39

537 60 40
                                        

~ Karol ~

Promienie słońca okalały moją twarz i ciało. Był wczesny wieczór, a na niebie  dryfowały białe obłoki barwione na pomarańczowo. Stałem na niewielkim tarasie, opierając się łokciami o balustradę. W dole snuła się sylwetka chłopaka, który spacerował boso po piasku i co chwila podnosił z ziemi muszle oraz kolorowe kamyki. Widok wzięty jak z obrazka.
Jednak to towarzyszące mi uczucie nie mogło trwać wiecznie. Od rana po głowie nękała mnie myśl, że już jutro będę musiał odstawić Huberta na lotnisko. Teraz, gdy w końcu jest dobrze, gdy nareszcie wszystko się poukładało, będziemy musieli się rozstać.
Postać blondyna zaczęła zbliżać się do budynku. Chłopak wbiegł po kilku stopniach i sekundy później znalazł się tuż obok mnie.

- Cudnie tu. Jak w prywatnym apartamencie.- uśmiechnął się, zostawiając na niewielkim stoliku wszystkie swoje znaleziska.

Również oparł się o barierkę i teraz razem wpatrywaliśmy się w horyzont.

- Szkoda, że musimy wracać.- westchnął i lekko się przygarbił.

Coś we mnie drgnęło, jakby te słowa nieco mnie zaskoczyły.

- Musimy?- oderwałem się jedną dłonią od nagrzanego metalu i spojrzałem na blondyna.- Hubert ja nie wracam.

Zesztywniał, a z jego twarzy zniknął uśmiech.

- Jak to?- powiedział z łamiącym się głosem. Wpatrywał się we mnie i dobrze wiedziałem, że ta rozmowa może potoczyć się błyskawicznie.- Jak to?!- powtórzył już pewniej.

Nie był smutny, nie był rozczarowany...był po prostu wściekły. Znów mieszam, znów to ja zabieram się za bałagan. To znów moja wina.

- Nie mogę z tobą wrócić. Przynajmniej na razie.- mówiłem, utrzymując stanowczość.

- Niby dlaczego? Co cię tu zatrzymuje, co? Myślałem, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy.- burzył się, a ja go rozumiałem.

- Hubert...- wyciągnąłem do niego wolną dłoń, lecz ten się odsunął.

- Mów.- rozkazał.

- Muszę tu wszystko pozałatwiać. Przecież wiesz, że muszę spakować resztę rzeczy, pozabierać sprzęt. Nie zapominaj, że mam też pracę. Nie dostanę wypowiedzenia od tak.- starałem się tłumaczyć w miarę jasno i zwięźle, tak aby chłopak się nie denerwował.

I chyba podziałało. Jego mięśnie się rozluźniły, a z twarzy zniknęła złość. Jednak zastąpiło ją coś innego. Coś nietypowego.

- Nie chcę abyś zostawał.- ton Huberta złagodniał.- Bo znowu nie wrócisz.

Po między nami zapanowała cisza. W dali słychać było tylko szum fal i szelest roślin.

- Obiecuję ci, że wrócę. Nic mnie tu więcej nie zatrzyma.- położyłem sobie dłoń na piersi.

- Wtedy też obiecałeś!- nagle wybuchł.

Zaskoczyło mnie to. Dłoń opadła mi bezwiednie wzdłuż tułowia, a twarz wykrzywiła się w grymasie.
Miał rację...
Staliśmy w ciszy, aż nagle chłopak przede mną odwrócił się na pięcie i wmaszerował do budynku. Natychmiast pobiegłem za nim, zabierając po drodze to co zostawił na stoliku.

- Hubert!- zawołałem go, stając w progu szklanych drzwi tarasowych.

Nie zatrzymał się, szedł dalej, ale już wolniej.

- Nie wiem co mam ci powiedzieć, abyś mi uwierzył. Obiecuję ci, że tym razem nie popełnię tego samego błędu. Wrócę, przysięgam.- mówiłem, nie zważając na to czy mnie słucha.

"Za dużo tego wszystkiego'' DxDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz