Dziesięć minut później szłam ubrana w wygodne ciuchy oraz obładowana w broń na hol, gdzie czekał na mnie już zniecierpliwiony Deidara.
Nie lubiłam zasrańca. Był niższy ode mnie, a bardziej pyskaty i niemiły, niż ja i Nela razem wzięte do kupy. Dodatkowo był wybuchowy oraz wziął się nie wiadomo skąd i nie wiadomo kiedy.
— Długo muszę jeszcze na ciebie czekać, un?
Koleś ewidentnie miał ból dupy.
— Dupa ci w chuj, to twoja wina — Wysiliłam się na kulturalną i merytoryczną odpowiedź.
— Jak to moja, un?! — Zapowietrzył się jak opona od roweru. — A kto wyłamał mi drzwi z zawiasów i zaczął drzeć mordę?!
— Jak to kto? Ludwig! — Wzruszyłam ramionami z niewinnym uśmiechem.
— Ekhem, ekhem.
Obróciłam się szybko. Niemcy stał z Nelą tuż za moimi plecami, patrząc na mnie z góry, przy czym przyjaciółka cicho się zaśmiała.
— Mówiłem, że macie przestać się na siebie wydzierać. — Szef westchnął ze zrezygnowaniem.
— Gdzie mamy jechać i po co? — Zgrabnie olałam jego wypowiedź.
— Kaufland na Kościuszki. Pełną listę macie tutaj. — Ludwig podał mi świstek papieru.
Rzuciłam okiem na listę zapisaną drobnym i zgrabnym pismem, gdzie Lu zapisał żywność z długoterminową, bo w sumie na taką mogliśmy tylko liczyć, oraz podstawowe produkty sanitarne. Całe szczęście nie pisał jej po niemiecku.
Gdy skończyłam czytać, spojrzałam zdziwiona na szefa:
— A gdzie maść?
— Jaka maść? — Teraz on zapytał ze zdziwieniem.
— Maść na twój ból dupy.
Ludwigowi zaczęła nerwowo pulsować brew. Widocznie tracił już cierpliwość.
— Idźcie już.
Wyszczerzyłam się do niego, po czym skierowałam się do wyjścia w trybie natychmiastowym. Jeszcze mnie Ludwiś wkomponuje w ścianę i skończy się mój radosny Dzień Dziecka.
Wyszliśmy wszyscy na szkolny parking, gdzie znajdowała się wielka terenówka Ludwiga i dwa zwykłe auta zajebane z ulicy.
Bez zbędnego słowa, wszak chciałam bardzo szybko wrócić z powrotem, wsiadłam do auta, które zostało wybrane przez Deidarę. Usiadłam sobie z przodu na miejscu pasażera i zerknęłam kątem oka na knypka, który zapinał pasy z miną wyrażającą ogromny sprzeciw.
— Dei — zaczęłam uroczyście — wiem, że radio nie działa, ale jakbyś chciał, to znam kilka piosenek po japońsku.
Chłopak przerwał swoje wielkie poszukiwania zapięcia do pasów i spojrzał na mnie z wolna. Lustrował mnie chwilę zimnymi, błękitnymi oczami po czym odrzekł:
— Chcesz żyć, un? To ani słowa, kretynko.
Ani słowa?
Wzięłam głęboki wdech i zaśpiewałam Herkulesa:
— Co to? TO NIE! Ani słowa, a sio!*
Zamilkłam, kiedy Deidara złapał mnie za kołnierz i potrząsnął mną wściekle:
— Czego, kretynko, nie rozumiesz, un?! — warknął, wciąż szarpiąc mnie w przód i w tył, a ja czułam, że powoli dostawałam choroby lokomocyjnej. — Kiedy wyruszymy, ma być cisza!
CZYTASZ
Hetalia Axis... Zombie?! - Tom 2 ✓
FanficMinęły prawie dwa lata od ostatnich wydarzeń. Przeżyłam. Tak jak przeżyła Nela i niektórzy z naszej grupy ocalałych. Ale to wciąż nie był koniec naszych problemów. Apokalipsa Zombie to zdecydowanie za mało, jak na nasz mały szkolny Świat. Musiały d...