Rozdział 2

5.3K 156 12
                                    

Pierwszy tydzień nowego roku szkolnego minął nawet spokojnie, pomijając fakt, że nauczyciele krok po kroku niemal zabijają nas ilością testów i kartkówek, a tak poza tym to da się jakoś przeżyć.

Dzisiaj "wielki dzień" jak to mawia nasz kochaniutki dyrektorek, bo zaczynają się dni promowania nowego sponsora. Mimo, że przez 3 dni będziemy się nudzić na tych pokazach i innych bzdurach, to jestem z całego serca wdzięczna temu prezesowi, że dzięki niemu mamy wolne od lekcji. Czyż to nie brzmi cudownie? Najchętniej zostałabym dzisiaj w domu, ale obecność obowiązkowa, głupia szkoła... Niech zgadnę Larson chce pokazać jak bardzo zaangażowani i zainteresowani jesteśmy życiem szkoły.

Haha, wcale.

Moje rozmyślania przerwał Chris, który od tak po prostu wparował do mojego pokoju. To mój brat ale z tym wchodzeniem bez pukania do pokoju mam ochotę związać go i przywiązać do jakiegoś pirackiego statku, no żeby wyglądał jak taka urocza syrenka na dziobie.

- Camilla, widziałaś gdzieś mój plecak?! Nigdzie nie mogę go znaleźć, a muszę dzisiaj wcześniej być w szkole.- zapytał z nadzieją, że zdradzę mu ten sekret i powiem gdzie wczoraj wyniosłam jego śmierdzący plecak.

Otóż, wczoraj gdy przyszli do mnie znajomi, jego plecak znajdował się jakimś cudem na środku mojego pokoju przez co się potknęłam na oczach Ricka i Ronnie. Teraz obydwoje cisną ze mnie bekę, że jestem jeszcze większą łamagą niż by się spodziewali. Po całym incydencie wzięłam do rąk ten śmierdzący, czarny plecak z ogromnym logo Nike na środku i wyjebałam go przez okno. Tak po prostu.

- Nie wiem, nie obchodzi mnie to gdzie to coś jest. - odparłam z czystą satysfakcją na twarzy. Dobrze wiedział, że to moja sprawka.

Po chwili zza pleców wyciągnął  telefon i machał nim na wszystkie strony. Zdezorientowana spojrzałam na biurko, ale nie było tam mojego telefonu. O to szmaciarz! Z prędkością geparda rzuciłam się na niego i próbowałam wyrwać mu moje dziecko, jednak nie było tak łatwo jak myślałam.

- Złaź ze mnie! Powiedz gdzie jest plecak, a oddam ci twój telefon, inaczej wyląduje on w kiblu- zagroził Chris , na co tylko parsknęłam śmiechem.

- Grozisz mi lamusie?

- Camilla, Chris uspokójcie się!- naszą szarpaninę przerwała mama, która wdarła do pokoju niczym błyskawica.

- Mamo tą idiotka schowała mi plecak, a ja muszę iść w wcześniej do szkoły!- ach tak mój brat lizus i przydupas jako przewodniczący tej budy musi pewnie pomóc w przygotowaniach. Nie wiem jakim cudem uczniowie go wybrali. Sami się pogrążają.

- Camilla oddaj mu plecak!- krzyknęła w moją stronę zdenerwowana mama.

- Dobrze mamo, ale niech najpierw odda mi telefon!

***
Gdy dotarłam pod szkołę moim oczom ukazało się cudowne białe Ferrari stojące na szkolnym parkingu. Okej to Miami tutaj dużo jest takich aut, ale pod tą szkołą nigdy nie parkują takie drogie samochody.

Idąc w stronę szkoły usłyszałam ciche powiadomienie z telefonu informujące, że dostałam SMS-a. Zagaduję, że Rick.

Od Rick: Czemu cię jeszcze nie ma?! Wpadaj szybko bo za chwilę wszytko się zaczyna poza tym muszę ci coś opowiedzieć.

Do Rick: Spokojnie mamusiu zaraz będę.

Podczas pisania SMS-a poczułam mocne uderzenie znowu ktoś nie umie łazić i we mnie wszedł. Jacy ludzie są nie ogarnięci.

-Uważaj jak chodzisz- usłyszałam niski męski głos, po chwili podniosłam wzrok a moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna. Był nieziemsko przystojny, czy ktoś wogóle może być aż tak piękny? Miał na sobie elegancki szary garnitur, jego brązowe włosy lekko powiewał wiatr, a kilkudniowy zarost sprawiał, że można było  patrzeć całe dnie na jego twarz. Był bardzo umięśniony, już wiadomo dlaczego zderzenie tak mnie bolało. Po chwili nasze oczy spotkały się, jego niebieskie tęczówki patrzyły na mnie pełne pogardy i zażenowania.

- Już napatrzyłaś się? - zapytał się kpiąco czym wybił mnie z rytmu. Szybko się otrząsnęła i zaczęło do mnie docierać co się stało. Boże jaka ja jestem głupia, patrzyłam się na niego jak na jakąś rzeźbę w muzeum.

-Prze-przepraszam ja nie chciałam- odpowiedziałam cicho po czym szybko odeszłam.

- Idiotka- rzucił w moją stronę gdy odchodziłam, głupi gbur, co on sobie myśli że wszystko mu wolno?!

- Odezwał się ten co nie potrafi chodzić. - wiedziałam, że będę żałować tych słów, nawet nie pozwoliłam mu odpowiedzieć bo z prędkością strusia uciekłam do szkoły.

***

Wzrokiem odnalazłam moich przyjaciół i zajęłam miejsce obok nich. Uśmiechnęłam się blado udając że wszytko gra, ale ich nie dało się oszukać.

- Hej Cammi co się dzieje? - zapytała spokojnie Ronnie

- Nic nic- odpowiedziałam szybko chociaż wiedziałam, że prędzej czy później się dowiedzą- no dobra, w drodze do szkoły wpadłam na jakiegoś faceta i się lekko pokłóciliśmy to tyle. - uśmiechnęłam się z nadzieją, że odpuszczą.

- Haha Cammi łamaga! To jest twój nowy sposób na podryw kochana? Nie wiem czy w taki sposób poderwiesz jakiegoś faceta.- zaśmiał się Rick na co tylko przewróciłam oczami. Co za dupek z niego...

- Daj jej spokój Rick! Cammi opowiadaj kto to był, jak wyglądał?

W tej samej chwili pokaz rozpoczął się a na scenę wszedł ten sam facet na którego wpadłam przed szkołą. Nie!! To jest pewnie nasz sponsor, ten właściciel tej ogromnej firmy Evans Industries, jestem skończona...

- O tak wyglądał - moi przyjaciele w szoku patrzyli to na mnie to na niego. Co ja zrobiłam, a co jeśli mnie teraz zauważy?!

- Witam wszystkich zgromadzonych, jak już pewnie się domyślacie nazywam się Robert Evans, chyba o mojej firmie nie muszę Wam opowiadać. W tym roku Evans Industries zdecydowało się wspierać finansowo właśnie waszą szkołę Miami High School. Mam nadzieję, że to będzie dobry rok współpracy. A teraz zapraszam na pokaz naszej firmy!- w tym samym momencie gdy skończył mówić zaczął nerwowo rozglądać się po sali , jakby kogoś szukał. O nie nie nie nie, ja wiem kogo on szuka. Mnie tu nie ma.

W końcu jego niebieskie tęczówki odnalazły moje, patrzył na mnie z zaciekawieniem ale i zdenerwowaniem. Boże co za psychol. Chciałam być silna, ale za pewne wyglądałam jak przestraszone małe dziecko. Spuściłem wzrok po czym szybko wybiegłam z sali, aby uniknąć jego zabijającego spojrzenia. Nigdy więcej. Wybiegłam przed budynek szkolny i usiadłam na ławce. Dlaczego mnie to spotyka? Jego białe Ferrari nadal stało na parkingu, a może by tak... Nie lepiej nie, to jest miliarder, jak coś uszkodzę to jestem skończona.

Nie wiem ile tak siedziałam może godzinę, może dwie, nie mam pojęcia. Nagle wszyscy uczniowie zaczęli wychodzić ze szkoły, czyżby pokaż dobiegł końca? Ja natomiast nadal tam siedziałam coś mnie tam trzymało, nie miałam najmniejszej ochoty się stąd ruszać. Po kilku minutach wszyscy poszli a szkolny parking znowu pozostał pusty oprócz tego nieszczęsnego białego Ferrari. Przed szkoła zapanowała ogromną cisza i spokój. W chwili gdy już miałam odchodzić usłyszałam ten sam męski głos, odwróciłam się i go zobaczyłam szedł w moją stronę, a jego mina nie wyrażała niczego, zupełną pustka zero jakichkolwiek emocji, nic.

- Możemy porozmawiać?- że co? Biznesmen znany na całym świecie chciał ze mną rozmawiać? No nie wierzę.

- My? O czym chce Pan ze mną rozmawiać?- zapytałam spokojnie.

- Chcę cię przeprosić, nie chciałem na ciebie wpaść to wszystko przez moją nie uwagę.

- To prawda, ale wina nie była tylko po Pana stronie. Za dużo przesiaduje w telefonie...

- Panie Evans samochód już na Pana czeka. Musimy już jechać. Za chwilę ma Pan spotkanie.- naszą rozmowę przerwał nam jakiś mężczyzna, chyba to był ten przedstawiciel Liam co był u nas na rozpoczęciu roku szkolnego.

- Już idę.- blado się uśmiechnął w moją stronę po czym odszedł do swojego białego Ferrari.

Czy ja przed chwilą rozmawiałam z najbardziej znanym człowiekiem w Ameryce? Boże, trzymajcie mnie...

Only With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz