30

661 59 10
                                    

~ Hubert ~

Stałem jak słup. Miałem wrażenie, że w moich ustach suchość przekroczyła wszelką granicę, a zamiast sahary zapanowało tam piekło. Poczułem mrówki w opuszkach palców, przez co nerwowo strzepnąłem dłonie. W tej sytuacji wyglądało to za pewne komicznie, lecz nieprzyjemne uczucie mrowienia zaczynało być zbyt uciążliwe i nie potrafiłem się powstrzymać.
Gdy zrozumiałem, że to na nic, że skurcz nie zniknie, szybko uniosłem wzrok, jakby wracając do rzeczywistości. Chłopak w ogóle niewzruszony siedział dalej na blacie, wpatrując się z wielkim zainteresowaniem w obraz za oknem.
Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Wrócić do sypialni czy pozostać w kuchni. Pragnienie było jednak na tyle duże, że nie mogłem odpuścić. Westchnąłem cicho, nabierając nadmierną ilość powietrza do płuc i na palcach zacząłem zbliżać się do szafeczki ze szklankami. Jak mysz czmychnąłem za plecami szatyna, próbując nie zwracać na siebie nadmiernej uwagi. Chłopak zachowywał się jak posąg.
Przemknęło mi przez myśl, że może specjalnie ignoruje moją osobę, żebym to ja pierwszy wysunął się na linię frontu. Jednak ja nie miałem zamiaru ulegać, więc aby ukrócić tą niezręczną sytuację, czym prędzej otworzyłem drzwiczki szafki, chwytając drugą ręką niewielką, zdobioną skromnie szklankę. Nagle usłyszałem za sobą ciężkie westchnienie. Jakby przepełnione rozczarowaniem, beznadzieją i czymś przytłaczającym. Przestraszyłem się, że Karol może jednak postanowił na mnie spojrzeć i natychmiast nerwowo się obróciłem. Stojące na skraju półki naczynie jak na zawołanie, szurnęło o drewnianą sklejkę i gwałtownie spadło. Rozległ się głośny brzdęk i trzask, a na podłodze rozbryzgło się tysiąc odłamków najróżniejszych wielkości. Odskoczyłem odruchowo, spuszczając wzrok na zniszczoną szklankę.
Brawo Hubert- pomyślałem.
Gdy ponownie zapanowała cisza, zerknąłem ukradkiem na przyjaciela. Zero reakcji. Nie poruszył się.
Szybko opadłem na kolana i zacząłem zbierać błyszczące w księżycowym światle drobiny. Kilka razy udało mi się przy tym pokłóć. Za każdym razem, gdy jakiś kawałek szkła wbijał mi się w dłoń, syczałem pod nosem z irytacją lub cmokałem z dezaprobatą.

- Przestań robić sobie krzywdę.- usłyszałem pomruk, który przebił się przez panującą dookoła ciszę.

Spojrzałem na szatyna. Siedział nadal w tej samej pozycji, twarzą do okna. Jego głos nie brzmiał tak jak zazwyczaj. Był niższy, bardziej chropowaty, wręcz nieprzyjemny. Wzdrygnąłem się, a na moich rękach pojawiła się gęsia skórka.

- Mógłbyś mi pomóc.- fuknąłem, choć wcale nie chciałem by to robił.

Usłyszałem szmer, stłumiony stuk o kafelki i jakieś strzyknięcie. Chwilę później pojawiła się przede mną sylwetka przyjaciela. Chłopak usiadł po turecku na podłodze i wpatrzony w nią zaczął zbierać szkło. Poczułem się zmieszany. Przerwałem czynność i utkwiłem wzrok w szatynie. Ten natomiast bez żadnego słowa mieszał palcami w elemantach naczynia.
Nie miał na sobie okularów, a przyćmione tęczówki zasłaniała roztrzepana grzywka. Myślałem, że może z jego oczu wyczytamy coś więcej, ale niestety nie potrafiłem ich dojrzeć. Były ukryte pod niesfornymi włosami. Nagle jakby mnie oświeciło. Momentalnie w głowie pojawił mi się znajomy, aczkolwiek wyblakły już obraz z przed kilku miesięcy. Rozpoznałem hotelowy pokój, szarą tapetę, niemodną zieloną narzutę i Karola, który był tuż po kąpieli. Przypomniały mi się jego mokre włosy, istne tornado. Były to dni jeszcze przed jego wyjazdem. Jak widać dość niefortunnym. Nie powstrzymałem się, musiałem się uśmiechnąć na widok chłopaka w ciut za dużej koszulce.
Cała wizja trwała zaledwie sekundy. Ocknąłem się szybko i wróciłem do zbierania odłamków. Pracowaliśmy razem w milczeniu, aż do ostatniego kawałka.

- Dziękuję.- odezwałem się mimo woli, wyrzucając garść drobin do śmietnika.

Chłopak nic nie odpowiedział. Zrobił to samo co ja, po czym zamknął pojemnik, otrzepał ręce i z powrotem usiadł na blacie kuchennej wyspy.
Patrzyłem na niego tępo, zapominając o tym po co w ogóle przyszedłem do kuchni.
Karol zachowywał się bardzo dziwnie. Był nieobecny, oczy miał jakby wbite nieruchomo, był jak marionetka lub automat. Zacząłem się niepokoić. Mimo tego zostawiłem go w spokoju. Szybko uciekłem z kuchni. Byłem już w połowie drogi na górę, gdy nagle coś mnie zatrzymało. Jakby niewidzialny mur, ściana wyrzutów sumienia, która nie pozwalała mi przejść. Stanąłem natychmiast. Cała gromada myśli zaczęła krążyć w mojej głowie, a potem stopniowo dostawała się do każdego skrawka mojego ciała. Znów poczułem nieprzyjemne mrowienie.
Cofnąłem się. Zbiegłem po schodach i chowając się za framugą, zajrzałem do kuchni. Siedział dalej tak samo, a w pomieszczeniu było słychać tylko jego równomierny oddech.
Westchnąłem najciszej jak się dało i opadłem na posadzkę. Poczułem jak dobija mnie zmęczenie.

"Za dużo tego wszystkiego'' DxDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz