Rozdział 56 - Niechlubna walka z kogutem

91 21 1
                                    

[6 grudzień]

Następnego dnia obudziłam się z dziwnym niepokojącym uczuciem, jakby miało się coś stać. Coś nie pasowało mi ciutkę za bardzo i po spojrzeniu w okno zobaczyłam cudowną zamieć śnieżną. Jak dobrze, że kurnik był ocieplony, bo byłoby ciężko.

Nasz „kurnik" to było stare pomieszczenie gospodarcze, znajdujące się po prawej stronie przy ogrodzeniu. Budyneczek oraz skrawek podwórka był otoczony siatką. Ludwig dwa dni nad tym pracował. Nasza szkoła leżała na zadupiu, a że na zadupiu zazwyczaj są jakieś gospodarstwa, to wyłapaliśmy te pierzaste gady. Nie było to trudne. Pozwalaliśmy im wychowywać młode. Dzięki temu mieliśmy mięso (mało bo mało, ale było) oraz najważniejsze – jajka.

Z mięsem nie było tak tragicznie. Mieliśmy agregat podłączony do dużej zamrażarki, a w środku właściwie wszystko. Warzywa, mięso. Czasami udawało się coś upolować, jakiegoś kota czy gołębia. Dawno jednak nic nie znaleźliśmy.

Pamiętałam, jak w pierwszych tygodniach szkoły, znaleźliśmy świnię. Ludwig bez skrupułów świniaka odstrzelił i mięso podzielił na części. Płakałam za losem biednego zwierzęcia kilka dni. Ale prawda jest taka, że jak mi głód do dupy zajrzał, to łzy szybko się skończyły. Dodatkowo byłam w ciąży, więc Ludwig i Francis wobec mojej diety byli nieugięci. Dostawałam większe porcje, pozwalano mi na podjadanie, kiedy tylko naszła mnie ochota. Ze spokojem obserwowali, jak wyżerałam zapasy grupy, mimo że przecież starałam się kontrolować. Nie zawsze jednak mi się to udawało.

Jakby się tak w sumie zastanowić, to cały mój brzuchaty okres był iście popierdolony. Hormony szalały jak na wojnie, cieszyłam się, denerwowałam i płakałam z byle gówna. Pamiętam jak raz wpadłam w histerię, bo nie potrafiłam założyć nowej rolki papieru toaletowego do tego plastikowego pojemnika. Z płaczem rozjebałam pojemnik szczotką do kibla i dowody zbrodni wyrzuciłam za okno.

Bardzo dużo też jadłam. Potrafiłam zjeść dwie porcje obiadu i jeszcze chciwie zezować na porcję sąsiada obok. Pomimo moich odpalmów byłam traktowana jak Królowa Matka.

Byłam tylko na jednej wyprawie będąc ciężarną, zaraz po „przeprowadzce". To właśnie wtedy szalała we mnie wściekłość i żal za wszystko, za śmierć Matika, za wszystkich. Kiedy byliśmy uwięzieni znalazłam sposób na wyjście, wystarczyło pomyśleć logicznie, podczas gdy Ludwig uspokajał spanikowaną Nelę siedzącą skuloną w kącie, a z Francisa nawet nie było pożytku. To była moja pierwsza i ostatnia wyprawa podczas ciąży, w szkole tymczasem był Deidara i Petro robiąc porządek ze wszystkim co łaziło, a nie dychało.

Na wyprawach oprócz ważnych i przydatnych rzeczy, chłopacy zabierali różne rzeczy nadające się dla przyszłego nowego członka „rodzinki". Dla mnie też organizowano różne przedmioty, wystarczyło kiwnąć palcem.

Po spazmach wściekłości nadeszła depresja. Do trzeciego miesiąca miałam okres wycięty z życia. Walenie głową w ścianę i płacz dwadzieścia cztery godziny na dobę sytuacji na Świecie niestety nie zmienił, więc musiałam znowu nauczyć się żyć. Tu wielki ukłon w stronę Francisa, który był przy mnie tak długo jak mógł i wspierał mnie. Nie napastował, nie walił głupich uwag, był prawdziwym i troskliwym przyjacielem. Oczywiście zaraz po tym, jak przez trzy tygodnie stwarzał mi piekło na ziemi, ale nie chciałam do tego wracać, nawet myślami.

Petro przelotnie jedynie ze mną rozmawiał, a Deidara nie darzył mnie zbytnio sympatią.

Ludwig był moim osobistym lekarzem, Francis skakał dookoła mnie jak tresowany szympans na sznurku, a Nela...

Cóż...

Codziennie słuchałam, jaka byłam głupia. Nie dlatego, że wpadłam w pierwszy miesiąc apokalipsy, ale dlatego że noszę dziecko. Moje dziecko. Traktowała mnie jak trędowatą, krzywiła się jak patrzyła na mój stale rosnący brzuch. Dzień w dzień ostrzegała mnie, że jak urodzę, to mam się do niej z bachorem nie zbliżać. Szybko zaczęłam unikać tematów związanych z dzieciakiem, a w jej towarzystwie udawałam, że w ciąży nie jestem.

Hetalia Axis... Zombie?! - Tom 2 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz