35

566 67 67
                                    

~ Karol ~

Natychmiast przestałem. Miałem wrażenie jakby, nagle coś sparzyło mi usta. Czułem jej obecność i nie myliłem się. Stała tam. Drzwi były lekko uchylone, a jej sylwetka odbijała się w świetle mocnej lampy.
Usłyszałem to. Ciche, delikatne upomnienie, ale nie wyczułem w nim ani krzty gniewu. Powiedziała to w taki sposób jakby nie chciała nam przeszkadzać, lecz tak abyśmy tylko wiedzieli, że też tu jest i wszystko widzi.
Patrzyła się przez chwilę, a potem odwróciła się i odeszła. Po prostu. Nie odbiegła, nie weszła do pokoju i nie zrobiła awantury, nie zaczęła płakać. Po prostu sobie poszła.
Natychmiast wstałem, zostawiając na łóżku lekko spanikowanego sytuacją Huberta. Przez ciemność pokonałem korytarz i od razu stanąłem w progu drugiej sypialni. Wcześniejszy mrok rozbiły smugi lampki nocnej, stojącej na stoliku.

- Monika?- odezwałem się szeptem, tak jakbym nie chciał jej spłoszyć.

Siedziała na skraju łóżka, po swojej stronie. Była przygarbiona, ale nie przygnębiona. Tak mi się przynajmniej wydawało. Oddychała miarowo i zerknęła na mnie spode łba.
Nic nie odpowiedziała, więc również usiadłem, ale nie obok niej, tylko po drugiej stronie mebla. Nie patrzyliśmy sobie w twarz. Panowała cisza.

- Pogodziliście się?- spytała nagle, jakby nasz pocałunek z blondynem nie miał miejsca.

Zdziwiłem się. Poczułem dziwny ucisk w żołądku. Zignorowałem go.

- Em...jak widać.- odpowiedziałem niemrawo.

Po między wypowiedziami pojawiła się długa przerwa.

- Ja nie chciałem cię zranić...- zacząłem, lecz nie dano mi dokończyć.

- Wiedziałam, że tak będzie.- wypaliła, a ja poczułem jak materac lekko się ugiął.

Zerknąłem na nią. Siedziała teraz przodem do drzwi, z jedną nogą spuszczoną na podłogę. Jej twarz była obojętna. Bawiła się fragmentem materiału od pościeli i chyba coś chodziło jej po głowie.

- Wiedziałam, że to wszystko właśnie tak się skończy.- odezwała się, a jej głos był nad wyraz spokojny, a powiedziałbym, że wręcz pogodny.

- Jak to?- wyrwało mi się.

Nie zareagowała.

-Przecież to ty namawiałaś mnie, abym ponownie zaprosił Huberta.- dodałem szybko.

- Bo nie mogłam patrzeć jak cierpisz. Nie nawidziłam siebie za to, że cię tu zatrzymuje, choć powinieneś być gdzieś indziej... .- mówiąc to, odwróciła się w moją stronę i spojrzała prosto w oczy.- Wiedziałam, że twoje serce należy do kogoś innego, a mimo tego, pozwoliłam samej sobie się w tobie zakochać.

Poczułem, że się rumienie, choć zdarzało mi się to nad wyraz rzadko.

- Ale jak to wiedziałaś?- próbowałem jakoś zmanipulować naszą konwersacje. Byłem zdumiony jej wypowiedzią.- Przecież sam jeszcze wtedy nie....

- To było widać Karol, z każdym następnym dniem było to widać coraz bardziej.- znów mi przerwała.- Może ty jeszcze do tego nie doszedłeś, ale ja już wiedziałam.

Teraz to ja usiadłem w innej pozycji, tak aby chociaż część jej twarzy była dla mnie widoczna.

- Byłam gotowa. Gotowa na to, że kiedy przyjedzie, już nie będziesz mój. Nie mój tylko jego. On jest wspaniałym człowiekiem. Nie dziwię się, że...- słowa utknęły jej w gardle.

Znów zapadło milczenie.

- Monika, ale... Przez ten cały czas... Zachowywałaś się normalnie, byłaś względem nas taka uprzejma, czemu nie byłaś zła, czemu nie byłaś smutna? Ja nie rozumiem jak mogłaś to tak po prostu spokojnie znieść.- mój ton przypominał teraz burzące się na oceanie fale. Garstka łagodności z niedowierzaniem oraz oburzenie.

- Chyba mam taką naturę.- uśmiechnęła się słabo.- Już gdy ciebie poznałam, czułam, że... Wtedy poraz pierwszy, gdy zmagałeś się z załamaniem. Tęskniłeś, rozumiałam to. Byliśmy przyjaciółmi. Z każdym następnym dniem, gdy pomagałam ci z tego wyjść, czułam, że tkwi w tym wszystkim pewien haczyk. Obiecałam sobie, że nie zrobię nic co może znów namieszać w twoim życiu, ale się nie udało. Zwierzałeś mi się, płakałeś, patrzyłam jak jest ci lepiej, a czasem gorzej. No i w końcu zrozumiałam, że się w tobie zadurzyłam.- opowiadała, a ja wsłuchiwałem się w każde jej słowo.- Na początku uwierzyłam, że to ja jestem lekarstwem, że może być tylko lepiej i że nasz związek przetrwa. A potem stało się coś czego nie przewidziałam. Znów zacząłeś wychodzić z domu, byłeś przygnębiony, małomówny. Pojawił się on.- skinęła głową na drzwi, jakby ktoś tam stał.- Zrozumiałam, że to nie ja jestem twoim lekarstwem, tylko Hubert. To on był powodem twojej " choroby" i tylko on mógł ją uleczyć. Byłam na wszystko gotowa, byle ci pomóc i znów zobaczyć twój uśmiech.- spojrzała na mnie.- Poskutkowało.

Byłem zdezorientowany, zatkało mnie. Nie wiedziałem co mam teraz odpowiedzieć.

- Nie jestem zła, ani smutna. Chce abyś wiedział. Chce abyś był w końcu szczęśliwy.- zobaczyłem jak dziewczyna wstaje. Poprawiła koszulkę i odezwała się ponownie.- Chyba powinnam wam dać chwilę dla siebie. Nie martw się, będę u Alisy. Wrócę wieczorem.- powiedziała to tak beztrosko, jakby wychodziła do przyjaciółki na piżama party.

Odeszła od łóżka i powędrowała do drzwi. W progu przystanęła i ostatni raz spojrzała na mnie.

- Kocham cię Karol.- powiedziała to z uśmiechem na twarzy.- Ale nie jesteś i nigdy nie byłeś mój. A to wszystko to tylko i wyłącznie moja wina.

Na ten widok, aż przeszedł mnie dreszcz. Nadal byłem osłupiały, ale z drugiej strony bardzo się cieszyłem, że wszystko poszło tak gładko. Może, aż za gładko.
Czekałem jeszcze przez moment, jakby miała tu za chwilę wrócić. Myślałem, że wyskoczy za rogu, krzycząc głośne
" Żartowałam! Nienawidzę cię..." i tak dalej. Nic takiego się jednak nie wydarzyło, a z resztą nie było by to w stylu Moniki. Mimo tego co się wydarzyło, znałem dziewczynę wystarczająco dobrze i długo, aby przewidzieć chociaż część jej zachowania. Co prawda zaskoczyła mnie swoim spokojem i lekkim podejściem. W tym momencie zacząłem dziękować Bogu, że poznałem tak wyrozumiałą oraz wspaniałą osobę.
Gdy rozległ się stłumiony trzask drzwi wejściowych, natychmiast poderwałem się z miejsca i popędziłem do pokoju obok. Hubert stał przy skośnym oknie i wpatrywał się w niebo, na którym zaczęło wschodzić słońce.
Blondyn opatulał się jedną ręką, a drugą trzymał przy ustach.

- I jak?- spytał zadziwiająco szybko. Najwidoczniej słyszał moje kroki.

- Em...- podrapałem się po karku.- Chyba...chyba dobrze.

Na jego twarzy pojawił się wielki znak zapytania.

- No jakby to ująć... Ona...ona się tego spodziewała.- kontynuowałem, ale wyraz twarzy chłopaka się nie zmieniał.

Odwrócił się ode mnie, znów spojrzał na krajobraz i chyba zaczął się nad czymś zastanawiać.

- Czyli co teraz?- spytał w końcu.- Co z nami?- zdałem sobie sprawę, że trzęsą mu się ręce i za wszelką cenę próbuje to zamaskować. Jego ton świadczył o tym, że to pytanie przeszło mu z trudem przez gardło. Bał się? Czy nie był pewien?

Podszedłem do niego, lekko opierając się o jego bok. Chwyciłem dłoń, która nerwowo zaciskała się na koszulce.

- Może dokończymy to co nam przerwano?- spytałem. Starałem się mówić łagodnie i przyjemnie, ale finalnie nie udało mi się ukryć nuty zachłanności, która gdzieś tam we mnie kiełkowała.

Hubert najwidoczniej ją wyczuł, bo wzdrygnął się i odwrócił wzrok. Znów jakby chwilę się zastanawiał. Wyglądało na to, że przeżywał tą całą sytuację bardziej niż ja. Może było mu głupio, może się wstydził, może było mu żal Moniki? Tak...może. To bardzo ogólne i jednocześnie przerażające słowo.
Nagle się poruszył, stanął twarzą do mnie, spojrzał mi prosto w oczy, a ja zobaczyłem szeroki uśmiech.

- Dokończmy.- wyszeptał to w taki sposób, że serce podeszło mi do gardła.

Po chwili jego szczery uśmiech, został pochłonięty przez moje wargi. Poczułem jego dłonie na szyi i klatce piersiowej. Ciepło jakim emanował sprawiło, że kompletnie odpłynąłem.

"Za dużo tego wszystkiego'' DxDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz