Rozdział 57 - Teatr życia

87 19 5
                                    

[10 grudzień]

Dwa dni ciężkich prac domowych i społecznych, jakie sprezentował mi Ludwig na Mikołajki, sprawiły, że chodziłam struta cały ten czas. Co gorsza Francis zdawał się po cichu popierać Niemca, o co zdążyłam już zrobić mu awanturę. Ten jednak nawet się tym nie przejął, ponieważ jego myśli błądziły wokół... No właśnie.

Z jakiś dziwnych i nieznanych mi powodów odrzucałam od siebie myśl rychłego zamążpójścia. Temat niezwykle mnie wkurwiał i stresował, sprawiał, że chciałam spieprzyć na księżyc. Nie mam pojęcia dlaczego tak bardzo broniłam się przed tym, możliwe że to przez to, że było to nieuniknione. A u mnie wszystko, co zbliżało się nieuchronnie i było nieuniknione powodowały stres i ogromne bóle brzucha. Według Francisa cała ceremonia miała odbyć się jutro, a Francuz zabronił mi się w to mieszać. Jedna wielka niespodziewajka.

Heh, niespodziewajka to będzie, jak się zbełtam na świadków i mistrza ceremonii. Następnie zarzygam ściany, małżonka i zdechnę z wycieńczenia. Impreza, kurwa, życia.

Tego dnia nie spałam w ogóle. Podczas gdy Francja smacznie spał, ja leżałam na boku z oczami wielkimi jak pięć złotych.

Skąd ja wezmę sukienkę? I buty? Czy franca pozwoli mi wziąć ślub w glanach?

Tyle pytań bez odpowiedzi.

Martwiłam się jak cholera, podczas gdy Arioch i Francja spali w najlepsze. Na samą myśl dostawałam zawału jajników, jajowodów i macicy!

On naprawdę uparł się na mnie, jak Hitler na Polskę.

Nie mogąc sobie znaleźć miejsca we własnym łóżku, wstałam ostrożnie i porywając kurtkę z szafy, citnęłam na korytarz. Piździało w luj i jeszcze trochę, co spowodowało, że moje zęby zaczęły szczękać jak sanie Mikołaja na święta.

Tak szczerze, nie miałam kompletnie pomysłu co ze sobą teraz zrobić. Po głębszym zastanowieniu się postanowiłam w końcu zejść na sam dół, aby zerknąć do klasy dwadzieścia osiem, czyli tam, gdzie jutro miał odbyć się Dzień Sądu.

Klasa była zamknięta, tak jak się spodziewałam. Dla mnie nie było to problemem, zwłaszcza że na dyżurce była gablotka z zapasowymi kluczami. 

Niewiele myśląc poszłam po klucze, ale tam czekało mnie zaskoczenie. Były wszystkie klucze, prócz tych które były mi potrzebne.

— Osz ty...

Przeszło mi przez myśl wzięcie łomu, ale myślę, że Francis przewinąłby mnie na lewą stronę, gdybym to zrobiła. Jednak ciekawość tak mnie roznosiła!

Zaczęłam przeszukiwać stare półki i szuflady, aż znalazłam kawałek drutu. Cóż, dobre i to. Skoro na filmach potrafią otworzyć tym gównem zamek, to też spróbuję.

Potruchtałam szybko z powrotem do multimedialnej i gdy tylko włożyłam drut w dziurkę od klucza i zaczęłam kombinować, usłyszałam głos za sobą:

— A ty co robisz?

Krew odpłynęła mi z twarzy, gdy poznałam jego głos.

No to się wdupiłam...

Odwróciłam się powoli w stronę Francuza i powiedziałam spokojnie:

— Włamuję się.

— Dlaczego? 

— Bo jestem ciekawa.

Obróciłam się do niego plecami i znów włożyłam drut w dziurkę od klucza.

Jestem pierdolonym samobójcą.

— Natalia!

Jego krzyk niedowierzania sprawił, że upuściłam drut, a ja sama rzuciłam się do ucieczki. Problem jednak nadszedł, gdy lewa noga naszła mi na prawą, co poskutkowało wyjebaniem orła na całej linii.

Hetalia Axis... Zombie?! - Tom 2 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz