24

679 67 41
                                        

~ Monika ~

Obudziłam się dosyć wcześnie, mimo tego, że do późna słyszałam głośne śmiechy i rozmowy chłopców za ścianą. Nie chciałam im przerywać, choć zwiastowało to nieprzespaną noc. Byłam naprawdę szczęśliwa, że mogę zobaczyć Karola tak radosnego. Zatęskniłam za jego szczerym śmiechem. Zaskoczyło mnie to jak ten blondyn potrafi na niego działać.
Rano udając się do łazienki, zerknęłam przez uchylone drzwi do pokoju muzycznego. Oboje spali na podłodze, przytuleni do siebie. Dookoła panowało tornado kocy i poduszek. Wyglądali uroczo. Zauważyłam, że na biurku stoi kilka naczyń z resztkami jedzenia. Najwidoczniej zrobili sobie nocną wyżerkę. Cichutko weszłam do pokoju, zabierając talerze i szklanki, po czym na palcach wycofałam się z pomieszczenia, przymykając drzwi łokciem.
Postawiłam wszystko na niewielkiej komodzie, stojącej pod ścianą, a sama ruszyłam w stronę łazienki.
Gdy się wyszykowałam, zeszłam do kuchni, zabierając przy okazji brudne naczynia z korytarza.
Było około siódmej, gdy zaczęłam krzątać się po dolnej części domu. Nadal zachowywałam ciszę, mając w głowie wizję, śpiących u góry chłopców.
Moim ulubionym pomieszczeniem była właśnie kuchnia. Gdybym mogła spędzałabym w niej całe dnie. Uwielbiałam gotować, jednak zawsze gdy to robiłam trochę mnie ponosiło. Przygotowywałam tyle jedzenia, że za każdym razem zostawała spora porcja.

- Przez ciebie będę musiał zacząć chodzić na siłownię albo na fitness.- przypomniały mi się słowa Karola po tygodniu wspólnego mieszkania. Na moją twarz natychmiast wkradł się uśmiech.

Cały ranek spędziłam sama. Przygotowałam sobie śniadanie, które zjadłam, oglądając ulubiony serial. Gdy napisy pięćdziesiątego odcinka pojawiły się na ekranie, wstałam wyłączając telewizor. Od razu posprzątałam po sobie i po swoich kuchennych rewolucjach, po czym złapałam leżącą na krześle torebkę i jeszcze przeglądając się w lustrze, wyszłam z domu. Zakluczyłam za sobą drzwi i udałam się stromą uliczką w kierunku miasta, zostawiając Karola i Huberta samych.

~ Hubert~

Poczułem jak coś strzyka mi w barku. Natychmiast się podniosłem, prostując obolałe plecy. Oczy miałem tak zaspane, że widziałem tylko rozmazany obraz pokoju. Słyszałem jedynie pochrapującego obok mnie Karola, który...zaraz...
Ręka przyjaciela spoczywała na moim brzuchu, teraz lekko się zsuwając pod wpływem mojej gwałtownej pobudki.
Czy my spaliśmy, przytuleni do siebie?
Na tą myśl moje ciało ogarnęła fala ciepła. Z drugiej strony byłem tym nieco zmieszany. Monika! Przypomniałem sobie o dziewczynie i natychmiast zrzuciłem dłoń przyjaciela, nie zważając na to, że mogłem go tym obudzić.
Szatyn wzdrygnął się, przeciągnął leniwie, następnie obrócił się na drugi bok, a ja już po krótkiej chwili znów usłyszałem ciche chrapanie.
Natychmiast wygramoliłem się ze sterty pościeli. Spojrzałem na Karola z góry. Spał jak zabity. Dobrze.... Chciałem udać się do łazienki, przebrać się, bo nadal miałem na sobie wczorajsze ubrania, a moje włosy wyglądały fatalnie. Był tylko jeden problem. Moja walizka spoczywała sobie po drugiej stronie pokoju tuż przy głowie mojego przyjaciela.

- Wspaniale.- mruknąłem pod nosem.

Podszedłem cicho do śpiącego szatyna. Nachyliłem się nad nim, podpierając się rękoma. W tym momencie gdyby się obrócił przygniótłby moją dłoń i byłbym uwięziony. Nie widziało mi się to, ale gorsza była wizja tego, że w każdej chwili Karol mógł się obudzić, a wtedy zastałby mnie w dość nieciekawej pozycji tuż nad nim. Ach! Jeszcze gorzej byłoby gdyby w tym momencie do pokoju weszła Monika. Zlałbym się rumieńcem od góry do dołu. Zacząłem modlić się w duchu, aby żadna z tych sytuacji się nie wydarzyła.
Niestety nie mogłem dosięgnąć swoich rzeczy, więc przesunąłem się nieco na kolanach, przez przypadek szturchając szatyna. Zamarłem. Przestałem nawet oddychać. Karol westchnął cicho po czym najwidoczniej znów odpłynął.

- Uff.- odetchnąłem.

Nachyliłem się jeszcze bardziej, wyciągając rękę w stronę walizki. Pewnie zastanawiacie się dlaczego po prostu nie wstanę i nie przejdę obok niego. Niestety pokój nie był za duży, a jeszcze większym utrudnieniem był spad od dachu, pod którym znajdowała się moja walizka. W tej chwili sam zacząłem się zastanawiać, czy to los wszystkiego nie ukartował.
Nachyliłem się jeszcze bardziej, czując teraz lekki oddech mojego przyjaciela na szyi.

- Jeszcze trochę, jeszcze troszeczkę....- powtarzałem sobie w myślach.

Nagle poczułem jak Karol zaczyna się pode mną przewracać na drugi bok. Spanikowałem. Szybko wziąłem dłoń do góry, aby nie zostać przygwożdżonym. Nie przemyślałem jednak tego, ponieważ robiąc to straciłem równowagę. Już widziałem z tyłu głowy jak ląduje na śpiącym przyjacielu. Zawahałem się na kolanach, prostując się, przez co stuknąłem głową w skos sufitu. Upadłem na łokieć, dzięki czemu unikająłem lądowania na chłopaku pode mną. Spadłem z hukiem na podłogę, uderzając głową o panele. Podczas upadku z pewnością zahaczyłem Karola, bo ten obudził się gwałtownie. Nie wiedziałem do końca czy przez to, że go uderzyłem, czy może dlatego, że w pokoju rozległ się głośny huk.
W tamtej chwili poczułem przeszywający ból, który zaczął rozchodzić się po całej głowie. Złapałem się automatycznie za oblałem miejsce i syknąłem, przeklinając pod nosem.

- Hubert, co się stało?!- Karol spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach.- Hubert?!

Nic nie mówiłem. Próbowałem uspokoić moje serce, które najwidoczniej spanikowało tak samo jak moje ciało.

- Hubert powiedz coś!- Szatyn siedział obok, przyglądając się mi.- Cholera, gdzie są moje okulary?!- Karol zerwał się z miejsca.

Przez zmrużone oczy dostrzegłem tylko postać chłopaka, biegającego po pokoju w poszukiwaniu zguby. Szatyn zaczął wywracać wszystkie koce i poduszki, aż nie natknął się na swoje okulary.
W tym czasie udało mi się usiąść, lecz ból w głowie nadal był tak silny, że jedyne co pomagało to brak ruchu.

- Hubert! Mów, co się stało? Co ty zrobiłeś?- pytał zdezorientowany Karol.

- Ja...chciałem...ty..tylko...sięgnąć po moje rzeczy.- powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

- Boże.- fuknął chłopak.- Trzeba było mnie obudzić!- usłyszałem gniew w jego głosie.- Nie ruszaj się, idę po lód.

Wyprysł z pokoju. Przez chwilę byłem całkiem sam. Próbowałem odciągnąć myśli od przeszywającego bólu. Zacząłem powtarzać sobie w głowie tekst piosenki, który jako pierwszy sobie przypomniałem. Bicie serca zaczęło się normować, oddech spowolnił, a ból stał się jakby mętny. W kółko mruczałem słowa utworu, dzięki czemu odpłynąłem na moment.
Nagle do pokoju wleciał Karol z woreczkiem pełnym lodu. Opadł na kolana tuż obok mnie, przykładając mi zimny opatrunek z tyłu głowy. Od razu przeszedł mnie dreszcz. Jednak gdy przyjemne zimno zlało mój organizm, poczułem ulgę.

"Za dużo tego wszystkiego'' DxDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz