Rozdział 30

2.2K 88 3
                                        

I'm back, guys.

Napotykając to zimne spojrzenie niemal przeszywające od środka moje ciało i dusze, przypomniałam sobie wszystko związane z tą jedną osobą, mroczniejszą niż komuś mogłoby się kiedykolwiek wydawać. Douglas Evans był zdecydowanie takim typem człowieka, którego spotykając raz na drodze swojego życia, to jedno spotkanie pamiętasz już na zawsze. 

Przez to wszystko śmiało mogę stwierdzić, że jest zdecydowanie tym gorszym z braci. Robert pomimo tego jak chciał  mnie wykorzystać, nie jest aż tak nieobliczalny i agresywny.

Wzdrygnęłam się na samą myśl, co mnie spotka jeśli wpadnę w te jego brudne łapska. Teraz byłam pewna, że szukał zemsty a dzisiaj miał świetną okazję aby ją wykonać.

Nie odwracając wzroku od mojego oprawcy, zastanawiałam się jak ocalić samą siebie przed śmiercią, która może już za chwilę nastąpić. Byłam skazana na siebie, Val i Marco zostali w samochodzie, a znając życie są już martwi i to z mojej winy. 

Jedyne co mi teraz przychodziło na myśl to nieduży pistolet, który schowany był za paskiem moich spodni. 

Mogłabym zabić Owcę, ale strzał usłyszałaby reszta jego ludzi, czyli znów musiałabym uciekać, a wtedy na pewno złapaliby mnie. Nie mam nawet gdzie uciec. Lecz jednak mimo tego wszystkiego to jest chyba najlepsza z możliwych opcji, a jest ich na moje nieszczęście bardzo mało. Ewentualnie mogę się poddać i grzecznie zejść z drzewa lub strzelić sobie w głowę albo czekać tu na cud, być może są na tyle mało sprytni i głupi, że nie wejdą tu.

Nie no bez przesady, na pewno by weszli.

- I co teraz mała dziwko? Nie ma twoich tatusiów, ani ochroniarza. Zostałaś sama.- z zamyślenia wyrwał mnie przyprawiający o dreszcze głos Evansa.- Możesz zacząć się już modlić, chociaż to ci nie pomoże.- wypowiadając ostatnie słowa ohydnie się zaśmiał co wystraszyło mnie szczerze jeszcze bardziej, chociaż może na taką nie wyglądałam, bo starałam się udawać twardą i niewzruszoną.

- Radzę tobie zacząć się modlić, kutasie.- po tych słowach w mgnieniu oka wyjęłam broń i strzeliłam do Douglasa. Sama nie mam pojęcia jak to się stało, czasami wyłączałam całkowicie mózg. W strzelaniu byłam już tak doświadczona, że w momencie strzału ani nie mrugnęłam, ani się nie zawahałam.

Otworzyłam oczy spoglądając w dół. Jakże się zdziwiłam na widok Evansa, który cały i zdrowy stał obok mojego drzewa śmiejąc mi się prosto w twarz.

Kurwa.

Teraz to już jestem w dupsku.

- Serio? Strzelasz do ludzi nie mając pojęcia o strzelaniu, chcesz mieć ręce ubrudzone krwią tak jak ja? Czekaj w sumie już masz mam ich wymienić?

- Przestań!- krzyknęłam, ledwo trzymając się na tym cholernym drzewie. W jednej chwili sprawił, że znowu stałam się małą dziewczynką udającą silną kobietę. Jednak miał rację.

- Facet, którego zabiłaś kilkanaście minut temu, Marco La Torre i ten gość co siedział obok niego. I oczywiście, mój braciszek. Powiedz mi Camilla jak to jest mieć na sumieniu tylu ludzi?- Douglas ewidentnie chciał wyprowadzić mnie z równowagi, co niestety mu się udawało. Dobrze wiedziałam, że to co mówił było okrutną prawdą. Zabiłam ich wszystkich, zginęli z mojej winy. Tylu niewinnych ludzi, przez jedną głupią nastolatkę i jej wybryki.

Przez chwilę jeszcze analizowałam słowa blondyna, a wtedy do głowy przyszła mi jedna istotna rzecz. Nie mówił nic o Marcello, co z nim w takim razie się stało, a Robert? On zniknął razem z nim, także też musiał żyć. Przecież nie mogliby się rozdzielić. 

Only With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz