Boże Narodzenie minęło tak szybko jak przyszło. Sylwester jak zwykle był bardzo huczny. Czas leciał nieubłagalnie. W kalendarzu widniał już marzec i zostało zaledwie kilka dni do następnego miesiąca. Tak jak chłopcy sobie obiecali, mieli się zdzwonić i omówić wszystkie szczegóły przyjazdu Huberta do Hiszpanii. Późnym popołudniem rozległ się dźwięk telefonu. Blondyn odebrał natychmiast.
Przy całej rozmowie towarzyszyły im emocje. Słychać było, że Karol jest nadzwyczaj podekscytowany, natomiast radość Huberta mieszała się z obawami i przede wszystkim stresem.- Yhm...twoja dziewczyna nie ma mi za złe tego co wtedy powiedziałem.- słowa ledwo przecisnęły się przez zaciśnięte gardło chłopaka.
- Spokojnie, miałeś szczęście, nic nie słyszała.- odarł szatyn.
Cała rozmowa trwała dobrą godzinę. Wszystkie, nawet najmniejsze elementy podróży zostały zaplanowane. Hubert miał udać się na pociąg, dojechać do Warszawy, tam miał zarezerwowany bezpośredni lot do Hiszpanii. Na miejscu będzie czekała taksówka, która zawiezie go pod sam dom przyjaciela. Wszystko było dopięte na ostatni guzik.
***
~Hubert~
Czwarty kwietnia godzina ósma. Siedzę w pociągu i obserwuję widoki za szybą. Dziś jest ten dzień. Wielki dzień, w którym pierwszy raz od jedenastu miesięcy zobaczę swojego przyjaciela. Czułem wprost niespotykaną radość. Jednak moją głowę przepełniały rozszalałe myśli. Miałem tyle pytań, tyle wątpliwości, obaw. Bałem się spotkania. Tak, po prostu się bałem. Minęło tyle czasu. Każdy z nas jakoś poukładał sobie życie- jakoś! Najbardziej obawiałem się konfrontacji twarzą w twarz z Moniką. Nie mam pojęcia jak na mnie zareaguje, jak będą wyglądały nasze stosunki. Nadal było mi głupio po tej całej akcji, którą rozegrałem podczas internetowej rozmowy.
Nagle rozległ się pisk szyn, a pociąg zatrzymał się gwałtownie. W głośnikach rozbrzmiał głos jakiejś pracownicy. Momentalnie wszelkie myśli mnie opuściły, gdy zorientowałem się, że jesteśmy już w Warszawie. Jednym, szybkim ruchem zgarnąłem swoje rzeczy i wyprysłem z pociągu. Wyleciałem na peron, natychmiast kierując się schodami do góry. Chwilę później wyszedłem koło głównej lokalizacji stacji, a tuż po tym znalazłem się na ruchomym chodniku. Tak długo już nie było mnie w tym mieście. Zapomniałem jak tętni życiem.
Bez dłuższych namysłów ruszyłem w stronę lotniska. Był to zaledwie krótki spacerek i już byłem na miejscu. Wchodząc do budynku, usłyszałem głos kobiety mówiącej o nie zostawianiu bagażu bez nadzoru. Zauważyłem duży monitor, wiszący na ścianie i podszełem bliżej. Sprawdziłem stanowisko odprawy. Gdy odszukałem mój lot oraz jego numer, natychmiast pobiegłem do bramki odprawy bagażowej.
Pewnie zastanawiacie się czemu tak się śpieszę. Niestety pociąg miał dość duże opóźnienie, co w sumie nie jest żadną nowością. Została mi nie cała godzina do odlotu, a musiałem jeszcze nadać bagaż, przejść odprawę osobistą i udać się do odpowiedniej bramki. Czułem presję czasu.***
- Pan Hubert Wydra proszony do bramki numer 7, Pan Hubert Wydra wzywany na pokład.- kolejny raz usłyszałem głos kobiety.
- Przepraszam czy nie można szybciej? Wołają mnie.- pośpieszałem ochroniarza, który przyczepił się do mojego plecaka.
- Spokojnie, zdąży pan.- mężczyzna odparł obojętnie, nadal przeszukując mój bagaż podręczny.
- Pan Hubert Wydra proszony do bramki numer 7, Pan Hubert Wydra wzywany na pokład.- znowu uprzedzenie.
- Proszę Pana!- zirytowałem się.- Jak długo to trwa!
- Proszę się uspokoić, bo za chwilę Pan w ogóle nigdzie nie poleci.- ochroniarz również zaczął się denerwować.
Kiedy mężczyzna wyrzucił już wszystkie moje rzeczy i starannie przeszukał każdą kieszonkę, oświadczył, że bagaż jest w porządku.
- Uwaga ostatnie wezwanie! Pan Hubert Wydra proszony do bramki numer 7. Uwaga ostatnie wezwanie!- akurat, gdy pakowałem porozrzucane na metalowym stoliku rzeczy, rozbrzmiał kolejny i prawdopodobnie ostatni komunikat.
- Cholera!- mruknąłem agresywnie.
Jednym ruchem upchałem wszystkie przedmioty, zapinając plecak. Zarzuciłem go na ramię i popędziłem w stronę bramki. Jeszcze nigdy tak szybko nie biegłem. Pędziłem z całych sił, aby tylko dobiec do tych przeklętych drzwi. Ludzie patrzyli się na mnie jak na wariata. Wyglądałem tak jak bohater z filmu, który próbuje zatrzymać ukochaną zanim wyjedzie na zawsze.
Zabrakło mi tchu. Na schodach przeskakiwałem co drugi stopień, mało się nie wywracając. Moja bramka znajdowała się na piętrze lotniska.
Wystrzeliłem ze stopni i momentalnie dojrzałem odpowiednie drzwi. Zobaczyłem jak mężczyzna w granatowym mundurze zabiera się do ich zamknięcia. Puściłem się biegiem w jego kierunku.- Stop! Proszę poczekać!- krzyczałem.
Zatrzymałem się na ladzie, wbijając ją sobie nieszczęśnie w brzuch.
- Hubert Wydra. To mój lot.- wydyszałem.
- Przykro mi, ale przejście jest już zamknięte.
- Błagam ja muszę wejść do tego samolotu!- nie mogłem złapać powietrza.- Ochroniarz na kontroli osobistej mnie przetrzymał. Błagam!- prosiłem jak dziecko.
- Wszyscy pasażerowie są już w drodze na płytę, samolot jest obecnie sprawdzany i przygotowywany do startu.- mężczyzna patrzył się na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Ja muszę się tam dostać. Proszę. Na pewno da się coś jeszcze zrobić. To dla mnie bardzo ważne!- moje ciało opanowało zmęczenie, a na czole poczułem krople potu.
Pracownik spojrzał się, ilustrując mnie swoim wzrokiem. Wyglądałem zapewne strasznie po podróży pociągiem i tym całym maratonie. Nie wiem co sobie o mnie pomyślał, ale nie obchodziło mnie to. Musiałem za wszelką cenę dostać się na pokład tego cholernego samolotu.
__________
Wyjątkowo się dzisiaj odezwę.
Szczerze mówiąc ten rozdział nie jest jakiś najlepszy, ale stwierdziłam, że po mimo tego i tak go wstawię, ponieważ ostatnim razem wstawiłam tylko jeden, ale zwalę to na szkołę😊
Teraz zaczyna się dłuższy weekend, więc będzie sporo czasu do pisania.Życzę wam miłej nocki.😘
CZYTASZ
"Za dużo tego wszystkiego'' DxD
FanfictionJest to moja pierwsza książka amatorska. Nie jestem z niej do końca zadowolona, ale zostawiam ją z sentymentu. ~ 2020 "Zachowanie Karola od jakiegoś czasu budzi podejrzenia. Jego nagła decyzja o opuszczeniu kraju rodzi w Hubercie mieszane uczucia. O...