Rozdział 11

3.2K 93 2
                                    


Ten dzień zapowiadał się naprawdę dobrze, i pewnie byłby taki gdyby nie jeden fakt, a w zasadzie osoba. Człowiek, który to wszystko zepsuł w jednej chwili...

Po krótkiej rozmowie w sypialni, zeszliśmy na dół, aby wreszcie coś zjeść. Przysięgam, że umieram z głodu, nic nie jadłam od wczorajszego śniadania, przez ten stres i dzień pełen wrażeń. Mimo tego wtedy nie czułam głodu, a chyba coś zupełnie innego. MOTYLE. Tak cholera, to nie jest pieprzony żart, zauroczyłam się nim cholernie, ale chyba jeszcze nie zakochałam. Nie no bez przesady znamy się zaledwie kilka dni, wariatka ze mnie. I to konkretna. Najgorsze jest to, że jestem pewna, że nic z tego nie będzie. 

No proszę ja, licealistka, głupia nastolatka i on, półbóg, milioner, stąpający po ziemi ideał. Nie zdecydowanie nie. To się nie uda. W głębi serca chciałabym, żeby to było coś poważnego, ale mam wrażenie, że dla niego to będzie zwykłą zabawą z głupiutką małolatą. 

- Mała, co masz taką minę? Coś się stało?- jego uśmiech znowu sprawił, że stałam się czerwona jak barszcz w Wigilię. Jaki wstyd.

- Nie, nie, to znaczy... nic mi nie jest- spojrzał na mnie swoim spojrzeniem typu ''wiem, że kłamiesz''- gdzie jest łazienka?- musiałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Nie zniosła bym dłużej tego spojrzenia niebieskich tęczówek.

- Idziesz tamtym korytarzem- wskazał ręką- po czym skręcasz w 3 drzwi po lewej.

- Dzięki, Robert. Zaraz wracam

- Nie śpiesz się, zajmę się śniadaniem. Lubisz naleśniki?

- Boże, uwielbiam. Jesteś cudowny.- czy ja na serio to powiedziałam? Jaka lamuska. Dobra mniejsza, uciekam szybko zanim znowu zapadnę się pod ziemię ze wstydu. Ten facet mnie onieśmiela, to złe. Zachowuję się przy nim jak idiotka.

Słuchając instrukcji Roberta wchodzę do 3 pomieszczenia po lewej. Jestem głupia, nie umiem liczyć pomyliłam pokoje. Cholera. 

Lecz to co tam widzę przeraża mnie jeszcze bardziej niż cokolwiek do tej pory widziałam w moim nastoletnim życiu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to dużo broni. Serio, rozumiem, że to jego pasja, zajawka ale nawet tutaj? Ale i tak to nie przeraziło mnie najbardziej, w sumie broń u niego to normalne, z tego słynie jego firma, znane na całym świecie Evans Industries. Wchodzę głębiej do pomieszczenia zaciekawiona cichym sapaniem dobiegającym z kąta pokoju. 

Dostaje prawie zawału gdy widzę tam jakiegoś mężczyznę przywiązanego do krzesła. Usta ma zaklejone taśmą, a ręce i nogi ma związane. Mimo strachu jaki odczuwam podchodzę jeszcze bliżej. Ma zamknięte oczy. Całe szczęście. Chyba śpi.

Albo do cholery nie żyje. Ja pierdole. Cichutko błagam w głębi duszy aby żył. Jednak nie decyduje się na sprawdzenie tego, jestem zbyt dużym tchórzem.

- Cam, już prawie gotowe możesz przyjść! - z kuchni dobiega donośny głos mężczyzny. Cholera jasna, kij mi w tyłek. Czy ja zawsze muszę wplątywać się w tarapaty i odkrywać jakieś dziwne rzeczy. Ja pierdole. Szybkim krokiem wychodzę z pomieszczenia i wracam do kuchni jak gdyby nigdy nic. Wcale nie widziałam typa przywiązanego do krzesła, nie w ogóle.

- Masz piękną łaz...- moją wypowiedź przerywa dzwonek do drzwi. Serio jeszcze tego tu brakowało. - Mogę otworzyć jeśli pozwolisz.- oferuję.

- Jeśli tylko chcesz. Wiesz gdzie są drzwi wejściowe.

W drodze do drzwi kompletnie zapominam, że mam na sobie tylko jego koszulkę.

Otwieram drzwi, a moim oczom ukazuje się jakiś wysoki mężczyzna, który nadzwyczaj przyjaźnie uśmiecha się w moją stronę. Staram się lekko obciągnąć koszulkę w dół, aby trochę zakryć się, ale mało to pomaga.

Only With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz