Rozdział 8

3.7K 87 0
                                    

Sobota - zdecydowanie mój ulubiony dzień tygodnia. Zawsze wiązał się z odpoczynkiem, brakiem stresu i ogólnie totalnym opieprzaniem się. Może czasami miałam wenę, żeby zrobić coś pożytecznego, czasami. 

Moja sobota była po prostu idealna. Zawsze taka sama, a mi to odpowiadało. Wstawałam o godzinie, której chce- wreszcie mogłam odespać to codzienne wstawanie z samego rana po to, żeby zdążyć na tego durnego busa i dalej jechać do ogromnego kurnika, tak zwanej ''szkoły''. Następnie krótka poranna toaleta i zaczynamy zabawę. Moją tradycją od zawsze było oglądanie jakiegoś filmu, czasami Marvel, czasami DC, różnie. 

Ale tym razem było inaczej. Moje myśli cały czas wędrowały do tamtej sytuacji, do wczorajszego dnia. Cały czas zastanawiałam się nad tym czy to była jawa czy może sen. Znowu wszystko dokładnie sobie przypominałam, ale na nic się to nie zdało. 

Chyba będę musiała o tym po prostu zapomnieć.

Potraktować jak zwykły sen.

Głupi sen.

Tak czy siak moje uczucia do Roberta mimo wszystko pozostają niezmienne. Wręcz przeciwnie z dnia na dzień stają się coraz silniejsze. Przynajmniej ja mam takie wrażenie. Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania, choć nawet nie wiem czy takie nastąpi. 

Chciałabym znowu poczuć jego oszałamiający zapach, przepełniony męskością i nim. Niepowtarzalny i niesamowity, tak jak jego właściciel. Chciałabym zatopić się w spojrzeniu jego cudownych oczu, tych niebieskich tęczówek. Chciałabym, żeby już zawsze patrzyły tylko na mnie. 

Pragnę zatopić się w jego muskularnych ramionach już na zawsze, żeby należały tylko do mnie.

Tak dużo bym chciała, a tak mało mogę haha, tak, mam nadzieję, że to jeszcze nie jest obsesja.

Zastanawiam się nad tym co on do mnie czuje, znając życie pewnie nic. Znowu ja zakocham się jak głupia, a druga strona będzie patrzeć na mnie jak na wariatkę.

Nagle usłyszałam głośne pukanie do drzwi, serio? Czy ja nawet nie mogę w spokoju pomyśleć? Jest sobota, a wiadomo, że sobota= opierdalanko. No halo.

-Wejść.- głośno warknęłam, niczym jakiś pies trzymany cały czas na ciasnym łańcuchu. 

Wychyliłam lekko głowę zza mięciutkiego kocyka i ujrzałam Ricka. Zmierzyliśmy się wzrokiem po czym jak gdyby nigdy nic, wszedł bezczelnie do mojego pokoju. Tak ten palant, zamierza zakłócać mój spokój w tak święty dzień.

- Heeeej Cammie! Mam dla ciebie niespodziankę! Zgadnij co to może być.- patrzył na mnie wzrokiem pełnym podekscytowania i euforii. Ciekawe co tym razem wymyślił...

- Jesteś w CIĄŻY?!- zapytałam o mało co nie dusząc się ze śmiechu. Już to sobie wyobrażam. Nie no nie mogę sobie tego wyobrazić. On jest facetem. Ale i tak mnie to bawi.

- Boże, Cam skąd wiedziałaś? To już czwarty tydzień! Chcesz pogłaskać?- spojrzał na mnie tym kuszącym wzrokiem, znacząco unosić przy tym brwi. Odpowiedziałam mu tym samym. Wariat.

- Dawaj. Hahah, a tak na serio to  nie mam pojęcia co za pomysł mógł wpaść do twojej małej, słodkiej i głupiutkiej główki, kochany. Gadaj- szybko rozkazałam, nie ukrywam, że ciekawiło mnie to co on mógł wymyśleć.

- Idziemy na imprezę do Camari!- krzyknął, prawie uszkadzając mi i sobie słuch przy tym.

- O nie dzisiaj, niestety nie mogę mam dużo do roboty, weź Veronikę.- niestety, ale nie mógł pokrzyżować moich niezwykle interesujących planów. Po za tym impreza? Nie jestem osobą szalejącą za tego typu okazjami. Nie ja.

Only With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz