19

594 60 18
                                    

Blondyn stał, opierając się całym ciężarem ciała o blat. Wpatrywał się desperacko w mężczyznę przed nim, nadal próbując ze wszelkich sił przekonać go do jakiegoś rozwiązania. Z tego co wiedział samolot, czekał jeszcze na płycie lotniska.

- To nie moja wina! Byłbym na czas, gdyby nie wasz pracownik!- Hubert podniósł głos.

Od kilku minut krzyczał niczym dziecko. Czuł jak ogarnia go niemoc. Bardzo zależało mu na tym, aby spotkać się przyjacielem. Kiedy w końcu zgodził się na wyjazd, wziął wolne od pracy, coś musiało pójść nie tak, jakby los specjalnie krzyżował mu plany.
Po kolejnej odmowie mężczyzny w garniturze, chłopak spasował. Schował twarz w dłoniach i westchnął zrezygnowany.

- I co ja teraz powiem Karolowi?- szepnął sam do siebie.

***

- Halo! Robert! Jesteś jeszcze na odprawie?- nagle rozbrzmiał czyjś głos.

Pracownik odpiął od paska krótkofalówkę i przyłożył ją do ucha.

- Tak jestem. Coś się stało?

- Podczas przewozu bagaży wypadło kilka walizek. Musimy je dowieźć osobno.

W tym momencie mężczyzna w garniturze, spojrzał na blondyna siedzącego naprzeciw. Hubert wpatrywał się w telefon i próbował przemóc się do tego, by zadzwonić do przyjaciela.

- Em...Słuchaj...mam tu taki szczególny przypadek.- westchnął brunet.- Mam tu chłopaka, który nie zdążył na lot do Hiszpanii. Dowieziesz go do samolotu?

- Czy to zgodne z zasadami?- spytał niepewnie mężczyzna po drugiej stronie słuchawki.

- Z pewnością nie, ale nie chciałbyś go zobaczyć w tej chwili. Wygląda jak siedem nieszczęść. Podobno bardzo mu zależy.

- Dobra, dawaj go. Byle szybko.
Wyjście A.

Na tym skończyła się rozmowa. Brunet podszedł natychmiast do Huberta i zniżył się tak, aby ich twarze były na równi.

- Jest wyjście. Wyjątkowo masz szczęście w nieszczęściu.- odezwał się cicho pracownik.- Po drodze do samolotu z wozu wypadło kilka bagaży. Musimy je dowieźć i masz okazję dostać się na pokład. Jednak musisz się pośpieszyć.- mężczyzna mówił bardzo cicho, jakby nie chciał, aby ktoś go usłyszał.

Momentalnie na twarzy blondyna pojawił się uśmiech, a rezygnacja ustąpiła miejsca nadziei.

- Boże... dziękuję!- wystrzelił w górę, stając na równe nogi.

Hubert chwycił swój plecak i razem z pracownikiem popędzili w stronę wyjścia. Przeszli przez jakieś drzwi tylko i wyłącznie dla personelu, po czym zeszli po schodach i kilka minut później stanęli na dworzu, gdzie panowało straszne zamieszanie. Pełno ludzi w kamizelkach odblaskowych biegało na wszystkie strony.
Mężczyzna w garniturze ruszył w kierunku nietypowego pojazdu, który z tyłu miał zaczepiony wózek. Koło niego miotał się jakiś pracownik, układając najprawdopodobniej pogubione bagaże.

- To on.- brunet zaadresował swoje słowa do faceta w kamizelce.

- Siema młody.- rzucił do Huberta- Rzeczywiście wygląda fatalnie.- skierował się do kumpla z pracy.

Nastała chwila ciszy, po czym gość w kamizelce wrzucił na pojazd ostatnią walizkę.

- Wsiadaj.- odezwał się, pokazując drogę do drzwi maszyny.

Hubert posłusznie ruszył przed siebie. Pokonał kilka schodków i usadowił się na siedzeniu.
Mężczyzna chwilę później zasiadł na miejscu kierowcy. Odpalił silnik i wjechał na płytę lotniska.

- To co do kogo ci się tak śpieszy?- spróbował zagadać młodszego.

- Do przyjaciela.- odparł krótko chłopak.

- Yhm.- mruknął w odpowiedzi.- Daleko jest ten twój " przyjaciel"?- zapytał.

- Bezpośrednio w Hiszpanii.

- Ach piękny kraj!- zachwycił się mężczyzna.

Jechali jeszcze przez chwilę w ciszy, aż w końcu samochód zatrzymał się przed ogromną maszyną. Oboje wyszli z pojazdu.

- Czekają na ciebie w przednim wejściu. Leć i baw się dobrze!- odezwał się mężczyzna w kamizelce, oddalając się w stronę innych pracowników.

- Dziękuję!- odkrzyknął Hubert i czym prędzej pobiegł w stronę schodów, prowadzących do wnętrza kabiny samolotu.

***

~ Hubert ~

Opadłem wykończony na fotel. W jednej chwili poczułem jak cały stres mnie opuszcza. Udało się! Udało!
Byłem tak szczęśliwy. Niewiarygodne!
Pełen radości i z uśmiechem na twarzy rozłożyłem się wygodnie na siedzeniu. Jeszcze przez jakiś czas stewardessy kręciły się po samolocie, sprawdzając pasażerów, licząc ich i uprzedzając o środkach ostrożności.
Kilka minut później samolot wzniósł się w powietrze, a ja mogłem odetchnąć z ulgą. Teraz tylko czekać.
Poczułem jak żołądek podchodzi mi do gardła. To był znak, że jesteśmy już wysoko nad ziemią.
W głośnikach rozbrzmiał głos jakiejś kobiety. Poinformowała, że jesteśmy ileś tam kilometrów nad powierzchnią, po czym opowiedziała trochę o zakupach podczas lotu.
Ja jednak byłem zbyt wycieńczony by poświęcić jej uwagę. Zamknąłem oczy i natychmiast usnąłem.

Dopowiem tylko jedno. Śniły mi się cudowne rzeczy.

"Za dużo tego wszystkiego'' DxDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz