Rozdział 14

2.8K 85 3
                                    


Gdy mężczyzna mnie zauważył nagle przyspieszył kroku w stronę swojego czarnego BMW. Czyli jest gorzej niż myślałam, wiedziałam, że być może jestem już u niego skreślona, ale nadal miałam jakąś nadzieję w głębi mojego serca. Nie powinnam była mówić tych rzeczy przy tych wszystkich uczniach, dopiero teraz wszystko zaczyna do mnie docierać. Lecz postanowiłam walczyć o naszą relację i nie pozwolić mu teraz odjechać. Oznaczało by to, że już być może nigdy się nie spotkamy. Nie chciałam tego, nie wiem co on czuje lecz mam nadzieję, że mimo wszystkiego jeszcze mnie nie znienawidził. Jestem straszną idiotką, i może za chwilę będę jeszcze większą, ale nie mam nic do stracenia, a muszę spróbować. Jakieś przeprosiny w końcu mu się należą, nie wiem kim jest. Może jest złym człowiekiem, ale nie powinnam oczerniać go na oczach całej szkoły.

Larsonowi się należało, bo to skończony kretyn i przydupas. Ale Robert na to nie zasłużył. Mimo jego tajemnic i tego że nie chciał mi nic powiedzieć, muszę go przeprosić i jakoś to naprawić, o ile się jeszcze da.

- Robert zaczekaj!- Evans powoli odwrócił się w moją stronę patrząc na mnie pytająco. Jego twarz pozostawała nadal obojętna, lecz nie był już tak bardzo zdenerwowany jak wcześniej.- Muszę z tobą porozmawiać, proszę.

Patrzyłam na niego błagalnym spojrzeniem w nadziei, że mnie wysłucha. Musiał mnie wysłuchać, inaczej już nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Jestem idiotką.

- Nie mam dużo czasu, więc się streszczaj.- odparł beznamiętnie cały czas patrząc mi się głęboko w oczy. Ostatni raz spojrzałam na ławkę na której wcześniej siedziałam, ale ni było już na niej Ricka, chyba chciał zostawić nas samych, lub po prostu poszedł na melanż beze mnie. A to dupek jeden, ale nim zajmę się później.

- Chciałam cię przeprosić, wiem że nie powinnam tego robić przy tych wszystkich uczniach i dyrektorze. Zachowałam się jak skończona idiotka bez mózgu. Zdaję sobie sprawę, że możesz mnie już nienawidzić, ale Robert naprawdę nie miałam na myśli urazić cię. Przemawiała mną złość na tego dupka Sancheza. Po całej szkole chodzą plotki, że sypiam z tobą, a gdy on to powiedział wybuchłam. Nie chcę żeby w całej szkole uważali mnie za jakąś tanią dziwkę. Wiem, że nie mam na co liczyć z twojej strony, zrozumiałam swój błąd.- spojrzałam w jego oczy dopiero teraz bo wcześniej nie miałam odwagi, coś się w nich zmieniło- Przepraszam Robert.

Po tych słowach mężczyzna nie wypowiedział ani słowa, co jasno zrozumiałam. Ostatni raz na niego zerknęłam po czym zaczęłam odchodzić. Nie mam już na co liczyć. Co ja sobie myślałam, że wybaczy mi po tym wszystkim co zrobiłam. Zrównałam go z błotem przy wszystkich, jego milionera i geniusza. Tak bardzo żałuje, chciałabym móc cofnąć czas. 

Chcę mi się płakać. Najgorsze jest to, że coś czuje do niego, o czym on nie wie. Przez mój brak mózgu wszystko zniszczyłam.

- Camillo czekaj.- usłyszałam gdzieś z tyłu jego niski głos. Nagle obudziła się we mnie nadzieja. Odwróciłam się w jego stronę czekając na dalszy rozwój wydarzeń.- Musimy porozmawiać, nie mogę tego cały czas odkładać, wsiadaj do auta. Pojedziemy do mnie.

Bez jakiegokolwiek sprzeciwu udałam się w stronę auta. Robert otworzył mi drzwi po czym wślizgnęłam się do środka i zajęłam miejsce obok kierowcy.

Przez całą drogę milczeliśmy. Żadne z nas nie chciało przerywać tej okrutnej ciszy. W powietrzu cały czas czułam napięcie pomiędzy nami. Ciszę zakłócało tylko radio, w którym grała jakaś smutna piosenka. Chociaż ona dobrze pasowała do tej beznadziejnej sytuacji.

Wchodząc do jego domu poczułam w sobie lekki strach i zakłopotanie. Dobrze wiedziałam, że czeka mnie ciężka rozmowa. Robert zdjął czarną marynarkę, którą położył na sofie po czym usiadł, rozluźniając lekko krawat. Gestem ręki nakazał mi usiąść obok niego. Kompletnie nie mam pojęcia czego się spodziewać, może zacznie na mnie krzyczeć, że zachowuję się jak gówniara, a może od razu wyrzuci mnie z domu.

- Cammie, chcę żebyś wiedziała, że ta sytuacja przed szkołą nie miała dla mnie żadnego znaczenia- na te słowa osłupiałam- Jestem przyzwyczajony do tego, że naokoło jestem obgadywany, hejtowany czy oczerniany przez ludzi. Nie mogę zaś przyznać, że całkowicie było mi to obojętne, zabolało bo padło to z twoich ust. Nie mam prawa być na ciebie zły. Sam zachowałem się jak dupek gdy byłaś tu przedwczoraj. Nic ci nie powiedziałem, a powinnaś znać chociaż kawałek prawdy. Zakładam, że domyśliłaś się co było w czarnym worku.

- Ten mężczyzna, który był wtedy przywiązany do krzesła.- cicho stwierdziłam.

- Zgadza się. Lecz nie chcę cię wplątywać w moje brudne interesy. Nie martw się jeśli pomyślałaś, że jest to jakiś handel ludźmi czy coś takiego.- spojrzał na mnie stanowczym spojrzeniem- Ten człowiek zasługiwał na to co go spotkało. A ja musiałem tego dopilnować.

- Co on zrobił? - powiedziałam, zanim zdążyłam pomyśleć.

- Oprócz produkcji broni i tej całej reszty, zajmuję się jeszcze czymś innym, czego na razie nie mogę ci wyjawić, ale wkrótce usłyszysz prawdę, jeśli nie z moich ust to kogoś innego. Te drugie interesy są nieco mniej przyzwoite i nie spodobają ci się. Jednym z moich wspólników jest Marcello, którego miałaś okazję już poznać. Tamten człowiek nas okradł, a w dodatku szantażował nas. Nie możemy dopuszczać do takich sytuacji dlatego zrobiliśmy z nic co trzeba.

- Czy on nie żyje?- zapytałam lekko łamiącym się głosem.

- Tak. Chciał zabić kogoś bliskiego dla mnie, nie mogłem nie zareagować.- Robert odpowiedział, po czym spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem. Nie jestem na niego zła. To okrutne co zrobił, ale najwyraźniej sam sobie zasłużył, nie zmienia to faktu jednak, że Robert też nie należy do dobrych i uczciwych ludzi. To, że został szantażowany nie zmienia faktu, że źle postąpił ale poniekąd rozumiem go. Ten facet szantażował go, chciał zabić jakąś ważną osobę w życiu Roberta, okradł go. Ludzie sami się pogrążają.

- Dlaczego był u ciebie w domu?

- Schwytałem go, a nie miałem dokąd go zawieźć więc musiał zostać tutaj. Cam, wiem że masz mnie teraz za skończonego psychola i mordercę, ale nie miałem innego wyjścia. To był wariat, nie mogłem mu pozwolić na zabicie Clarissy.- mężczyzna przetarł oczy i spojrzał  na mnie zmartwionym spojrzeniem.

Wiedziałam, że cierpi.

 Pierwszy raz ujrzałam zmartwienie w jego oczach, tą jego stronę przepełnioną uczuciami. Troskliwego i opiekuńczego faceta, a nie bezwzględnego milionera i mordercę. Zaczęłam mu współczuć, wiem jak się czuje, nie miał innego wyjścia.

Ostatni raz spojrzałam mu w oczy po czym przybliżyłam się do niego i przytuliłam go. Mężczyzna objął mnie swoimi szerokimi ramionami, po czym zatopił się w moim karku. Nie wiem ile trwała ta chwila, po prostu siedzieliśmy tak wtuleni w siebie, nie martwiący się naszym życiem i problemami. Cała reszta nie miała znaczenia. Byliśmy tylko my i nasze ciche bicia serca. 

Zrozumiałam jak wiele ten facet dla mnie znaczy. Może i jest psychopatą i mordercą, ma wiele twarzy, ale kocham go.

Kocham całym sercem. Wiem, że nie mogłabym bez niego żyć. Jego tajemnice stały się naszymi, a ja nie mam mu tego za złe co robi. To jego życie może z nim robić co tylko chce. 

Może i ma dużo wad, ale zakochałam się. Jestem skończoną wariatką. Ale nie mogę uciekać przed tym co czuje. Może i pobawi się mną a potem porzuci, ale dla mnie już nic nie ma znaczenia. Nie teraz kiedy jestem przy nim, i wiem jak wiele dla mnie znaczy. 

To chore.

Zakochałam się w Robercie Evansie.

Milionerze, geniuszu i gangsterze.


Only With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz