Rozdział 25

2.7K 81 0
                                    

Kurczowo trzymałam się ciała mężczyzny schodząc powoli po schodach. Ból stawał się coraz silniejszy, co strasznie utrudniało mi wykonywanie nawet takich prostych czynności jak chodzenie czy wstawanie. Mimo, że Włoch być może zna się na zszywaniu ran, to robił to na moje nieszczęście bez tego cholernego znieczulenia, czego skutki odczuwam właśnie teraz. 

- Boli, co? - zapytał nawet na mnie nie patrząc.

- Nie wcale, po prostu z dnia na dzień zapomniałam jak chodzić.- uśmiechnęłam się chamsko w stronę roześmianego Włocha.

- Chodź zaniosę cię.- uprzejmie zaproponował, na co tylko wybuchłam głośnym śmiechem.

- Chyba sobie jaja robisz Romeo. Nie będziemy tu robić jakiejś taniej szopki.

Spojrzałam mu w oczy, widząc jego zaskoczenie wymalowane na twarzy. W jednej chwili puścił mi oczko po czym wbił mi palca centralnie w ranę.

- Auć, co robisz idioto?! Nie wiesz, że mnie boli palancie?- syknęłam trzymając jedna rękę na brzuchu, a druga wymierzając cios w jego mocno zarysowaną szczękę. Jednak nawet nie zdążyłam go drasnąć, bo złapał ją w sekundę po czym warknął przez zaciśnięte zęby:

- Mała, nie podnoś na mnie ręki. 

- Dupek.- cicho szepnęłam.

- Udam, że tego nie słyszałem.- spojrzał na mnie intensywnie kończąc- Może być bez niesienia, ale teraz sama musisz sobie poradzić z zejściem. Powodzenia dzielna dziewczynko.- klepnął mnie pokrzepiająco w plecy po czym po prostu sobie poszedł.

- Sukinsyn.- warknęłam sama do siebie.

Zeszłam ze schodów po czym udałam się w stronę dobrze znanego mi już salonu. Wchodząc do pomieszczenia kątem oka ujrzałam wygodnie rozłożonego Marcello na białej skórzanej kanapie, natomiast naprzeciwko niego znajdował się Robert Evans we własnej osobie, patrzący na mnie przepraszającym wzrokiem co starałam się zignorować z całych sił jakie we mnie pozostały.

- Siadaj Camillo.- rzekł don wskazując ręką na miejsce obok siebie.

- Dzielne dziewczynki nie siadają obok kutasów.- syknęłam zadowolona z siebie, a następnie zajęłam miejsce na fotelu znajdującym się obok kanapy, na której siedział zdumiony moją wypowiedzią La Torre.

- Hmm... Mocne słowa. - szybko odpowiedział mierząc mnie wzrokiem.

- Przejdźmy do rzeczy, mówiłeś, że muszę się czegoś ważnego dowiedzieć, więc? - zapytałam prosto z mostu.

- Jaka rzeczowa.- prychnął, nadal nie ogarniam jak szybko zmieniają mu się nastroje, ten facet jest jeszcze bardziej posrany od Evansa.- Robert zacznij.

Evans spojrzał twardo w stronę szczerzącego się od ucha do ucha Włocha po czym jego tęczówki spotkały się z moimi. Patrzyłam na niego wzrokiem pełnym obojętności i pogardy, chociaż w moim wydaniu nie mogłoby to być tak efektowne jak u niego czy u Włocha, pewnie wyglądałam komicznie, ale cóż.

- Po pierwsze chciałem przeprosić, za to wszystko co zaraz powiem. Wiedz, że nigdy nie  miałem nic złego na myśli- przerwał na chwilę i głęboko odetchnął- Wszystko zaczęło się wtedy gdy na siebie wpadliśmy przed szkołą- na to wspomnienie lekko się uśmiechnął, spojrzałam na Włocha, który tylko wywrócił teatralnie oczami- Wtedy cię nie znałem, ale spodobałaś mi się. Potem ten konkurs, twoja wygrana, to wszystko było zaplanowane.- spojrzałam się na niego zszokowana, miałam tyle pytań, ale nie chciałam mu przerywać.- Potem zbliżyliśmy się do siebie, ja coś do ciebie poczułem, co było dużym błędem, to miał być tylko dobry interes.- złapał się za głowę, a potem przyłożył rękę do brody głęboko nad czymś myśląc.

Only With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz