Rozdział 41 - Powrót do rzeczywistości

94 21 5
                                    

Zamknęłam się w pokoju na zamek.

— Cholera...

Złapałam się za głowę i skuliłam pod drzwiami. Byłam okropną przyjaciółką. Jak mogłam dopuścić do tego, że Gilbert ją wykorzystywał według własnego widzimisię?

Rozryczałam się, ale błyskawicznie szybko się uspokoiłam, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.

— Kimkolwiek jesteś, odejdź! — Smarknęłam w stronę wrót.

— Natalia?.... Co się stało?

Kurwa.

Zawsze tak było, zawsze. Chce sobie człowiek popłakać w samotności gdzieś w kącie, bo to takie dramatyczne i robiące wrażenie, a tu ci przerywają.

— Już cię wpuszczam! Spokojnie.

Wstałam szybko i otworzyłam mu. Zaczęłam się zastanawiać, czy to nie był błąd, bo ten wszedł do pokoju jak tajfun z oczami jak pięć złotych.

— Co się... Płakałaś? — Złapał mnie za ramiona.

— Tak.

— Co się stało?

— No bo ten... rozmawiałam z Nelą.

— Co ci powiedziała? — Zdenerwował się. — Uderzyła cię?

— Nie... Ale powiedziałam jej szczerze o nas. A ona mi o tym, co się działo przez te kilka dni... Ughh... Cholerny Prusak...

— Nie przejmuj się nim — powiedział. — Już więcej ci nic nie zrobi.

Zaraz.

Czemu on mówił to tak, jakbym nie wiadomo ile razy została pobita przez szarego? Przecież to ja ciągle wysyłałam gnojka do szpitala. Francja powinien mówić w ten sposób do Gilberta, przekonywać go, że za kratkami będzie bezpieczny, bo tam nie zrobię z jego twarzy parkietu do tańca.

— Z tego, co mówiła ta agresja w ludzkiej skórze, Prusy nie wyjdzie przez bardzo długi czas. Więc nie bój się, że coś ci zrobi.

— Skończ tak mówić! — Zdenerwowałam się. — W dupie mam, że Prusak zrobił mi z gęby jesień średniowiecza! Chodziło mi o to, że krzywdził Nelę! I przestań tak mówić o Gilbercie, w końcu się przyjaźnicie, do cholery! ... A Gilowi w końcu oddam i to z nawiązką! — Uśmiechnęłam się szeroko na samą myśl o nadchodzącym wpierdolu.

Była różnica pomiędzy przemocą Petro, a oberwaniem od Prusaka. Na samą myśl o rewanżu z Gilem rwałam się do walki.

***

Wolny czas spędziłam w zamkniętych czterech ścianach, pochłaniając książkę w upragnionym spokoju. Doba była stanowczo za krótka.

Gdy nadszedł czas kolacji, zeszłam spokojnym chodem na stołówkę, pokazując dobitnie swoją postawą, że mam wszystko i wszystkich w dupie. Usiadłam przy stole, przy którym siedział już Deidara, czyli mistrz sztuki wymienionej powyżej.

— Yo, gangsta.

— Jak twoja twarz, un?

— Wciąż odstrasza. A twoja?

— Chodziło mi o... Nieważne, un — burknął.

— Wiem o co ci chodziło. — Zaśmiałam się. — Jest dobrze, nie widać?

— No właśnie nie, un — wycedził, a ja zmiażdżyłam go wzrokiem.

— Osz ty...

Na stołówkę wszedł Petro, a ja obdarzyłam go miną w stu procentach ukazującą moje poirytowanie.

Hetalia Axis... Zombie?! - Tom 2 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz