka spięta. Choć minął już tydzień odkąd ich poznałam, czuję się jakbym ich znała całe życie. Nie pamiętam kiedy ostatnio czułam się tak dobrze w gronie jakiś znajomych.

-To co idziemy dzisiaj na melanż?-zapytała podekscytowana Alice i wyrwała mnie z moich zamyśleń.

Był dzisiaj piątek, jak na wrzesień pogoda była niczego sobie. Wręcz po prostu idealna na jakąś dobrą imprezę. Jednak ja przestałam chodzić na nie po tym jak zerwałam z  tym dupkiem Ethanem. Od tego momentu nie piję, nie palę i nie imprezuję. Od tego momentu po prostu nienawidzę żadnych melanży czy imprez. Nie chcę do tego wracać. Nie chcę żeby było tak jak kiedyś...

-No oczywiście-odpowiedzieli wszyscy na raz oprócz mnie. Każdego wzrok momentalnie powędrował w moją stronę. Nie wiedziałam co powiedzieć. Zacisnęłam usta w cienką linijkę i czekałam na jakiś znak. 

-A ty Vera idziesz?-zapytał uśmiechnięty Archer. Spojrzałam na wszystkich wokół, którzy niecierpliwie czekali na moją odpowiedź, jednak mimo to nie zmieniłam mojego zdania.

Mój rozum mówił nie, ale moje serce tak bardzo chciało wreszcie się od tego uwolnić. Tak bardzo chciałam spędzić więcej czasu z moimi nowymi „przyjaciółmi, ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Coś sobie obiecałam, dlatego powinnam to dotrzymać. Może to głupie, ale uwierzcie mi, że gdybym poszła na tą imprezę, nie mogłabym się powstrzymać. Wypiłabym pewnie z 10 shotów, jak najwięcej...i znowu zaczęłabym być taka jak wtedy...

-Mam dużo nauki-odpowiedziałam speszona.-Niestety nie mogę się z wami wybrać. 

-Ależ wcale nie mamy tak dużo nauki-odrzekł Blake, trzymając Dianę za rękę.-Poza tym, mamy weekend. Kto się w ogóle uczy w weekend? 

I w tym  momencie wpadłam. Moje wytłumaczenia nigdy nie były na jakimś wysokim poziomie, tak samo było z kłamaniem. Mój mózg zaczął po raz kolejny intensywnie rozmyślać nad tym co powiedzieć. Przecież nie powiem od tak osobom, które znam kilka dni o moich prywatnych problemach, o których wie bardzo znikoma ilość osób. Dlatego wymyśliłam coś lepszego.

-Po prostu prawda jest taka, że po prostu nie lubię chodzić na imprezy-odpowiedziałam zestresowana z myślą że i to w każdej chwili może nie wypalić.-Wiem, że może to się wydaję dziwne, ale już taka jestem. I nie. Odpowiadając na wasze myśli, wcale nie jestem nerdem!

 Zauważyłam, że jedyna Alice zauważyła, że coś nie gra i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Alice po prostu taka jest, troskliwa, opiekuńcza i pomocna. Ciągle się zastanawiam dlaczego nie miała nigdy chłopaka. To przecież taki aniołek...Nie ma lepszej kandydatki na dziewczynę niż ona. Życie jest niesprawiedliwe. Dała mi znak, po czym chwyciła moją dłoń i wyprowadziła mnie ze stołówki. Obie zatrzymałyśmy się na korytarzu, a Alice rozejrzała się i upewniła się że nikogo nie ma w pobliżu.

-Vera-odrzekła spokojnie.-Wiem, że nie znamy się zbyt długo ale mogę ci pomóc. 

Popatrzyłam w jej niebieskie oczy i dostrzegłam w nich przejęcie. Była przejęta i to bardzo. Czasem się zastanawiam, czemu ona jest dla wszystkich taka dobra. Niektórzy mogą ją zwyzywać lub obrażać, ale ona i tak jest w stanie im innym wszystko wybaczyć i zachowywać się jakby nigdy nic nie miało miejsca. Chciałabym kiedyś być taka sama jak ona...

-Alice dziękuję za troskę-uśmiechnęłam się szczerze.- Ale wszystko jest w porządku. Po prostu nie mam ochoty imprezować. Muszę się tu jeszcze zaklimatyzować. Nie czuję się tu jeszcze w stu procentach pewnie. Nie chcę iść na imprezę, na której znam jedynie was. Po prostu to by było dla mnie mega niezręczne. Ale obiecuję, że za niedługo na pewno się wybierzemy i nadrobimy zaległości. 

Mój kochany dupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz