Rozdział 7

3.7K 95 1
                                    


W momencie gdy zbliżył się do mnie, wiedziałam, że to już koniec. Opierając się o ścianę, zamknęłam oczy ze strachu, czułam jego oddech na skórze. Jego męski, oczarowujący zapach, zapach, który będzie mi się kojarzył tylko z jednym. Z chwilą, w której bałam się śmierci bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Chwili, której byłam pewna. 

Zabije mnie tu i teraz. Potem wyląduje w sali pełnej krwi, a następnie w tunelu pełnym trupów, jaka byłam naiwna ufając mu. Nawet nikt nie zorientuje się, że mnie nie ma. Wszyscy o mnie zapomną, już teraz dla nich nic nie znaczyłam, dla rodziców będzie to w sumie pewien rodzaj ulgi. Mimo, że kochałam ich z całego serca, wiem, że najbardziej zależy im na kasie i dobrej opinii. Czułam, że mnie nie kochają, że jestem dla nich tylko utrapieniem. Zawsze miałam wrażenie, że udają zatroskanych i kochających. 

Może to prawda, albo jestem tak oszołomiona tą sytuacją, że tracę zmysły i nie myślę racjonalnie. Mam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi przez gardło, boję się nawet otworzyć oczu, aby spojrzeć na mojego oprawcę. 

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że chyba się w nim zakochałam. A może to tylko syndrom sztokholmski ? Już wtedy, gdy pierwszy raz go zobaczyłam, onieśmielił mnie swoim blaskiem i elegancją. Z każdym kolejnym spotkaniem było coraz gorzej. Chyba sama nie chciałam, się do tego przyznać, przed samą sobą. Jakie to głupie, bać się i jednocześnie kochać osobę, która zaraz miała mnie zabić. To wszystko było jedno wielką pułapką, w którą z łatwością mnie zaciągnął.

Sama do końca nie wiem kim albo czym on jest. O co w tym wszystkim chodzi, kim był ten mężczyzna, którego spotkałam w tunelu? Dlaczego mnie nie zabił? O jaką dostawę mu chodziło, co to za pakt? Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi. 

Z moich egzystencjalnych rozmyślań wyrwało mnie dzikie szarpnięcie. Zabolało. Otworzyłam szeroko oczy, i ujrzałam spokojną twarz Roberta. Szybciej zmieniają mu się nastroje niż ja kupuje nowe ciuchy.

- Camilla, Bogu dzięki, wreszcie. Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz?- zapytał patrząc na mnie zatroskanym spojrzeniem. Jego oczy przepełnione były ulgą i troskliwością. Martwił się, mimo tego, że przed chwilą chciał mnie zabić. Nie ogarniam już kompletnie niczego.

 Szybko uświadomiłam sobie, że leżę na miękkim łóżku , w pokoju o ciemno-brązowych i beżowych ścianach, z dużym biurkiem na środku. Pokój był bardzo elegancki i typowo męski, zapewne należał do właściciela domu. W pomieszczeniu było ciemno, jedynie mała lampka nocna i blask księżyca oświetlał cudowne miejsce, pełne jego zapachu, który mogłam wdychać godzinami. Robert siedział obok mnie trzymając cały czas mnie za rękę, którą szybko odepchnęłam.

- Co się stało? Dlaczego leżę w twojej sypialni? Czemu nie chcesz mnie zabić?- odparłam na jednym tchu, powoli cofając się do tyłu. Bałam się, i to potwornie, co jeśli to jakiś rodzaj zabawy dla niego, bawić się ofiara, a potem  ją  zabić z zimną krwią. Byłam zbyt zmęczona, żeby wstać i uciec, więc tylko opadłam z powrotem na miękkie, satynowe poduszki, poddając się kompletnie, niczym tchórz.

- Zemdlałaś w moich ramionach gdy oglądaliśmy film. Nie pamiętasz? Mamrotałaś coś o trupach, krwi i zabijaniu po czym całkowicie odpłynęłaś. - patrzył na mnie przekonującym i wciąż zatroskanym wzrokiem. Jak to zemdlałam? Niemożliwe, żeby to był sen, to musiało dziać się naprawdę. Przecież to było takie realne, to nie mógł być sen. Nie. Na pewno nie.

- Zemdlałam? Czyli nie chcesz mnie zabić?

- Zabić? Czy ty oszalałaś? O czym ty gadasz? Chyba przyda ci się odpoczynek, już myślałem, że się nie obudzisz. Muszę się tobą zaopiekować, nie wypuszczę cię w takim stanie z domu, w dodatku w nocy.- co? O nie ja nie mogę tu zostać z nim, sam na sam. O nie, nie, nie. Muszę się stąd wydostać i to jak najszybciej, żeby to wszystko jeszcze raz przeanalizować.

- Ale już lepiej się czuję. Może odwieź mnie do domu, rodzice zapewne się martwią o mnie. Potrzebuję snu.- odparłam ze sztucznym uśmiechem na twarzy, mam nadzieję, że go przekonałam, chociaż nigdy nie byłam dobrym kłamcą. Znamy się zbyt krótko żeby się nie zgodził.

- Jesteś tego pewna? Nie wyglądasz za dobrze. Możesz zostać, mam znajomego lekarza...

- Nie nie ma takiej potrzeby, dziękuję ale naprawdę mi lepiej- przerwałam mu szybko, o nie lekarza to ja nie potrzebuję dość wrażeń jak na dziś. - Mógłbyś mnie odwieźć? Chcę mi się spać, nie będę ci przeszkadzać, w dodatku zajmuje twoje łóżko.- nagle zobaczyłam ciemność przed oczami i znowu zasnęłam. 

***

Leżałam w swoim przytulnym pokoju, rozmyślając nad dzisiejszym dniem. Nawet nie wiedziałam jak się tu znalazłam. Chyba znowu zasnęłam przy Robercie. Chociaż tyle, że się posłuchał i mnie tu przywiózł. Zaraz, a rodzice?! Pięknie... 

Zaczęłam znowu, dokładnie analizować wcześniejsze wydarzenia, to nie mógł być sen, ja to czułam, pamiętam wszystko dokładnie, jego spojrzenie, mój strach i ucieczkę, najpierw w domu potem na dworze. To jak zaciągnął mnie siłą do domu. Spotkanie tajemniczej postaci. To było prawdziwe. 

Co jeżeli to on coś ukrywa, i wmawia mi, że to sen? A co jeśli ja po prostu oszalałam, i zmyślam niestworzone scenariusze? Sama nie wiem, niczego nie jestem pewna, oprócz tego, że ten mężczyzna jest niesamowity i coraz bardziej zaczynam mu wierzyć. Samym spojrzeniem potrafi omamić człowieka, sprawić by robił to co on zechce, by myślał tak jak on pragnie. To niesamowite, ale i przerażające.

 Chyba po prostu sobie coś ubzdurałam. To przez niego, ma na mnie taki wpływ, że odlatuję w jego obecności na dobre. Nawet zemdlałam w jego ramionach jak on twierdzi. To wszystko jest takie pokręcone. Patrząc na to z innej strony, to szanowany mężczyzna o ogromnej firmie, to nie pasowało by do niego. Jest taki troskliwy i kochany , nie, to mi musiało coś nie przyśnić. Takie rzeczy nie istnieją, mój sen był na miarę jakiegoś filmu science-fiction. Takie rzeczy nie dzieją się w prawdziwym życiu. W szczególności w moim żałosnym i zwyczajnym życiu. Robert miał rację, po prostu zemdlałam i przyśniły mi się jakieś nieprawdziwe i chore rzeczy. 

***

Mój sen przerwał cichy szelest, zerwałam się szybko z łóżka jak oparzona i spojrzałam w stronę okna, które było otwarte. Zdawało mi się, że je zamykałam.Nie ważne, pewnie mama je otworzyła.

 Miałam wrażenie jakby przed sekundą ktoś tu był, jakby był to on, swoim zapachem i obecnością budząc mnie ze snu. Ale teraz było pusto, zupełnie jak zawsze, cicho i z powrotem spokojnie. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie była trzecia w nocy, czyli to nie mogła być mama, zapewne już śpi. Więc co to było? Chyba rzeczywiście zaczynam wariować. 

Matko, co ten facet ze mną robi... Z każdym momentem pragnę go coraz bardziej. To jakaś siła wyższa, która przyciąga go do mnie, a mi to odpowiada. Chyba się zakochałam...


Only With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz