25

659 67 44
                                    

~ Hubert~

Siedziałem zgarbiony przy wyspie kuchennej, trzymając w ręce kolejną torebkę z lodem. Obserwowałem wzrokiem, chodzącego po pomieszczeniu Karola. Był mocno zamyślony, a na jego twarzy widniało coś w rodzaju złości.

- Nie mogłeś mnie po prostu obudzić?- wystrzelił nagle, przystając gwałtownie i rzucając mi dziwne spojrzenie.

- Przecież nic takiego się nie stało. Tylko się uderzyłem.- odparłem, próbując utrzymać poważny ton.

- Ale mogło się skończyć na czymś gorszym niż na zwykłym uderzeniu.- szatyn podszedł do blatu i oparł się rękoma. Spojrzał centralnie na mnie, przez co mój chart zmalał.

- Ale nic gorszego się nie stało!- wyrwało mi się. Nie wiedziałem jak inaczej miałbym zareagować.

Nie rozumiałem dlaczego Karol tak się zdenerwował. Przecież taka sytuacja mogła przydażyć się każdemu. Mógłbym go obudzić, owszem, ale nie chciałem. Nie miałem serca by to zrobić.
Nagle zobaczyłem jak mimika przyjaciela kompletnie się zmienia. Usłyszałem głośne westchnienie.

- Miejmy taką nadzieję.- powiedział już spokojniej szatyn.- Nie chciałbym, jechać z tobą po niecałym pierwszym dniu do szpitala.

- A w drugim?- zagaiłem żartobliwie, by nieco rozluźnić atmosferę.

Na twarz Karola wpełzł delikatny uśmiech, ukazując niewielkie zmarszczki przy kącikach oczu. Chłopak podszedł, łapiąc od tyłu moje ramiona i przyciągnął mnie do siebie. Jego klatka piersiowa stykała się równo z moimi plecami.

- Nawet drugiego, trzeciego, ani dziesiątego. Nie przyjechałeś tu robić sobie wycieczek krajoznawczych po salach operacyjnych.- odarł radośnie z lekkim przekąsem.

Roześmiałem się cicho. Zapadła cisza, podczas której było słychać tylko nasze oddechy i przemieszczające się w woreczku kostki lodu. Jednak było to coś przyjemnego. Taka chwila wytchnienia w tym całym zamieszaniu.
Nagle oboje usłyszeliśmy szmer, trzask drzwi, a następnie kroki. Sekundy później w progu kuchni ukazała się znajoma nam dziewczyna. Monika stanęła jak wryta, trzymając na rękach torby z zakupami spożywczymi. Musiała domyśleć się, że coś się wydarzyło, bo od razu jej wzrok padł na mokry od roztapiającego się lodu woreczek.

- Jezu!- ożyła nagle, zrywając się z miejsca.

Szybkim, stanowczym krokiem podeszła do blatu, zostawiając na nim produkty.

- Co się stało?- spytała.

Karol odstąpił mnie na parę kroków, udając się w kierunku zmartwionej dziewczyny. Chwycił ją za dłoń, a ja poczułem jak coś momentalnie zabolało mnie w klatce. To był ułamek sekundy. Nieprzyjemne uszczypnięcie i chwila bezdechu.

- Mały wypadek. Wszystko jest w porządku.- odparł szatyn, próbując uspokoić Monikę.

Ona jednak ku mojemu zdziwieniu uwolniła się z uścisku chłopaka i natychmiast podeszła do mnie.

- Boże chłopcy.- szepnęła jakby do siebie.- Hubert pokaż się.- dziewczyna objęła dłońmi moją twarz i zaczęła oglądać ją ze wszelkich możliwych stron, wykręcając mi przy tym szyję.

Dziwnie się poczułem, gdy Monika wlepiała we mnie swój wzrok. Było to bardzo niezręczne w szczególności, że tuż obok stał spławiony przez dziewczynę Karol.

- Wszystko dobrze.- zapewniłem ją.- Uderzyłem się tylko.- mój głos lekko się łamał, a słowa nie chciały przejść przez gardło, przez co zabrzmiałem tak jakbym miał się za chwilę rozpłakać, po prostu żałośnie.

Byłem tak bardzo zawstydzony. Nie przepadałem być w centrum uwagi. Już czułem jak na policzki wychodzą mi wypieki, gdy nagle dziewczyna puściła mnie, a ja korzystając z okazji natychmiast, spuściłem wzrok. Wpatrywałem się w blat i chcąc znaleźć dla siebie jakieś zajęcie, by nie musieć patrzeć na dziewczynę, zacząłem liczyć na nim wszystkie możliwe do wykrycia rysy i odpryski. Spanikowałem, bo zaskoczyła mnie bliskość na jaką odważyła się Monika. Przez cały czas byłem spięty, z nerwów nawet zacisnąłem brzuch. Siedziałem tak skulony, podczas gdy dziewczyna obok oglądała mnie od tyłu.

- Całe szczęście wygląda dobrze, będzie tylko siniak.- stwierdziła nagle już nieco spokojniejszym tonem.- Zostawiłam was tylko na dwie godziny.- powiedziała, opierając się z ulgą o blat, jednak w jej głosie było słychać pretensje.

Zgubiłem się w liczeniu, więc odważyłem się unieść wzrok. Rozejrzałem się niepewnie po pomieszczeniu. Karol był tak samo zmieszany jak ja, a Monika stojąca obok...no cóż ciężko było mi określić jej stan. Twarz kobiety nie mówiła nic konkretnego. Dziewczyna stała, wpatrywała się w nas na zmianę i najwidoczniej goniła się ze swoimi myślami.
Poczułem się w tej chwili jak dziecko, które razem z bratem lub najlepszym kumplem zrobiło coś, za co z pewnością trzeba otrzymać karę. W tej całej sytuacji to Monika grała rolę matki, rozważającej co należałoby zrobić.

- Chłopcy...- westchnęła głośno.- Bogu dzięki, że to tylko tak się skończyło.

Nagle dziewczyna oderwała się od lady, podeszła do toreb, leżących na wyspie i zaczęła wszystko rozpakowywać. Wyglądało to tak jakby wszystko to co przed chwilą miało miejsce, wymazała sobie z pamięci. Na jej twarz wrócił uśmiech, a po lęku nie było już śladu. Teraz to ja odetchnąłem z ulgą. Spojrzałem niepewnie na Karola, który chyba pomyślał o tym samym co ja.
Szybko ulotniłem się z pomieszczenia, nie mówiąc dosłownie nic. Zniknąłem za rogiem i zacząłem wspinać się po stopniach. Będąc w połowie drogi, zwolniłem tempa. Przystanąłem na moment, próbując usłyszeć cokolwiek z pokoju obok.

- Jesteś zła?- wybrzmiał głos szatyna.

- Nie.- odparła zwięźle dziewczyna.

Co jakiś czas w rozmowę wplatały się trzaski lub stuknięcia wypakowywanych produktów.

- Wyglądasz jakbyś była.- znów rozległ się głos Karola.

- Na prawdę nie jestem. Po prostu trochę się przestraszyłam.- powiedziała spokojnym głosem Monika.

- Bardzo cię za to przepraszam.

Dość! Natychmiast ruszyłem ku górze. Nie będę ich podsłuchiwał! To jeszcze pogarszało całą sprawę. Poczułem wyrzuty sumienia, które uderzyły we mnie z podwojoną siłą. Sam nie wiedziałem dlaczego. Nie chciałem robić im żadnych kłopotów, w końcu byłem ich gościem. Powinienem być neutralny, niewyróżniający się, być...grzeczny. A tu proszę... Pierwszego dnia robię taki cyrk. Mimo tego, że był to wypadek, nie mogłem odpędzić się od oskarżających myśli.
Natychmiast zaszyłem się w pokoju. Chwyciłem swoją walizkę, przez którą tak na prawdę wszystko to się wydarzyło. Rzuciłem ją bezczelnie na łóżko, dając upust chwilowym emocją. Wyciągnąłem z niej rzeczy i zacząłem się przebierać, bo nadal miałem na sobie ubrania z poprzedniego wieczoru. Nagle rozległo się pukanie, a drzwi rozchyliły się delikatnie.

- Mogę?- usłyszałem cichy głos przyjaciela.

Najszybciej jak tylko mogłem, wciągnąłem na siebie koszulkę. Nie chciałem by Karol zobaczył mnie bez ubrań, choć... przypominając sobie sytuację podczas wizyty Ernesta, to chyba i tak nie byłoby to tak krępujące, czy żałosne co wtedy. Choć w tamtej sytuacji byłem tylko w bieliźnie. Nerwowo zacząłem składać znoszone już ubrania, gdy do pomieszczenia wszedł Karol. Stałem do niego tyłem, bojąc się spojrzeć mu w oczy.

- Na pewno wszystko dobrze?- spytał, a ja wyczułem, że stoi zaledwie kilka kroków ode mnie.

- Tak.- odparłem zdawkowo.

- Głowa nadal boli?- pytał dalej.

- Trochę.

Zapanowała cisza. Ubrania do poskładania już dawno mi się skończyły. Zacząłem więc przekładać swoje rzeczy z miejsca na miejsce udając, że jestem pochłonięty porządkowaniem. Momentalnie poczułem dłoń na swoim ramieniu i natychmiast przerwałem czynność. Z ukosa zerknąłem na rękę przyjaciela. Jednym gestem obrócił mnie twarzą do siebie. Był tak blisko, że nie mogłem spuścić wzroku. Teraz patrzyliśmy sobie prosto w oczy.

- Coś jest nie tak Hubert. Ja to widzę.- powiedział, a na jego twarzy widniał poważny, lecz zmartwiony wyraz.

"Za dużo tego wszystkiego'' DxDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz