~ Hubert ~
Poczułem jak momentalnie wbijam się w siedzenie. Nagle coś huknęło, a ja podskoczyłem. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się zdezorientowany.
- Co się dzieje?- spytałem kobietę, siedzącą na miejscu obok.
Spojrzała na mnie jak na jakiegoś wariata.
- Lądujemy.- odparła krótko, po czym odwróciła wzrok.
Podczas lotu spałem jak zabity. Dopiero wstrząs wywołany przez podwozie samolotu zdołał mnie obudzić.
- Jesteśmy już w Hiszpanii?- spytałem ponownie, brzmiąc trochę jak dziecko.
- Em...- starsza kobieta nieco się zmieszała.- Najwidoczniej.
Na moją twarz wkradł się wielki uśmiech. W końcu! Wyjrzałem przez małe okienko i moim oczom ukazała się ogromna, betonowa płyta. W oddali dojrzałem budynek, najprawdopodobniej należący do lotniska. Poczułem jak zmęczenie odchodzi, a zamiast niego całe ciało ogarnia entuzjazm i przypływ energii.
Chwilę trwało zanim maszyna ustawiła się na swoim miejscu. Miałem wrażenie, że pilot specjalnie kołuje tak wolno, by opóźnić wyjście pasażerom.
Po dobrych dziesięciu minutach udało mi się wywlec z samolotu. Od razu stając na platformie schodów, poczułem promienie słońca na mojej skórze. Pogoda była niesamowita. Nie to co w Polsce. Mimo tego, że wiosna zawitała już dawno, to nadal zdarzały się chłodne, deszczowe dni.
Wygrzebałem z plecaka moje przeciwsłoneczne okulary i natychmiast założyłem je na nos. Spojrzałem w niebo. Czyste, bez ani jednej chmury.
Szybko zbiegłem po metalowych schodach, po czym wszedłem do podstawionego przez pracowników autobusu. Kolejne dziesięć minut trwało zanim wszyscy wyszli z samolotu i wpakowali się do pojazdu. Stałem już nieco podirytowany. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Nawet nie macie pojęcia jak się czułem w tym momencie. Nie wiecie jak się czułem przez te kilka miesięcy. Słowami nie można wszystkiego opisać. Dlatego istnieje też coś takiego jak gesty i myśli.***
W końcu otrzymałem swój bagaż i mogłem swobodnie udać się na czekającą taksówkę. Gdy znalazłem się na dworzu, ponownie poczułem ciepło. Słońce grzało bardzo mocno, co było na prawdę przyjemne.
Przed wejściem panował jeszcze większy hałas i jazgot. Ludzie biegali w każdą stronę. Każdy gdzieś się śpieszył.- Hej!- ktoś krzyknął. Obróciłem się i dojrzałem niskiego faceta, stojącego przy czarnym aucie.- Ty! No!
Pokazałem palcem na siebie, by upewnić się czy rzeczywiście chodzi mu o mnie.
Mężczyzna kiwnął głową. Podszedłem do niego, zachowując dystans.- Ty przyjaciel?- spytał łamaną polszczyzną.
- Tak.- odparłem krótko.
- Dobre, ja mieć po ciebie przyjechać. Ty wsiadać.- jego akcent był na prawdę przewybitny. Ledwo powstrzymałem się od śmiechu.
Wsiadłem posłusznie do samochodu, obserwując w bocznym lusterku, jak mężczyzna wkłada do bagażnika moją walizkę. Nie była ona wielka, ani ciężka. Jeden, średniej wielkości bagaż. To wszystko. Parę ciuchów i kosmetyków. Ach i oczywiście pudełko z ulubionym ciastem Karola. Gdy moi rodzice dowiedzieli się, że mam zamiar go odwiedzić, mama postanowiła zrobić jeden ze swoich słynnych wypieków.
Usłyszałem trzask klapy bagażnika, a już moment później zobaczyłem jak mężczyzna siada na miejscu kierowcy.- Długa będzie droga?- wiem, że moje zapytanie nie było poprawnie skonstruowane, ale chciałem, aby facet mnie zrozumiał i chyba poskutkowało.
- Nie nie, przyjaciel się nie martwić. Kilka minut.- odparł radośnie.
***
Rzeczywiście podróż nie zajęła nam dłużej niż jakieś dwadzieścia minut. Po drodze mężczyzna próbował się trochę ze mną porozumieć. Trudno było nazwać to rozmową. Przez większość czasu to on się wypowiadał, a ja tylko pomrukiwałem w odpowiedzi. Podczas jazdy kierowca pokazał mi kilka ciekawych miejsc, które niestety mogłem podziwiać tylko zza okna.
Szczerze mówiąc coraz bardziej przekonywałem się do tego kraju i coraz mniej mnie dziwiło, że Karol postanowił wyjechać. Było tu wspaniale. Dookoła panowała niesamowita atmosfera. Budynki były całkiem inne niż w Polsce. Co chwila mijaliśmy jakieś przepiękne place, ryneczki, z pomnikami bądź rzeźbami, a nawet fontannami. Nie wspomnę już o roślinności. Było tu tak kolorowo.
Podczas tego jak zachwycałem się okolicą, samochód zdążył się zatrzymać. Moim oczom ukazał się dwupiętrowy dom wolnostojący z jasną elewacją. Przed wejściem rosły fioletowo niebieskie kwiaty, których wcześniej w życiu nie widziałem. Tuż obok drzwi stała wysoka palma, chamsko zaglądająca przez okno na drugim piętrze.- To tu.- odezwał się kierowca.- Ja rozpakować tył, a ty dwonić do drzwi.- mężczyzna miał problem z wypowiedzeniem słowa " dzwonić" przez co jego wypowiedź brzmiała bardzo zabawnie.
Wyszedłem z auta i stanąłem na brukowanym, nierównym chodniku. Rozejrzałem się dookoła. Okolica wydawała się przyjemna. Po dwóch stronach ulicy stały identyczne domki, obrośnięte bujną roślinnością.
- Ja jechać. Miły deń!- mężczyzna postawił bagaż obok mnie i uśmiechnął się od ucha do ucha. Znów nie potrafił powiedzieć jednego ze słów.
- Dziękuję.- odparłem, po czym facet wpakował się na miejsce kierowcy i odjechał.
Więc to tu... To tu mieszka mój przyjaciel ze swoją...dziewczyną. Dziwnie było mi to wymawiać. Nadal stałem w tym samym miejscu i w sumie nie mogłem się przemóc by się z niego ruszyć.
Teraz mój entuzjazm nieco opadł. Zacząłem się lekko bać. Co ja mu powiem po tak długim czasie? Jak mam go przywitać? Przytulić? Podać rękę? Przybić żółwika? Zacząłem się denerwować...Raz kozie śmierć.
Ruszyłem do drzwi, biorąc głęboki wdech. Jednym stanowczym ruchem zapukałem do drzwi, bo nigdzie nie dojrzałem dzwonka.
Nagle usłyszałem dźwięk zamków. Ktoś po drugiej stronie rozchylił drzwi.
Serce zabiło mi mocniej.
CZYTASZ
"Za dużo tego wszystkiego'' DxD
FanfictionJest to moja pierwsza książka amatorska. Nie jestem z niej do końca zadowolona, ale zostawiam ją z sentymentu. ~ 2020 "Zachowanie Karola od jakiegoś czasu budzi podejrzenia. Jego nagła decyzja o opuszczeniu kraju rodzi w Hubercie mieszane uczucia. O...