Rozdział 36

1.8K 90 7
                                    


Spośród wszystkich rzeczy jakie mnie irytują najbardziej zdecydowanie dominuje niewiedza i nieszczerość. Nienawidzę być pomijana i traktowana jak powietrze, albo jak dziecko, które jest zbyt małe i głupiutkie aby powiedzieć mu o pewnych rzeczach czy też przekazać sekret. Niestety ku mojemu nieszczęściu od zawsze jestem traktowana jak wcześniej wspomniane dziecko. Zarówno przez rodziców, którzy aktualnie pewnie nawet nie wiedzą czy żyję, a tym bardziej gdzie jestem, ale w ten sposób traktowali mnie również moi ostatnio bliscy mi... no właśnie jak nazwać tych dupków, "koledzy"? To do tej posranej sytuacji zdecydowanie nie pasuje.

Coś mi tu nie pasowało i to od dawna, definitywnie. 

Zawsze jakaś tajemnica.

Ja pierdolę.

NO ZAWSZE.

- Nie ruszaj się teraz, pracuję.- burknął nieprzyjemnym głosem, co bardzo do niego nie pasowało.

- No tak zapomniałam, że mam do czynienia z najprawdziwszym i najlepszym pod słońcem lekarzem. Powiedz znasz się na rzeczy czy tylko udajesz? Bo wydaje mi się, że to drugie.- spojrzałam na mnie chłodnym wzrokiem - Po walce ze swoimi wrogami też ich potem leczysz, czy tylko wyjątkowi na to zasługują, hmm? 

- Bądź cicho chociaż na chwilę, bo będziesz sama zszywać sobie tą cholerną ranę.

- Uraziłam czymś doktorka? - zapytałam szyderczo, aby jeszcze bardziej go sprowokować. Wywrócił oczami, kontynuując swoją robotę.

- Czasami jesteś naprawdę nieznośna, Camillo. - wypowiedział spokojnie po czym skończył  i odsunął się ode mnie nie spuszczając mnie ze wzroku - Radzę być milszą przy moim pojebanym braciszku.

Nagle cała odwaga ze mnie wyparowała, a sama chyba pobladłam bo Marcello uśmiechnął się chamsko.

- Marcello, dlaczego tu jestem? - postanowiłam spróbować kolejny raz, może tym razem chociaż dowiem się czegoś nowego.

- Przykro mi, ale ode mnie tego się nie dowiesz. Nie jestem upoważniony do przekazywania takich informacji.

- Kto ci zabrania?- zapytałam zaciekawiona.

- Caledon.- westchnął ciężko, opierając ręce na stole - To on tu rządzi, ja jestem tylko bękartem, który nie wiele może w tym domu. 

Kurwa nic nowego, jak zawsze. Kim do cholery jest ten palant, że Marcello tak bardzo mu się podporządkował, w końcu to bracia, a Desimone traktuje go jak jakiegoś śmiecia.

Muszę wyciągnąć od niego jak najwięcej.

- Dlaczego to akurat on ma taką władzę? - ciągnęłam.

- Jest pierworodny, zrodzony z czystej krwi. Ja zaś tak jak mówiłem jestem dzieckiem kochanki mojego ojca. Dlatego też, to właśnie jego ojciec uczynił dziedzicem imperium. Może tu w Ameryce jestem kimś, ale tam we Włoszech to właśnie mój brat ma największą władzę, jest niepokonany od lat.- odparł dosyć smętnym głosem.

Dostrzegłam cień smutku i żalu w jego głosie, widać, że nie najlepiej czuje się w tej rodzinie. W sumie mu się nie dziwię, najwyraźniej Caledon nie jest wzorem idealnego brata, a siostra... Wydaje się, że mają lepszy kontakt, chyba.

- Gdzie jest wasz ojciec?

- W naszej rodzinnej rezydencji we Włoszech, zresztą niedługo go poznasz. Nie pytaj dlaczego, bo i tak ci nie powiem.- zaśmiał się cicho, gdy ja już miałam otwierać usta.

- A Robert, co on ma z tym wspólnego?

- Raczej miał.- zeskoczyłam sparaliżowana z krzesła podchodząc do mężczyzny.

Only With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz