Rozdział 34

2.2K 82 13
                                    



W mojej głowie aż huczało na widok tego co zobaczyłam. Wszystkie myśli zaczęły się ze sobą plątać, przez co rozumiałam coraz mniej. Cała ta sytuacja była dla mnie jedną wielką niewiadomą, a teraz to pogłębiło się jeszcze bardziej. Powoli już miałam tego wszystkiego dość, tych cholernych wrażeń, które są mi dostarczane ostatnio aż za często. Gdzie podziało się moje spokojne życie? Na ten moment zapomniałam co to w ogóle znaczy. Wszystko zaczynało pieprzyć się coraz bardziej, z dnia na dzień było coraz to gorzej. A czym ja sama zawiniłam żeby znajdować się w  tym całego bałaganie? To nie moja wina, że nie poinformowano mnie o moim pochodzeniu, o moich niby włoskich korzeniach.

Kurwa, mafijnych, włoskich korzeniach.

I ja za to wszystko mam płacić, za to że jestem wnuczką jednego z mafiosów o czym do kurwy nawet nie wiedziałam. Pochowałam dziadka dziesięć lat temu do cholery. A teraz nagle wszyscy sobie o mnie przypomnieli i każdemu za wszelką cenę jestem do czegoś potrzebna. Poczynając na Evansie przez Douglasa, a kończąc na Ratto.

A tak na marginesie,  sama do końca w to nie wierzę. Niby pochodzę z mafijnej rodzinki? Przecież to niedorzeczne i niemożliwe. Nie wyobrażam sobie mojego dziadka w roli bossa mafii, cholera on zmarł. To musi być tylko głupia zbieżność nazwisk. Czysty zbieg okoliczności. Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę. 

Mam już coraz mniej sił aby dalej walczyć i dalej brnąć w to wszystko. Najchętniej sama znalazłbym się na tym fotelu i czekała aż Kostucha łaskawie wpakuje mi kulkę w głowę. Chociaż tak przecież się nie stanie, najpierw muszę zostać wykorzystana rzecz jasna, ale za marzenia nie karzą.

Patrzyłam na człowieka siedzącego na metalowym siedzeniu ze smutkiem, ale i obojętnością w oczach. Całe wnętrze bardziej mnie przeraziło niż widok osoby, która znajdowała się w samym centrum tego gówna. Nigdy nie byłam osobą, która posiadała dużo empatii, współczuła  każdemu kto przeżywał jakąkolwiek tragedię. Taka była moja mama nie ja. 

Tak było i teraz. Mimo że powinnam cóż zrobić nie zrobiłam nic. Stałam jak skamieniała wpatrując się pusto przed siebie. Jakaś mała iskierka rozpaczy tliła się w moim sercu, ale inne emocje nie pozwalały jej się wydostać i przedrzeć przez całą resztę. Dlatego właśnie jedyne co teraz czułam to obojętność i nienawiść. 

Tak nienawiści było tu całkiem dużo.

Nienawiść do człowieka, który zrujnował moje życie, a potem mnie. Kawałek po kawałku doprowadzał mój spokój do upadku. Przez jego cholerny egoizm i ogromną pychę jestem tu gdzie jestem. W domu człowieka, o którym nie powinnam nigdy nawet słyszeć.

Wreszcie uniosłam wzrok aby spojrzeć mu w oczy. W te niebieskie tęczówki, na których widok moje serce kiedyś chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Teraz zamiast przyspieszyć ono spowalniało. A ja zamiast ciepła poczułam tam chłód. Tak jakby wewnątrz mojego ciała panowała zima, zima która miała tam pozostać już na długo.

Już nie wyglądałam na wystraszona i zmartwioną. Wyglądałam jakbym sama wpakowała tu jego ciało i sama zadała mu te rany z których teraz tak okropnie sączyła się krew, spływająca następnie po jego  czarnych spodniach. Nie wiedzieć czemu, ale ten pojebany widok sprawiał mi satysfakcję, ogromną radość z tego, że wreszcie spotkała go kara, która już od dawna mu się należała.

Patrzył na mnie przepraszającym spojrzeniem, lecz nie mógł nic powiedzieć. Uniemożliwiała mu to taśma przyklejona do jego ust, które kiedyś pragnęłam całować nieustannie. Usta, które były dla mnie istną definicją ideału, cały on nią był.

Może i nie był do końca najgorszym mężczyzną dla świata, ale dla mnie zdecydowanie tak. Nie wybaczyłam mu i nie zamierzam wybaczyć..

Spojrzałam na jego włosy, które nie wyglądały już tak idealnie jak kiedyś, teraz były mokre od potu i brudne od krwi. 

Only With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz